Dokąd zmierzasz Barcelono?


Mecz Barcelony z Realem Madryt potwierdził coś, z czym ekipa Ernesto Valverde zmaga się już od dawna

19 grudnia 2019 Dokąd zmierzasz Barcelono?
tellerreport.com

Bezbarwność, bezzębność, rozlazłość... Liczba epitetów mogących określić zespół Ernesto Valverde jest tak duża, jak problemy "Blaugrany" w grze defensywnej. Problemy, których występowanie podczas meczu z Realem Madryt aktywowało znane już kibicom obawy. Bo jeśli Barcelona przy każdym możliwym starciu z odważniej grającym rywalem chwieje się nogach, jej przyszłość po prostu nie może malować się w kolorowych barwach. To swego rodzaju choroba, która jest w stanie przekreślić marzenia o wielkich sukcesach z Ligą Mistrzów na czele.


Udostępnij na Udostępnij na

Barcelono, przestań marzyć o Lidze Mistrzów, jeśli nie potrafisz bronić

Powyższe słowa powinni usłyszeć wszyscy piłkarze Barcelony poza jednym, który tę od dawna chwiejącą się konstrukcję podtrzymuje dosłownie na własnych rękach. Bo czy jakikolwiek kibic katalońskiego klubu potrafiłby sobie dzisiaj wyobrazić drużynę bez Marca-Andre ter Stegena? Może w grze komputerowej… choć nawet tam nieobecność Niemca między słupkami byłaby czymś zdecydowanie niewskazanym.

Golkiper Barcelony jest jej najlepszym piłkarzem obok Lionela Messiego na przestrzeni trwającego sezonu. I może to zdanie ma wymiar pozytywny, jednak spojrzenie na przyczyny takiego stanu rzeczy zabija wszelki optymizm, spokój ducha czy nadzieję na lepsze jutro. Barcelona stała się bowiem drużyną tak podatną na ataki rywali, że nawet ekipy pokroju Levante czy Mallorki nie mają problemu ze stwarzaniem poważnego zagrożenia. A co najbardziej niepokojące, „Barca” słania się na nogach w najważniejszych momentach sezonu, czyli pojedynkach kluczowych, tych najbardziej wymagających.

Barcelona dysponuje najgorszą defensywą wśród czołówki La Liga (20 straconych bramek w 17 kolejkach). Co więcej, jej „osiągi” stoją na poziomie Osasuny czy Realu Valladolid.

„Królewscy” we wczorajszym meczu dobitnie udowodnili, że zaatakowanie defensorów Barcelony od 1. minuty zawsze przynosi wymierne efekty. Podopieczni Zinedina Zidana napierali z każdej strony, stwarzając wrażenie osaczenia do tego stopnia, że MATS zmuszony był albo wybijać piłkę na oślep, albo kierować podanie do Leo Messiego czy Luisa Suareza. I cóż, chyba nie trudno się domyśleć, że próba posłania futbolówki do tego drugiego jest ostatnimi czasy wyjątkowo karkołomnym manewrem. A to srogo kosztuje i może kosztować jeszcze więcej, gdy w buty kata wejdą zespoły pokroju Liverpoolu.

Słabość przez duże S

Kibice, którzy mieli okazję oglądać wszystkie do tej pory najpoważniejsze starcia Barcelony w obecnym sezonie, z pewnością czują niepokój. Mecz z BVB i Interem w Lidze Mistrzów, El Clasico, Real Sociedad – owe starcia mają cechy wspólne, które należy połączyć w jedną całość. Całość, której diagnoza brzmi następująco: drużyna Ernesto Valverde choruje na tę samą chorobę od wielu miesięcy, a jej skutki z tygodnia na tydzień zdają się tylko rozrastać. Ten zespół nie potrafi bronić, ma trudności z wychodzeniem spod pressingu, nie zaskakuje w fazie ofensywnej, jest uzależniony od jednego piłkarza…

Nijakość. To słowo idealnie oddaje realia, które zapanowały w stolicy Katalonii. Niekiedy tylko brutalne skutki tej nijakości powstrzymuje bramkarz lub wybitny piłkarz w skali historycznej. Bo gdyby nie ich obecność na boisku, „Blaugrana” biłaby się zapewne o miejsce w topowej czwórce La Liga. Pytanie, kto jest za to odpowiedzialny? Trudno wskazać kogoś innego niż osobę trenera, bo jak inaczej wytłumaczyć tę „marność nad marnościami” przy piłkarzach tej klasy?

W wielu momentach obecnego sezonu – co jest bardzo niepokojące w kontekście rywalizacji choćby z Napoli w Lidze Mistrzów – Barcelonę cechuję bezsilność w kreowaniu akcji ofensywnych. Na przykładzie meczu z Realem, w którym „Barca” oddała tylko dwa celne strzały na bramkę „Królewskich”, można by stworzyć pewną kontrowersyjną tezę pt. „Ze swoimi podobieństwami ta drużyna niebezpiecznie zbliża się do kształtu Celty Vigo”. Tam również istnieje pewne uzależnienie od geniuszu jednego piłkarza, który obudowany jest drużyną źle funkcjonującą. Zdezorganizowaną, nijaką…

To był wyrównany mecz, każdy z zespołów miał swoje momenty. Real grał wysokim pressingiem i w ten sposób stwarzał zagrożenie. W tym aspekcie cierpieliśmy. Napięcie było duże, sędzia pokazał wiele kartek, Klasyk to Klasyk.Ernesto Valverde (po meczu z Realem Madryt)

I – wbrew pozorom – słabą. Tylko że ta słabość skrywa się albo pod furą szczęścia (jak w meczu z Realem) w postaci nieskuteczności rywala, albo wyczynami MATS-a, albo pojedynczymi przebłyskami geniuszu. Dostajemy zatem obraz drużyny, która nie dość, że nie gra na miarę swojego potencjału, to jeszcze „dusi się” pod przewodnictwem trenera dobrego, ale nie wizjonerskiego, nie mającego genu do odnoszenia wielkich sukcesów i wnoszenia piłkarzy na wyżyny ich możliwości. Krótko mówiąc, obecna Barcelona poważnie choruje i mimo swej pozornej wielkości chyli się ku katastrofie, która nadejdzie zapewne w lutym lub marcu.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze