Ekstraklasa pokazała wyższość – pierwsze wnioski przed wznowieniem sezonu


W półfinałach Pucharu Polski zobaczymy tylko drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej

28 maja 2020 Ekstraklasa pokazała wyższość – pierwsze wnioski przed wznowieniem sezonu
Paweł Jaskółka / PressFocus

Podczas jednej z najdłużej trwających rund Pucharu Polski, która rozciągnięta była na ponad trzy i pół miesiąca, uświadczyliśmy wielu emocji. Zabrakło jednak niespodzianek – do półfinału awansowały cztery ekipy grające na co dzień w ekstraklasie. Warto więc prześledzić raz jeszcze wszystkie mecze ćwierćfinałowe.


Udostępnij na Udostępnij na

Czas także wyciągnąć pierwsze wnioski, bo już w ten weekend rusza ekstraklasa, a w środku kolejnego tygodnia zmagania rozpocznie Fortuna 1. Liga. Pierwszoligowcy co prawda nie sprawili niespodzianki, ale Miedź dzielnie walczyła przeciwko warszawskiej Legii, a Stal Mielec w drugiej połowie sprawiła kłopoty Lechowi Poznań. Na początek przypomnijmy sobie spotkania rozegrane jeszcze w marcu.

Krakowianie na drodze do finału

W pierwszym meczu ćwierćfinałowym GKS Tychy na (jakże pięknie się prezentującym!) Stadionie Miejskim w Tychach podejmował Cracovię. Niezwykle ofensywna, lecz mająca problemy z defensywą ekipa tyszan nie była faworytem, ale jednocześnie nie była skazana na pożarcie. Krakowianie przeważali, częściej utrzymywali się przy piłce, ale GKS także potrafił postraszyć. Napastnik tyszan Szymon Lewicki wykazywał się aktywnością, wprowadzając zamęt w formacji defensywnej Cracovii.

Po przerwie krakowianie pokazali, dlaczego to właśnie oni znajdują się obecnie w ekstraklasie. GKS zaczął popełniać proste błędy i po zamieszaniu w bocznym sektorze boiska Wdowiak wykorzystał fantastyczne podanie prostopadłe. Goście objęli prowadzenie, a gospodarze jeszcze raz pokazali, że mają problemy z koordynacją w obronie.

Prawdziwie piłkarskie emocje nadeszły, kiedy mecz schylał się już ku końcowi. Po zgrabnym kontrataku, na minutę przed zakończeniem spotkania, podanie otrzymał Wojciech Szumilas, który huknął z szesnastu metrów. Rezerwowy GKS-u doprowadził do dogrywki i dał nadzieję na wyeliminowanie Cracovii.

W dogrywce nie było jednak tak kolorowo. Defensorzy GKS-u po raz drugi w tym spotkaniu pokazali antyklasę, zupełnie odpuszczając walkę o piłkę – najpierw w bocznym sektorze, a później w polu karnym. Nienaciskany Pelle van Amersfoort przymierzył dokładnie pod poprzeczkę, a Cracovia przypieczętowała swój awans do półfinału.

Nerwowe starcie w Gdańsku

Następnie Lechia Gdańsk zmierzyła się na własnym obiekcie z obecnym mistrzem kraju, czyli Piastem Gliwice. Pierwsza odsłona spotkania minęła pod dyktando drużyny z Pomorza –  zobaczyliśmy strzał w poprzeczkę już w pierwszych minutach meczu. Później zrobiło się jeszcze groźniej, aż w końcu Filip Mladenović popisał się pięknym wolejem i dał gospodarzom prowadzenie.

A przynajmniej tak się z początku wydawało – po analizie VAR sędzia nie uznał tej bramki, zamiast tego odgwizdując spalonego. Na pozycji spalonej znalazł się wrzucający piłkę ze skrzydła Mihalik. Nieuznane trafienie tylko zachęciło Lechię do dalszego parcia na bramkę Piasta. Gliwiczanie tuż po przerwie zmarnowali fantastyczną okazję – tym razem to gdańszczan uratowała poprzeczka.

Znane powiedzenie mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą – tak też było w tym przypadku, bo zaledwie kilka minut później Lechia objęła prowadzenie dzięki trafieniu Ze Gomesa. Zawodnicy wrzucili wyższy bieg – za moment to Piast miał świetną okazję do strzelenia bramki, ale bardzo dobrze spisał się golkiper gdańszczan. Nie minęło kilka minut, a to znów Lechia znalazła się pod polem karnym Piasta. Po błędzie obrońcy piłkę przejął Paixao, który uderzeniem lewą nogą podwyższył wynik dla swojej ekipy.

Gorąco zrobiło się jeszcze w końcówce – kilka przypadkowych odbić piłki i Kristopher Vida zdobył swoją premierową bramkę dla Piasta Gliwice. Piast nie poszedł jednak za ciosem i z jedynego w tych ćwierćfinałach pojedynku między ekstraklasowiczami zwycięsko wyszła drużyna z Gdańska.

Trudno jednak wyciągać jakiekolwiek wnioski po obu tych spotkaniach, przez kolejne trzy miesiące zawodnicy byli bowiem wyłączeni z gry. Najpierw trenowali w domu, później w małych grupkach, teraz w końcu piłkarze mogą spotkać się całą grupą. Przez ten czas zmienić się mogło bardzo wiele, a wszystkie cztery drużyny ocenić będziemy mogli dopiero po nadchodzących kolejkach PKO Ekstraklasy oraz Fortuna 1. Ligi.

Miedź nie zaskoczyła

W końcu doczekaliśmy się powrotu polskiej piłki klubowej. Miedź Legnica zagrała z Legią Warszawa. Mogliśmy zobaczyć, jak do nadchodzących spotkań przygotowani są zawodnicy obu drużyn, co jeszcze trzeba poprawić, a co już wygląda całkiem dobrze. Piłkarze Miedzi nieco zaspali i w pierwszych minutach dali się zaskoczyć Legii. Warszawiacy zaś bardzo ładnie rozgrywali piłkę, kreatywnie konstruowali akcje.

Legniczanie także potrafili ukąsić. Makuch potrafił wygrać pojedynek biegowy na prawej stronie boiska, a Jakub Łukowski przepięknie przymierzył z rzutu wolnego. Obu zawodnikom zabrakło nieco szczęścia – pierwszy trafił w poprzeczkę, a drugi w słupek. Z biegiem czasu to jednak legioniści zdobywali więcej gruntu, a bramka Gvilii była tylko tego potwierdzeniem.

Widać było, że niektórzy gracze stracili czucie piłki. Przede wszystkim wśród zawodników Miedzi mieliśmy kilka niepoprawnych przyjęć czy prostych błędów technicznych – jak ten, po którym bramkę strzelił Gruzin. Wraz z upływem czasu, już w drugiej części spotkania, uwypukliły się także różnice w przygotowaniu kondycyjnym zawodników. Zmęczeni legniczanie nie dawali sobie rady z lepiej przygotowanym rywalem.

Niektórym brakowało nie tylko czucia piłki, Igorowi Lewczukowi w ostatniej fazie meczu zdecydowanie odcięło prąd. Obrońca zaatakował Omara Santanę, mimo iż dobrze wiedział, że jest spóźniony. Wszystko skończyło się czerwoną kartką dla legionisty i mrożącym krew w żyłach krzykiem Santany, dla którego był to koniec meczu. Klub nie poinformował jeszcze, jakim urazem ostatecznie zakończyło się ostre wejście Lewczuka – najprawdopodobniej jest to skręcenie stawu.

Z bardzo dobrej strony zaprezentowali się debiutanci w pierwszej drużynie Legii. Sprowadzony do Warszawy w zimowym okienku Bartosz Slisz po raz pierwszy wyszedł w wyjściowym składzie Legii. Podobnie – także sprowadzony zimą – Mateusz Cholewiak. Ten zaliczył jednak o kilka spotkań więcej w ekstraklasie już w barwach stołecznego klubu. Absolutnym debiutantem był za to Wojciech Muzyk, bramkarz Legii w meczu przeciwko Miedzi. Zaliczył całkiem dobry występ, ale straconą bramkę można wpisać na jego konto – popełnił błąd, gdy zawahał się, wychodząc do piłki centrowanej w pole karne i otwierając drogę do bramki.

Lech kandydatem na puchary?

Na tle bardzo przeciętnej Stali Mielec podopieczni trenera Żurawia wypadli bardzo dobrze. Cała drużyna w meczu przeciwko ekipie z niższej ligi funkcjonowała bardzo dobrze. Pochwalić należy przede wszystkim młodego Jóźwiaka, Muhara czy Daniego Ramireza, którzy stanowili motory napędowe Lecha. Zwycięstwo nad Stalą napawa optymizmem, ale czy można je brać za pewnik dobrego przygotowania do rozgrywek?

Mielczanie, czyli teoretycznie zespół walczący o awans do ekstraklasy, wypadli kiepsko. Jedynie Michał Żyro oraz Mateusz Mak, czyli skrzydłowi Stali, wyróżniali się na tle innych zawodników. Przede wszystkim pierwszy z wcześniej wspomnianej dwójki rządził i dzielił na swojej stronie. Żyro był nawet niezwykle bliski strzelenia bramki, ale zmarnował bardzo dogodną okazję ku temu, trafiając w słupek.

Stal wyglądała jednak bardziej jak ligowy średniak niż drużyna licząca się w walce o awans. To, co działo się na bokach defensywy mielczan, zasługuje na określenie mianem kryminału. Jeśli przed startem sezonu nie poprawi się zbyt wiele, Warta oraz Podbeskidzie mają szansę uciec Stali, która zaprezentowała słabą formę, a także przygotowała się do rozgrywek raczej przeciętnie, jeśli chodzi o kondycję i motorykę.

Wynik 3:1 to znowu dobry kop motywacyjny dla Lecha. Ekipa funkcjonuje podobnie, a może nawet lepiej niż przed wymuszoną przerwą. Obecnie piąty Lech Poznań do wicelidera z Gliwic traci zaledwie punkt. Teraz, rozpędzony dzięki dobremu wynikowi, a także świetnie przygotowany do rundy „Kolejorz” może ruszyć na podbój ekstraklasy. Młoda drużyna Lecha ma spore szanse na wskoczenie na miejsca gwarantujące puchary. Mecz z Legią będzie także kluczowy, jeśli chodzi o walkę o mistrzostwo – dzięki zwycięstwu w tym spotkaniu poznaniacy będą mogli zacząć myśleć nawet o ataku na lokatę lidera.

Pary półfinałowe

W czwartek 28 maja PZPN rozlosował pary półfinałowe. Na Puchar Polski poczekamy jednak ponad miesiąc, bo dopiero na początku lipca rozegrane zostaną półfinały. Pary prezentują się następująco:

Cracovia – Legia Warszawa
Lech Poznań – Lechia Gdańsk

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze