Duety


4-4-2 to najpopularniejszy system gry, który przede wszystkim nie faworyzuje żadnej z formacji. To właśnie w tej strategii gry (i nie tylko) wzorowa współpraca pomiędzy dwoma napastnikami jest najbardziej zauważalna. Dzięki tej taktyce przez ostatnie lata mogliśmy oglądać wielkie wyczyny wybitnych snajperów.


Udostępnij na Udostępnij na

Od zarania dziejów pozycja napastnika w każdej drużynie jest jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą pozycją na boisku. W początkach powstawania pierwszych schematów gry, rola napastnika ewoluowała z początku powoli, by „eksplodować” w końcówce lat sześćdziesiątych na dobre. To właśnie w tych czasach na dużej popularności zyskał system 4-4-2. Czterech obrońców, ta sama liczba pomocników oraz dwóch napastników.

 Mówi się, że drużynę buduje się od fundamentów, czyli od bramkarza, ale to nie goalkeeperzy w pojedynkę wygrywali turnieje rangi Mistrzostw Świata, a gracze z pola. Zazwyczaj byli to napastnicy np. Diego Maradona, i to o nich się pamięta, o nich się mówi. Argentyńczyk właściwie jest wyjątkiem od reguły, że napastnik bez kolegów z drużyny jest nic nie warty. Ale nawet on miał tzw. kolegę z napadu w latach swojej wielkiej kariery, i nie zawsze to sam Diego był geniuszem, bo gdyby takim był, zakryłby swoim wielkim blaskiem innych napastników z drużyn, w jakich grał. Bo któż nie pamięta partnera Maradony z ataku reprezentacji Argentyny – Jorge Burruchagi czy innego „kumpla” z linii napadu – Jorge Valdano. Jeśli chodzi o tych jeszcze sławniejszych snajperów, którzy robili kariery u jego boku, to przede wszystkim nie możemy ominąć Gabriela Batistuty (Mundial ‘94) czy Carecy – asa Napoli z lat 80. Nie są to może przykłady typowych 'dwóch żądeł’, a raczej miksy Maradona + inny napastnik.

 Zazwyczaj rola obu grajków ma wiele różnych aspektów m.in. współpraca, partnerstwo, zgranie, rywalizacja, dobro drużyny itp. Trenerzy, bo to do nich należy ostateczny wybór obu „bombardierów”, zwykle mają swoje koncepcje. Niemal zawsze są one jednak racjonalne. Pomysł Walerego Łobanowskiego by w ataku Dynama Kijów wystawiać dwóch młodych zdolnych: Rebrova i Szewczenkę, czyli niskiego i wysokiego napastnika był trafiony w stu procentach. Obaj znakomicie się uzupełniali, a Dynamo skazywane na szybkie odpadnięcie z Ligi Mistrzów zaszokowało całą Europę dochodząc do półfinału tych rozgrywek, pokonując po drodze między innymi sam Real Madryt.

Ówczesną Ligę Mistrzów wygrał wtedy Manchester United mający w składzie może jeszcze większy duet: Dwight Yorke – Andy Cole. Wielu myślało, że są braćmi i nie chodziło tu tylko o czarny kolor skóry, a o niesamowite rozumienie się na boisku. To oni w dużej mierze wprowadzili ManU na salony i wprawdzie w samym finale inna para snajperów ich wyręczyła (Sheringham – Solskjaer), to o nich mówi się po dziś dzień.

 Wcześniej za jeszcze większy duet, tylko że reprezentacyjny, uważano z kolei starego i młodego, czyli Romario i Ronaldo, słynny atak Ro-Ro. Nigdy nie było im dane zagrać razem w ataku Brazylii podczas Mundialu. W ogóle obaj nie zagrali w zbyt wielu meczach To jednak nie przeszkadza ludziom, którzy wciąż twierdzą, że razem byli wielcy. Obaj zdobyli co prawda Puchar Świata, ale z innymi partnerami i w innych latach( Romario – Bebeto USA 94’; Ronaldo – Rivaldo Korea Płd. i Japonia 02′).

 Najbardziej pechowym i niedocenianym duetem lat 90. był duet chilijski: Marcelo Salas – Ivan Zamorano. Czemu pechowym i niedocenianym? Chodzi tu przede wszystkim o samą reprezentację Chile, która do gigantów nie należała i wciąż nie należy. Poza tym media nie traktowały poważnie ani tego wybitnego ataku, ani samej reprezentacji, która jednak we Francji podczas Mistrzostw Świata 1998 roku weszła na wyżyny swoich możliwości i wyszła z grupy remisując z bardzo silną drużyną włoską 2-2, a wspomniana dwójka przysłużyła się przy obu golach. Ostatecznie w drugiej rundzie przegrała z Brazylią 4:1.

 Francuski mundial wypromował nie tylko długowłosych Latynosów, ale i samych gospodarzy. Konkretnie Henry’ego i Trezegueta – absolwentów piłkarskiej akademii Clairefontaine. Chociaż to starsi Maurice i Guivarc’h przed samym czempionatem byli desygnowani do gry przez dziennikarzy i kibiców, to jednak trener Jacquet postawił na dwóch młodych graczy AS Monaco i się nie pomylił. Wprawdzie to nie oni brylowali w fazie pucharowej tego turnieju, tylko starsi sprawdzeni gracze,  jednak to ich gole w meczach grupowych były bezcenne.

To były przykłady graczy, którzy nawzajem bardziej się wspierali niż rywalizowali. Gianni Rivera i Sandro Mazzola – z jednej strony AC Milan, z drugiej Inter Mediolan. Obaj byli, są i będą ikonami swoich zespołów na lata. Najlepsi włoscy piłkarze lat 60. Dwie przysłowiowe „10” Milanu i Interu. Ich rywalizacja nie przyniosła Włochom wielkich korzyści na gruncie reprezentacyjnym.

Wcześniej znakomitą parę snajperów miał Juventus Turyn – niziutki Argentyńczyk z włoskim paszportem – Omar Sivori znakomicie uzupełniał walijskiego kolosa Johna Charlesa. Juve w przeciwieństwie do włoskiej kadry skorzystało na dwóch gwiazdach tamtych lat, którzy budowali swą potęgę na wzajemnym porozumieniu, czego dowodem był rok 1958 (Mistrzostwo Włoch, król strzelców: Charles) i 1960 (kolejne Mistrzostwo Italii, król strzelców: Sivori).

 Raul Gonzalez – Fernando Morientes: to za kadencji tych dwóch panów Real Madryt święcił największe sukcesy w latach 1995-2001. Chociaż kolejni trenerzy Królewskich „dokoptowują” do Raula kolejnych napastników-gwiazdorów to właśnie z „El Moro” symbolowi nowożytnego Realu szło najlepiej… To było coś! Jeśli już mowa o sukcesach klubu z Madrytu nie przystoi nie wspomnieć o największym ataku Europy lat 60: Di Stefano – Puskas. To dzięki tej dwójce Real mógł dopisać większość swoich sukcesów m.in. triumfy w Pucharze Europy i Lidze Hiszpańskiej.

 Podobnych duetów w historii futbolu było multum. Niełatwo znaleźć w pamięci i opisać wszystkie duety, które się przysłużyły dla futbolu. W moim mniemaniu wszystkie przedstawione przykłady znakomicie pokazały nam, jakimi wartościami powinna kierować się każda para napastników. Wszak nie wszyscy piłkarze mogą od razu tworzyć wielkie duety, na których myśl bramkarze czują wielki respekt. Jednak wszyscy powinni pamiętać, że to nie poprzez dobro jednostki czy jednostek, ale grę dla dobra drużyny tworzą się piłkarskie legendy oraz duety…

 

Komentarze
Paweł Szwarc (gość) - 16 lat temu

Autor: Paweł Szwarc

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze