Reprezentacja Polski ma za sobą nieudany początek el. MŚ. Remis ze słabszą Słowenią pokazał, że w naszym obozie nie dzieje się najlepiej. Czy spotkanie z San Marino pokaże, że my - kibice - nie mamy się o co martwic?
Na drużynę reprezentacji Polski po meczu we Wrocławiu spadły ogromne gromy. Nawet najwierniejsi sympatycy Leo Beenhakkera zauważyli, że w naszym zespole nie dzieje się najlepiej. W bardzo słabej formie jest Krzynówek, Roger prezentuje się tak jak cała Legia, a Kowalczyk wygląda jak sparaliżowany. Niedawno ze zgrupowania wyjechał Paweł Brożek, który, mimo że był kontuzjowany, dostał powołanie i zaliczył sobie wycieczkę do Wronek.
Jednak powinniśmy zapomnieć o sobotnim meczu i skupić się na jutrzejszej rywalizacji z „Kelnerami”. San Marino to najsłabszy zespół na świecie i tylko dwóch zawodników na co dzień profesjonalnie zajmuje się piłką nożną. Drużyna Leo Beenhakkera w jutrzejszym spotkaniu musi wygrać, inaczej znajdzie się w nie najlepszym położeniu, biorąc pod uwagę mecze, jakie czekają nas już za niecały miesiąc.
Czechy i Słowacja to rywale zdecydowanie lepsi od drużyn Słowenii czy San Marino, w tych przypadkach nasi będą musieli się wznieść na wyżyny. Czy Leo, który do niedawna uważany był za „wielkiego motywatora”, przywróci blask naszej drużynie?