Dream team pod Wawelem


W najsilniejszych ligach europejskich okno transferowe już dawno się zamknęło. Najgłośniejszym polskim transferem miało być przejście Jacka Krzynówka z Vfl Wolfsburg do Wisły Kraków, a ostatecznie polskim transferowym „hitem” okazał się powrót Grzegorza Rasiaka do Premiership. W Polsce najaktywniejsza w robieniu zakupów jest zdecydowanie krakowska Wisła. Liderzy Orange Ekstraklasy sprowadzili na stadion przy ulicy Reymonta przede wszystkim reprezentantów kraju, którzy mają zagwarantować powrót „Białej Gwiazdy” na tron po dwuletniej przerwie.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak się patrzyło na skład krakowian podczas rundy jesiennej, już można było odnieść wrażenie, że Wisła bardzo chce zmazać złe wrażenie po poprzednim sezonie zakończonym z ich punktu widzenia wręcz katastrofalnie (ósme miejsce) i poważnie myśli o zdobyciu jedenastego w historii mistrzostwa kraju. Zagwarantować to mieli między innymi Tomas Jirsak, Rafał Boguski, Piotr Ćwielong, Andrzej Niedzielan oraz trener Maciej Skorża. Jaki był tego efekt? „Biała Gwiazda” przewodzi ligowej stawce z potężną – dziesięciopunktową przewagą nad drugą w kolejności Legią. W rozegranych jesienią siedemnastu spotkaniach ani razu nie zeszła z boiska pokonana i tylko dwukrotnie dzieliła się punktami z rywalami. To bardzo umotywowało właściciela klubu, Bogusława Cupiała, do ponownego zainwestowania w zespół, który wreszcie spełniłby jego największe marzenie i awansował do Ligi Mistrzów. Co prawda, z Wawelem raczej już na dobre pożegnał się Kamil Kosowski, ale w Krakowie raczej długo za nim płakać nie będą. Na lewej stronie pomocy zapewne udanie go zastąpi jeden z najlepszych strzelców Ekstraklasy, Marek Zieńczuk, a na przeciwległej flance o miejsce rywalizować będą Boguski ze sprowadzonym z lubińskiego Zagłębie Wojciechem Łobodzińskim. Reżyserem gry ma być jeden z najwybitniejszych piłkarzy biegających po polskich murawach, Łukasz Garguła, a w zdobywaniu bramek Pawła Brożka ma wspomóc Radosław Matusiak. Teoretycznie Wisła ma zdecydowanie najsilniejszy skład w całej lidze, a trener Skorża niebywały problem bogactwa. Dawanie szansy jednemu zawodnikowi będzie krzywdzeniem drugiego, wcale nie gorszego. Szkoleniowiec drużyny z Reymonta ma więc bardzo komfortową sytuację i nie zdobycie przez jego podopiecznych mistrzostwa wydaje się dużą sensacją. Oby tylko to nie obróciło się przeciwko niemu.

Trzeba pamiętać, że nazwiska nie grają, a najsilniejszy skład w lidze wcale nie gwarantuje pierwszego miejsca na koniec sezonu. Wystarczy przytoczyć przykład zeszłego sezonu, kiedy dotknięta trenerską huśtawką i źle prowadzona Wisła, również dysponująca teoretycznie najsilniejszą drużyną w Polsce, zajęła dopiero ósme miejsce. Niewiele słabsza kadrowo Legia ledwo ukończyła sezon na podium. Natomiast o mistrzostwo walczyły nie posiadające w swoich składach naprawdę wielkich nazwisk GKS Bełchatów i Zagłębie Lubin. Dotyczy to zwłaszcza teamu wciąż jeszcze aktualnych mistrzów kraju, o którego sile decydowali dotychczas niedoceniani wyżej wspomniany Wojciech Łobodziński oraz Maciej Iwański, Michał Chałbiński, czy pod koniec rozgrywek odkryty przez Czesława Michniewicza Marcin Pietroń.

Silny skład nie gwarantował także Wiśle sukcesów międzynarodowych. Także dlatego, że przed każdym swoim startem w pucharach, zamiast się wzmacniać, „Biała Gwiazda” pozbywała się najlepszych piłkarzy. Kiedy krakowianie odpadali w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, pomimo bardzo silnego zespołu, nie radzili sobie potem z zespołami ze zdecydowanie niższej półki w bardzo złym stylu. Po porażce z Anderlechtem Bruksela drużyna w składzie z Mirosławem Szymkowiakiem, Maciejem Żurawskim i Tomaszem Frankowskim nie była w stanie poradzić sobie z walczącą o utrzymanie w lidze norweskiej Valerengą Oslo. W następnych latach zespół z Reymonta nie mógł sprostać równie słabym Dinamu Tbilisi i Vittorii Guimaraes.

Prawda jest taka, że tak naprawdę nic nie wskazuje na to, żeby sezon mógł się skończyć inaczej, niż zwycięstwem Wisły. Wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób zbroją się krakowanie, a jak ich najgroźniejsi rywale. Przykładowo wciąż mająca nadzieję na dogonienie „Białej Gwiazdy” Legia dokonała jak na razie jednego zakupu. Za Łazienkowską przyszedł mający załatać dziurę po kontuzjowanym Dicksonie Choto Mario Booysen. Ponadto zespół opuścił Kamil Grosicki, a po długiej rekonwalescencji wrócił Sebastian Szałachowski. Wydaje się, że dream team Macieja Skorży mistrzostwo ma raczej zagwarantowane. Jeśli ta drużyna będzie dobrze prowadzona i nie popełni typowo polskiego błędu, jakim jest letnia wyprzedaż najlepszych graczy, być może w sezonie 2009/2010 po raz pierwszy od ponad dekady będziemy oglądali mistrza Polski w elitarnej Lidzie Mistrzów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze