Dominik Brzozowski: „Szczęście jest bardzo ważne, a jesienią było po mojej stronie.” (WYWIAD)


Rozmawiamy z Dominikiem Brzozowskim, 19-letnim bramkarzem trzecioligowej Polonii Bytom.

12 stycznia 2021 Dominik Brzozowski: „Szczęście jest bardzo ważne, a jesienią było po mojej stronie.” (WYWIAD)

Z ligi wojewódzkiej juniorów wprost do pierwszego składu byłego mistrza kraju. Czy taki przeskok jest w ogóle możliwy? Nasz dzisiejszy rozmówca jest przykładem tego, że dzięki ciężkiej pracy dojść można naprawdę wysoko, choć znajduje się on dopiero na początku swojej piłkarskiej kariery. Dominik Brzozowski jeszcze nieco ponad pół roku temu reprezentował barwy MKS-u Zaborze. Dobra postawa w rozgrywkach juniorskich otworzyła mu drzwi do szatni Polonii Bytom...


Udostępnij na Udostępnij na

Młody bramkarz już chyba na zawsze zapamięta swoje dziewiętnaste urodziny. To właśnie w tym okresie dołączył do szatni Polonii Bytom, która przygotowywała się do rundy jesiennej. W trzeciej grupie III ligi silnych rywali nie brakowało – Ruch Chorzów, Ślęza Wrocław, zaskoczył nawet beniaminek z Goczałkowic. Golkiper szybko zaskarbił sobie miejsce między słupkami i nie zwolnił go do końca jesieni. Dziś porozmawialiśmy o minionej rundzie oraz drodze, jaką zawodnik przeszedł, zanim trafił w szeregi trzecioligowca.

(Antoni Majewski): Na początek tradycyjnie – jak zdrowie? Jesteśmy po całej rundzie jesiennej i wygląda na to, że Tobie udało się uniknąć jakichkolwiek urazów, a całej drużynie koronawirusa.

(Dominik Brzozowski): Tak, na całe szczęście. W listopadzie forma fizyczna nie była już tak wysoka, jak to było na początku rundy, jednak dograłem ją do końca, z czego jestem zadowolony. Podobnie zresztą cały zespół – urazy nas omijały, nie mieliśmy do czynienia z koronawirusem, chyba jako jedyny zespół w lidze. Teraz wracam do wysokiej dyspozycji i jestem gotowy na rundę wiosenną.

No właśnie, a o to przecież nie było trudno. Chociażby Gwarek Tarnowskie Góry, z którym mieliście się zmierzyć na otwarcie, zmagał się ze skutkami pandemii.

Sezon rozpoczęliśmy o wiele później, niż zakładano. W pierwszej kolejce mieliśmy wakat (w 3. grupie III ligi występuje obecnie 19 zespołów – red.), później pandemia dopadła nie tylko Gwarka, ale również chociażby Miedź Legnicę. W efekcie pierwszy mecz zagraliśmy dopiero w piątej kolejce, w Goczałkowicach, przeciwko tamtejszej drużynie. Późno zaczęliśmy i musieliśmy nadrabiać zaległości. Dopiero ostatnich kilka kolejek graliśmy w normalnym systemie, wcześniej zmuszeni byliśmy grać co trzy dni. To też dawało się we znaki, zarówno pod kątem fizycznym jak i psychicznym, jednak każdego z nas cieszy możliwość grania w jak największej ilości spotkań.

Spore wyzywanie, a jednak jako cała drużyna uniknęliście poważniejszych kontuzji. Jak duża w tym zasługa współpracy z klubowym fizjoterapeutą?

Wspólnie bardzo dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy i to zaowocowało na późniejszym etapie tej rundy. Jedynie „Kamyk” (Krzysztof Kamiński, obecnie drugi golkiper Polonii Bytom – red.) skarżył się na urazy mięśniowe, nic poza tym. Liczę, że i na wiosnę uda się uniknąć kontuzji.

Wiosną powalczycie o awans, ale o tym porozmawiamy za moment. Tymczasem cofnijmy się nieco w czasie – jest lato, rok 2020. Dominik Brzozowski właśnie zakończył udany sezon w juniorskiej drużynie MKS-u Zaborze. Jak to się stało, że już niedługo po tym trafiłeś do trzecioligowej Polonii Bytom?

Był poranek, jadłem akurat śniadanie i zadzwonił do mnie mój trener z Zaborza. Spytał, czy robię coś dzisiaj popołudniu. Odpowiedziałem, że nie, a on powiedział, żebym stawił się na treningu w Polonii. Pojechałem tam pierwotnie na testy, odbyłem dwa lub trzy treningi z ekipą. Później zagrałem w meczu kontrolnym z Szombierkami Bytom. Po wszystkim otrzymałem telefon od dyrektora sportowego, że Polonia chciałaby, abym dołączył do nich na stałe.

Czyli zostałeś wzięty z zaskoczenia – w takim razie śniadanie minęło Ci w atmosferze bardziej wesołej, czy nerwowej? W końcu za kilka godzin miałeś trenować z drużyną z trzeciej ligi.

(śmiech) Z tego co pamiętam, to w wesołej.

Będąc na testach w Polonii miałeś na bramce innego, także testowanego konkurenta, czy Polonia nie sprawdzała w tym czasie innych bramkarzy?

Jeśli chodzi o testowanych bramkarzy, to byłem tylko ja. Trenował także inny bramkarz, natomiast on nie był wtedy na testach, trenował z drużyną bardziej po to, aby utrzymać formę. Tak więc spośród testowanych golkiperów byłem tam sam.

Przed rozpoczęciem przygody z Polonią dostawałeś jakieś sygnały od innych klubów? Być może ktoś o Ciebie pytał lub zdradzał zainteresowanie?

Wcześniej nic się nie pojawiało. Pojechałem do drugiego zespołu Zagłębia Sosnowiec na trzy dni treningów, ale to też była spontaniczna akcja. Poza tym nie było nic konkretnego, z żadnej strony.  Pojawiły się informacje o możliwych ewentualnych testach, jednak przede wszystkim z uwagi na ciężki okres związany z koronawirusem ostatecznie uczestniczyłem tylko we wspomnianych treningach. Ale to była taka spontaniczna akcja.

Do zespołu Polonii dołączyłeś w lipcu poprzedniego roku, mając 19-lat. Jak wspominasz swoje pierwsze dni po przekroczeniu progu szatni i wejście do swojego pierwszego, seniorskiego zespołu?

Jeśli chodzi o wejście do szatni i aklimatyzację to nie miałem problemu. Akurat wszystko zbiegło się z moimi urodzinami – przywiozłem drobny poczęstunek dla piłkarzy, i dla sztabu i w pewnym sensie trochę mi to wszystko ułatwiło. Wyszło naturalnie i dobrze czuję się w tej szatni. Wiadomo, że są starsi, bardziej doświadczeni zawodnicy ode mnie, ale nie mam żadnych problemów w kontaktach z nimi.

Doświadczonych graczy w Polonii nie brakuje, ale patrząc na grono bramkarskie można odnieść zupełnie inne wrażenie. Przede wszystkim jesteś ty, Krzysiek Kamiński oraz Dawid Gargasz – średnia wieku: 20,3 roku.

Od Dawida, chociaż też jest stosunkowo młody, bo ma 24 lata, mogę się sporo nauczyć. Ogólnie pomagamy sobie w wielu sytuacjach. Choć grono bramkarskie mamy młode, trzymamy się razem, wzajemnie się nakręcamy i dobrze nam się razem współpracuje.

Dominik Brzozowski

A nie odnosisz czasem wrażenia, że przydałby wam się swego rodzaju mentor, doświadczony bramkarz, od którego moglibyście chłonąć wiedzę?

Wiadomo, że jeśli w drużynie znajduje się taki doświadczony bramkarz, to w jakimś sensie reszcie jest łatwiej. Taki ktoś zawsze może pomóc, podpowiedzieć, co należy poprawić. Ale myślę, że u nas to Dawid pełni taką funkcję i dobrze się z niej wywiązuje. Także na ten moment nie brakuje nam nikogo takiego.

Z drugiej strony na pewno napędza was rywalizacja – trzech młodych bramkarzy, każdy chciałby grać, a miejsce w bramce jest tylko jedno.

Oczywiście, rywalizacja napędza. Muszę przyznać, że przepis o młodzieżowcu działa na moją korzyść, bo musi być nas w składzie dwóch. W Polonii zdecydowano, że chcą postawić na młodzieżowca w bramce i to też pomogło mi w walce o pierwszy skład. Jednak cały czas na treningu jest zdrowa rywalizacja i nigdy nie wiadomo, jaki plan na następny mecz przygotuje trener.

No tak – w końcu we wspomnianym meczu inauguracyjnym z Goczałkowicami zasiadłeś na ławce. Krzysiek Kamiński otrzymał czerwoną kartkę i od tego momentu to ty zająłeś miejsce między słupkami. Siedząc na ławce chyba sam nie spodziewałeś się takiego obrotu spraw i tego, że tak szybko uda ci się wywalczyć pozycję golkipera numer „1”.

Przed rozpoczęciem sezonu w ogóle nie zakładałem, że uda mi się rozegrać tyle spotkań w bramce. Postanowiłem cierpliwie czekać na swoją szansę i nie spodziewałem się, że przyjdzie ona do mnie już w naszym pierwszym meczu. Oczywiście byłem na to gotowy – mimo tego, że w Goczałkowicach byłem rezerwowym, to do meczu przygotowałem się tak, jakbym to ja miał bronić od pierwszej minuty. Dzięki temu dobrze wszedłem w spotkanie i udało nam się wygrać. Jeśli chodzi o pozycję bramkarza, to szczęście jest bardzo ważne. Tamtego dnia zwyczajnie mi sprzyjało.

Chyba nie tylko tamtego dnia – za tobą świetna jesień, w sumie 16 występów, 15 straconych goli i 6 zachowanych czystych kont. Wiem, że samego siebie nie jest łatwo ocenić, ale spróbuj podsumować tę rundę w swoim wykonaniu.

Jeśli ktoś powiedziałby mi przed sezonem, że za kilka miesięcy tak będą wyglądały moje statystyki w tym klubie, to bym nie uwierzył. Teraz mogę już podsumować rundę na chłodno  i przyznaję, że jestem zadowolony. Trafiały się oczywiście różne gorsze momenty, jak na przykład mecz w Legnicy, który finalnie udało się wygrać, ale tych lepszych chwil było więcej. Szczególnie passa sześciu kolejnych zwycięstw z rzędu na koniec tej rundy, zwieńczona dwoma czystymi kontami. Mogę być z niej bardzo zadowolony – oby wiosna była równie udana.

Odczuwałeś w jakimś stopniu ciążącą nad tobą presję? Jesienią do Bytomia zawitał Ruch na pojedynek derbowy, w dodatku Polonia jest – obok chorzowian – faworytem do awansu.

Pozycja bramkarza wiąże się z tym, że do każdego meczu musisz być dobrze przygotowany psychicznie. Ciąży na tobie odpowiedzialność. Dobrze sobie z tym poradziłem, przed meczem z Ruchem nie czułem żadnej tremy, a raczej ekscytację. Cieszyłem się, że mogę zagrać w, chyba, najważniejszym meczu w tej rundzie. Tym bardziej, że w przeszłości w juniorach grałem w Ruchu, tak więc spotkanie było dla mnie jeszcze bardziej emocjonujące. Wynik cieszy, bramka strzelona w 90. minucie przez „Norbiego” (Norberta Radkiewicza – red.) była bardzo ważna. Wydaje mi się, że zbudowała ten zespół i dodała pewności siebie całej ekipie, w tym mnie.

Miałem nawet przyjemność oglądać to spotkanie z trybun. Bardzo dobry mecz, choć można było mieć zastrzeżenia co do pracy sędziego…

(śmiech) Szczerze mówiąc nie pamiętam już, jak to wyglądało, sędzia aż tak nie zapadł mi w pamięć. Jedyna stykowa sytuacja jaką pamiętam, to kiedy łapałem piłkę na skraju pola karnego. Cały Ruch Chorzów domagał się rzutu wolnego i czerwonej kartki dla mnie, ale uważam, że sędzia podjął dobrą i słuszną decyzję.

Właśnie o tej sytuacji chciałem wspomnieć – z boku wyglądało to tak, jakbyś nieco wypadł poza szesnastkę (śmiech).

Oglądałem tę sytuację na powtórkach i dalej nie jestem w stanie stwierdzić, czy faktycznie byłem za polem karnym, czy też nie (śmiech). Tak, jak mówiłem wcześniej, szczęście jest bardzo ważne i było po mojej stronie. A mimo wszystko wydaje mi się, że interwencja i tak była udana i nie przekroczyłem przepisów.

Ze szczęściem jest tak, że raz się je ma, a raz nie. Tobie zabrakło go w meczu z Zagłębiem Lubin, gdzie zostałeś ukarany czerwoną kartką. Jak się później okazało niesłusznie, bo kartkę po spotkaniu anulowano.

Jeśli o to chodzi, to moja decyzja była trochę nietrafiona, bo mogłem zostać w bramce. Sam faul, moim zdaniem, nie zasługiwał na czerwoną kartkę. Zresztą sędziowie, którzy tydzień później zebrali się w komisji, doszli do tego samego wniosku i zmienili kolor kartki na żółtą.

W takich momentach można mieć trochę żalu do arbitrów, prawda? Opuściłeś boisko już w pierwszej połowie, osłabiając zespół, który ostatecznie poległ 0:2, a po jakimś czasie dowiadujesz się, że decyzja sędziego o usunięciu cię z murawy była niesłuszna.

No tak… Niby dobrze dla mnie, bo kartka została anulowana i mogłem zagrać w następnym meczu. Niestety, nikt nie cofnie ani wyniku, ani konsekwencji tego, że przez 60 minut graliśmy o jednego zawodnika mniej. Był to ważny mecz, na fajnym stadionie i dobrej murawie. Każdy z nas chciał się pokazać z dobrej strony, byliśmy pewni siebie i zbudowani zwycięstwem z Gwarkiem Tarnowskie Góry (7:0 – red.) trzy dni wcześniej… Niestety, sędzia nie pomógł, ale takie sytuacje się zdarzają. Z drugiej strony dobrze na to zareagowaliśmy, bo to była ostatnia nasza strata punktów.

Patrząc na całą sytuację szerzej – spoglądam w tabelę i widzę, że Polonia kończy rundę na drugim miejscu w tabeli, z dwoma punktami straty do Ruchu Chorzów. Czy jako drużyna nie czujecie lekkiego niedosytu, że można było jednak powalczyć o fotel lidera przed przerwą zimową? Szczególnie mając z tyłu głowy takie mecze, jak ten feralny z rezerwami Zagłębia Lubin.

Z jednej strony fakt, że dało się wycisnąć z tego nieco więcej. Mowa o chociażby meczu z rezerwami Górnika czy Kluczborkiem u siebie, które zremisowaliśmy, a były to spotkania, które należało wygrać. Natomiast nie wydaje mi się, żeby w szatni panował niedosyt. Nie wpadamy w hurraoptymizm, ale oczywiście jesteśmy zadowoleni z tego co osiągnęliśmy jako drużyna. To też nas buduje i motywuje do tego, aby na wiosnę dalej walczyć. Mamy drugie miejsce a wiadomo, gdzie chcielibyśmy skończyć ten sezon. Ta runda pokazała, że jesteśmy w stanie walczyć o najwyższe cele.

No właśnie. Na wiosnę najważniejszy mecz sezonu czeka was przy Cichej i nie ma co ukrywać, że to może być mecz przesądzający o mistrzostwie. Myślisz, że tam będzie się już dało odczuć dużą presję?

To na pewno będzie mecz o podwójną stawkę, ale wydaje mi się, że mistrzostwo zdobywa się z drużynami z dolnej części tabeli. Bo jeśli wygramy przy Cichej, a potkniemy się z jakimś teoretycznie słabszym przeciwnikiem, to wyjdzie na to samo i stracimy przewagę. Tak więc każdy weekend i każdy kolejny mecz będzie dla nas miał takie samo znaczenie.

Wiesz… Muszę się do czegoś przyznać. Byłem obecny na wszystkich tych trzech meczach – z Ruchem, Górnikiem i Kluczborkiem – a Polonia nie wygrała żadnego z nich… Chyba przynoszę wam pecha (śmiech).

(śmiech) Oby wiosną było zupełnie na odwrót!

Przed przyjazdem MKS-u do Bytomia obejrzałem starcie kluczborczan z rezerwami Zagłębia i spodziewałem się dość łatwej wygranej Polonii. To nie był dobry mecz przyjezdnych, ale akurat wtedy dopadła was chyba jakaś chwila słabości.

Tak, przede wszystkim dostaliśmy bramkę do szatni, gdzieś w 47. minucie. Praktycznie całą drugą połowę goniliśmy wynik, MKS nie wychodził z własnej połowy. W końcówce meczu, dopiero z rzutu karnego, remis dał nam Marcin Lachowski.

Przeciwko Górnikowi też mieliście sporo pecha. Ishmael Baidoo czarował i właściwie w pojedynkę urwał Polonii punkty.

Wszedł w przerwie, dwukrotnie urwał się naszym obrońcom i załatwił sprawę. Raz wygrał przebitkę ze mną, a za drugim razem dostał piłkę na pustą bramkę. Dał Górnikowi cenny remis, a nam ten punkt nie był na rękę. W dodatku było to moje pierwsze 90 minut w tym sezonie, a nasz drugi mecz, przy okazji też „derbowy”, choć tylko przeciwko drugiej drużynie.

Jakby nie patrzeć, to dwa pierwsze pełne mecze w Polonii w twoim wykonaniu to od razu głęboka woda. Najpierw mecz z Górnikiem, a później od razu z Ruchem.

Tak, nawet śmialiśmy się trochę w szatni, że ja jestem od zadań specjalnych i „czarnej roboty” (śmiech).

Po meczach można się było śmiać, ale przed spotkaniem z Ruchem sam nie wiedziałeś, czy to ty wyjdziesz w pierwszym składzie. Pierwotnie do bramki miał wrócić Krzysiek Kamiński, który jednak był zmuszony pauzować, ze względu na odnawiający się uraz.

Właściwie do samego końca nie wiedziałem, kto zagra. Wszystko zależało od zdrowia „Kamyka”. Ostatecznie nie był w stanie wyjść na boisko, ale przygotowywałem się do tego spotkania i nie byłem zaskoczony decyzją trenera. Wiem, że Krzysiek bardzo chciał zagrać w tym meczu, ale niestety kontuzja go wykluczyła.

Cóż, pozycja bramkarza jest niestety trochę niewdzięczna. Szczęśliwie dla Ciebie to ty mogłeś skorzystać najpierw na zawieszeniu, a później kontuzji swojego kolegi z zespołu. Ale wiadomo, że gdyby role się odwróciły, to miejsce w bramce jest tylko jedno i musiałbyś ponownie o nie walczyć.

Zgadza się. W meczu z Rekordem Bielsko Biała, pod sam koniec rundy, w pierwszej połowie zderzyłem się z naszym obrońcą i odczuwałem dyskomfort w prawej nodze. W przerwie nie wiedzieliśmy, czy wyjdę na drugą połowę. Stwierdziłem, że trzeba w tej sytuacji zagryźć zęby, bo odzyskać miejsce w bramce nie jest łatwo. Za wszelką cenę chciałem dokończyć ten mecz – opłaciło się, bo strzeliliśmy bramkę i wywieźliśmy z Bielska trzy punkty. Nie było łatwo, bo Rekord okazał się wyjątkowo trudnym terenem, a przy okazji nie mieliśmy ze sobą Adama.

Wszedłeś na dobre tory, bo chciałbym także porozmawiać o postaci Adama Żaka. Zdecydowanie najważniejsza postać dla Polonii w tym sezonie – 19 goli w 17 meczach. Wiemy już, że zimą odejdzie z Bytomia. Słyszałem o nim wiele dobrego – zarówno w kwestiach sportowych, jak i pozaboiskowych.

Dla mnie „Żaku” jest zarówno świetnym napastnikiem, jak i człowiekiem. Często zostawaliśmy po treningach, czy to na rzuty wolne, czy na wznowienia z piątki, długie piłki. Był osobą bardzo potrzebną tej szatni, zarówno na boisku, jak i poza nim.

Gdybym miał sobie nakreślić jego szkic po twoim opisie, to powiedziałbym „ciężko pracujący zawodnik”.

Zgadza się. Nie tylko ciężko pracujący, ale także bardzo pozytywnie nastawiony. Był najlepszym zawodnikiem w tym zespole, a mimo to każdego dnia zostawiał serce i dawał z siebie wszystko, co później dawało owoce na boisku.

Adam był też chyba jedną z niewielu takich postaci, która do szatni wnosiła sporą dozę profesjonalizmu. Wielu z was nie miało szans grać na chociażby pierwszoligowym poziomie, a on jakieś pojęcie o piłce ma.

Tak, Adam przyszedł do nas z GKS-u Jastrzębie. Było widać, że jest to zawodnik, który na trzecią ligę jest zwyczajnie za mocny. Ma bardzo wysokie aspiracje, bo przecież wciąż jest młodym zawodnikiem (23. grudnia skończył 26 lat – red.), który jest w stanie osiągnąć wiele w swojej karierze i mam nadzieję, że zajdzie jak najdalej. Wiadomo, teraz już skończył mu się kontrakt, a że trafiła się oferta, należało ją przyjąć. Przejścia do Odry Opole nikt nie będzie miał mu za złe.

Tym akcentem kończymy naszą rozmowę. Jeszcze raz bardzo dziękuję za poświęcony czas. W nowym roku życzę Ci – od całej redakcji iGola – jak największej ilości dobrych interwencji i samych sukcesów w piłce klubowej. Do usłyszenia!

Dziękuję bardzo za życzenia i do usłyszenia.

Dominikowi raz jeszcze dziękujemy za rozmowę, a klubowi Polonia Bytom za udostępnione na rzecz portalu zdjęcia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze