Euro 1996


Pomimo, że od Mistrzostw Europy w Anglii minęło już ponad 10 lat, to nadal pozostają w pamięci kibiców jako jeden z najlepszych turniejów.


Udostępnij na Udostępnij na

Dużo wyrównanych spotkań kończących się emocjonującymi seriami rzutów karnych, trybuny pękające w szwach pod naporem publiczności i heroicznie walcząca o triumf nikomu nie znana wcześniej jedenastka z Czech – to znaki rozpoznawcze Euro ‘96.

Zanim dojdziemy do turnieju głównego, warto wspomnieć eliminacje. Polska ekipa znalazła się w grupie pierwszej wraz z Rumunią, Francją, Słowacją, Izraelem i Azerbejdżanem. Pierwszy mecz zakończył się niepomyślnie dla biało-czerwonych. Porażka 2:1 z Izraelem nie mogła nikogo satysfakcjonować. Następne mecze to wygrane spotkanie z Azerbejdżanem 1:0 i z remis z Francją 0:0 (oba u siebie). Porażka z Rumunami na ich terenie 2:1 i zwycięstwo w Zabrzu z Izraelem 4:3 oraz budząca podziw wygrana nad Słowakami 5:0 (najwyższym w polskiej historii eliminacji ME). Kolejny mecz to słynny już remis 1:1 z Francją na Parc des Princes.

Bohaterem tego meczu został Andrzej Woźniak, który obronił rzut karny wykonywany przez Lizarazu i dobitkę Guerina. Dzięki temu przez dziennikarzy został okrzyknięty „księciem Paryża”. Pojedynek ten rozbudził nadzieje kibiców, jak się później okazało bezpodstawnie. Biało-czerwoni zremisowali u siebie bezbramkowo z Rumunią i przegrali ze Słowacją aż 4:1, która wyprzedziła nas ostatecznie w tabeli. Mecz z naszymi sąsiadami zakończył się skandalem. Zdenerwowany kapitan polskiej ekipy Roman Kosecki schodząc z boiska ostentacyjnie zdjął koszulkę, a znany z zadziorności Piotr Świerczewski pokazał sędziemu palcem znak powszechnie uznawany za obraźliwy.

Na te zachowania nie pozostał obojętny arbiter spotkania, który zasłużenie ukarał Polaków czerwonymi kartkami. Los ówczesnego selekcjonera Henryka Apostela został tym meczem przesądzony, a jego odejście przypieczętował bezbramkowy remis z Azerbejdżanem w ostatnim pojedynku. Grupę pierwszą wygrała Rumunia, a nam na osłodę w pamięci pozostaje 7 bramek zdobytych w tych eliminacjach przez Andrzeja Juskowiaka.

Turniej finałowy miał być ucztą dla fanów piłki nożnej. Rekordowa liczba drużyn (aż 16), zasada złotej bramki w dogrywce i klimat angielskich stadionów musiał gwarantować sukces zawodów. Pierwszy mecz pomiędzy gospodarzami a Szwajcarią zakończył się niespodziewanym remisem 1:1 (Shearer 23, Turkyilmaz 82k). W innym meczu tej grupy Holandia zremisowała bezbramkowo ze Szkocją. A po wygranej podopiecznych Guusa Hiddinka 2:0 nad słabą Szwajcarią stało się jasne, że walka awans do dalszej rundy rozegra się pomiędzy dwoma brytyjskimi reprezentacjami i mającą świetny skład Holandią.

Ostatecznie z grupy pierwszej do dalszych gier przeszła Anglia po fenomenalnym rozgromieniu na Wembley Holandii 4:1 (po dwie bramki duetu S-S: Shearer, Sheringham) i tylko dzięki lepszemu bilansowi bramek zdobytych niż Szkocja – reprezentacja Hiddinka. W grupie drugiej awans do dalszej rundy wywalczyły faworyzowane Francja i Hiszpania, która wyprzedziła o jeden punkt Bułgarię z legendarnym już wtedy Christo Stoiczkowem na czele. Ostatnie miejsce zajęła Rumunia – pogromca Polaków w eliminacjach.

Jak zawsze na turniejach tej rangi jest tzw. grupa śmierci. Nie inaczej było tym razem, w pierwszej fazie los złączył naszych sąsiadów Niemców, Czechów, Rosję i zawsze groźnych na tego typu imprezach – Włochów. Bez problemów dalej awansowali Niemcy (2 zwycięstwa i remis z Włochami) i po niespodziewanej wygranej 1:0 nad zespołem z Półwyspu Apenińskiego – Czesi. W ostatniej grupie z pierwszych miejsc wyraźnie wyszli Portugalczycy i Chorwaci (przyszłe gwiazdy Word Cup’ 98) zostawiając w tyle Danię i Turcję, która nie zdobyła ani jednego punktu!

W ćwierćfinałach los związał reprezentację: Anglii z Hiszpanią, Francji z Holandią, Czech i Portugalii oraz Niemiec i Chorwacji. Zacięty pojedynek pomiędzy Hiszpanią i Anglią zakończył się dopiero rzutami karnymi, które lepiej egzekwowali gospodarze. Drugi mecz ćwierćfinałowy także nie przyniósł rozstrzygnięcia w regulaminowym czasie gry. Po rzutach karnych wygrali „Trójkolorowi” ( m.in. Seedorf nie potrafił pokonać z 11 metrów Lamy). W trzecim też bardzo wyrównanym pojedynku awans reprezentacji Czech daje Karel Poborsky lobując bramkarza Portugalii. W ostatniej grze tej fazy Chorwacja uległa 1:2 faworyzowanym Niemcom i odpadła z turnieju.

Półfinały zapowiadały się na bardzo wyrównane. Tak też było i oba mecze zakończyły się karnymi. W spotkaniu Francja – Czechy na Old Trafford więcej szczęścia mieli nasi południowi sąsiedzi i to na nich niespodziewanie czekał finał. Z kolei mecz Anglia – Niemcy do końca życia będzie pamiętał Gareth Southgate, który nie wykorzystał decydującej jedenastki. Tym samym piękne sny o złocie Anglików zostały przerwane.

Mecz finałowy – zwieńczenie udanego niewątpliwie turnieju odbył się na legendarnym Wembley, przy udziale 76 tysięcznej publiczności. Zaczęło się pięknie dla Czechów, po faulu Sammera na Poborskim bezbłędnym egzekutorem karnego był Patrik Berger. Wejście w 69. minucie nieznanego przedtem szerszej publiczności Olivera Bierhoffa za Mehmeta Scholla zmieniło diametralnie grę Niemców. W 73. minucie po uderzeniu głową z 4 metrów to właśnie Bierhoff pokonał Petra Koubę doprowadzając do emocjonującej dogrywki. W 95. minucie ku radości niemieckich kibiców „super rezerwowy” strzelił „złotą bramkę”, dającą Niemcom tytuł najlepszej drużyny naszego kontynentu.

Najnowsze