„Diabły” smażą Liverpool!


Pierwszy mecz „Wielkiego Szlema” pomiędzy Man Utd a Liverpoolem zakończył się zdecydowanym zwycięstwem gospodarzy 3:0. Czy mamy już nowego mistrza? Dramaturgię całego spotkania zniweczyła czerwona kartka dla Javiera Mascherano, jeszcze w pierwszej połowie meczu.


Udostępnij na Udostępnij na


Wiadomym było, że Liverpool, jeżeli chciał mieć choć iluzoryczne szanse na wywalczenie tytułu, musiał na Old Trafford wygrać. A okazja była dobra, bowiem „The Reds” wygrali 7 ostatnich spotkań z rzędu i byli na naprawdę dużym gazie. Jednak jak to zwykle bywa, wydarzenia na murawie całkowicie zweryfikowały przedmeczowe zapowiedzi.

W szeregach gospodarzy od początku mieli nie wystąpić Giggs, Scholes i Ferdinand, a Cristiano Ronaldo miał przejąć opaskę kapitana. Okazało się jednak, że wszyscy trzej zagrali, a kapitanem był Walijczyk. Na ławce rezerwowych zasiadł Tomasz Kuszczak. Również ze składem nie mieszał Rafa Benitez, choć na papierze wyglądało to bardzo ofensywnie – z Babelem, Kuytem i Torresem w ataku.

Już w 6. minucie nie popisał się sędziujący zawody Steve Bennett. W pole karne wpadł Wayne Rooney i choć był podcinany przez Carraghera zdecydował się na oddanie strzału. Uderzenie zostało jednak sparowane przez Pepe Reinę, a w myśl przepisów, sędzia powinien cofnąć akcję i podyktować rzut karny jako, że w takich sytuacjach promowani mają być napastnicy. Tak się jednak nie stało. Kilka chwil później żółty kartonik obejrzał Javer Mascherano za faul obiema nogami na Paulu Scholesie. Argentyńczyk nie spodziewał się chyba wtedy, że zostanie jeszcze przed końcem pierwszej odsłony spotkania antybohaterem meczu.
Spotkanie w pierwszej połowie przypominało typowy mecz walki, gdzie najwięcej gry jest w środku pola. Tak zresztą zawsze wyglądają wszystkie hitowe spotkania w Premiership, które najczęściej odmienia jedna akcja lub wydarzenie. Takim była czerwona kartka dla Javiera Mascherano w 44. minucie spotkania Żeby nie było, nie dostał jej za kolejny brutalny faul, ale za dyskusje z sędzią, kiedy to faulowany był… Fernando Torres. Pyskówkę najpierw rozpoczął sam poszkodowany Hiszpan, za co obejrzał kartkę, a chwilę później dołączył do niego Argentyńczyk, który chyba nie zdawał sobie sprawy ze swoich słów i wyleciał z boiska. A pomógł mu w tym Benitez, bowiem były zawodnik West Ham nie chciał opuścić murawy.

Był to decydujący moment spotkania, bowiem gospodarze prowadzili już wtedy 1:0. W 34. minucie z boku pola karnego dośrodkował Wayne Rooney, a bramkę – plecami – zdobył Wes Brown. Dopiero jego drugi gol w karierze, a być może dający jego drużynie obronę mistrzowskiego tytułu.
Czerwona kartka z 44. minuty pozwoliła Fergusonowi w szatni poukładać drużynę. Wiadomym było, że Liverpool musiałby rozegrać najlepszy mecz w sezonie, by na Old Trafford wygrać z Manchesterem United grając w dziesiątkę i mając jedną bramkę do tyłu. I faktycznie jedynym zagrożeniem bramki strzeżonej przez van der Sara były strzały z dystansu Stevena Gerrarda. Wielka gwiazda gości – Fernando Torres – był zupełnie wyłączony z gry przez Rio Ferdinanda.

Inna wielka gwiazda ligi, Cristiano Ronaldo, w pierwszej połowie trafił w słupek, potem nie udało mu się przelogować Reiny, a w 79. minucie tak uderzył piłkę, że ta odbiła się od hiszpańskiego golkipera, od poprzeczki i wyleciała na rzut rożny. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Z rzutu rożnego dośrodkowywał jego kolega z reprezentacji – Nani – i Portugalczyk, dla odmiany głową, podwyższył wynik na 2:0. Wtedy było już jasne, że Liverpool nie wywiezie z „Teatru Marzeń” nawet punktu.
Jednak „Czerwone Diabły” wcale nie myślały o obronie. Po wznowieniu gry szybko przejęły piłkę, jeszcze szybciej rozegrały akcje i świetnie sprzed pola karnego uderzył wcześniejszy asytent Nani. Piłka wpadła do siatki obok rozpaczliwie interweniującego Reiny. Ogólnie Hiszpan nie mógł tego meczu zaliczyć do udanych,. Przy obu bramkach mógł interweniować dużo lepiej. Z kolei były skrzydłowy Sportingu Lizbona wszedł na boisko w 73. minucie i zrobił dużo więcej, niż Ryan Giggs przez większość spotkania. Czy to już koniec ery Walijczyka na Old Trafford?

Zdecydowane zasłużone zwycięstwo Manchesteru United. Tak grają Mistrzowie Anglii, zarówno byli, jak i obecni. Podopieczni sir Alexa Fergusona trafili z formą na końcówkę sezonu i chyba tylko katastrofa mogłaby odebrać im już upragniony tytuł. Tym bardziej, że Arsenal ma w momencie pisania tego artykułu sześć punktów straty i dużo trudniejszy terminarz.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze