Derby Londynu nie rozczarowały


25 lutego 2013 Derby Londynu nie rozczarowały

Nie brakowało emocji w ostatnim spotkaniu 27. kolejki angielskiej Premier League. West Ham podejmował na własnym stadionie Tottenham Hotspur, z którym ostatecznie przegrał 2:3. Bohaterem spotkania został Gareth Bale, strzelec dwóch goli dla gości, jednego w ostatniej minucie spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Derby Londynu to zawsze wyjątkowy pojedynek. Bez względu na to, czy między sobą grają Arsenal i Chelsea czy West Ham z Tottenhamem. Dzisiejszego wieczoru byliśmy świadkami właśnie pojedynku „Młotów” z „Kogutami” na Boleyn Ground. Nie tylko sytuacja w tabeli ligowej, ale także przedmeczowa oprawa i atmosfera na trybunach klubu ze wschodniego Londynu wskazywały na to, że będziemy świadkami naprawdę ciekawego spotkania. Zawodnicy obydwu drużyn najpierw oddali hołd Boby’emu Moore’owi, legendarnemu graczowi „Młotów” – w niedzielę minęła dwudziesta rocznica jego śmierci. Fani klubu zaprezentowali nam bardzo efektowną kartoniadę i uroczyście odśpiewali hymn West Hamu, który naprawdę przyprawił o ciarki na ciele. Wszystko było więc przygotowane i mogliśmy rozpocząć emocjonowanie się spotkanie kończącym 27. serię gier!

Andy Carroll, strzelec gola na 1:1
Andy Carroll, strzelec gola na 1:1 (fot. skysports.com)

Od samego początku meczu lepsze wrażenie sprawiali gospodarze, którzy biegali więcej i szybciej. Niewiele jednak z tego wychodziło, bo podopiecznym Sama Allardyce’a brakowało dokładności. Tottenham wyglądał na drużynę bardzo ospałą, która nie ma pomysłu na to, jak sforsować szyki obronne rywala. I właśnie w takim momencie „Koguty” z White Hart Lane zdobyły gola na 1:0. Piłkę pod polem karnym miejscowych otrzymał Adebayor, ale została ona mu wybita spod nóg – na nieszczęście West Hamu, prosto do Garetha Bale’a, który nieco w stylu Messiego podprowadził ją sobie i ustawił do uderzenia na lewą nogę, którym dał prowadzenie swojej drużynie. Walijczyk w dalszym ciągu jest w bardzo dobrej formie i pracuje na kolejne nagłówki angielskich i hiszpańskich gazet, które przecież łączą go ostatnio z transferem do Realu Madryt. Były piłkarz Southamptonu jest rzekomo celem numer jeden prezesa „Królewskich”, Florentino Pereza. Gareth, dowiedziawszy się o tym fakcie, w późniejszym fragmencie meczu próbował zdobyć swojego drugiego gola nawet po niezwykle ekwilibrystycznym uderzeniu przewrotką. Uderzeniu, które nie miało prawa golem się zakończyć.

Gol z 13. minuty niczego we wschodnim Londynie nie zmienił W dalszym ciągu to gospodarze dyktowali warunki gry i operowali futbolówką na połowie Tottenhamu. „Młoty” kilkukrotnie mniej lub bardziej zagrażały bramce Hugo Llorisa i bardzo szybko przyniosło to efekt. Odważna gra piłkarzy Allardyce’a sprawiła, że zagotował się nam Scott Parker, który wykonał nieodpowiedzialny wślizg we własnym polu karnym, po którym jak rażony piorunem padł Andy Carroll. Howard Webb nie miał wątpliwości i wskazał na jedenasty metr, a rzut karny bardzo pewnym uderzeniem na gola zamienił sam poszkodowany. Tak osławiony w Polsce arbiter kolejną odważną decyzję podjął w 37. minucie spotkania, nie decydując się na wyrzucenie z boiska Moussy Dembele. Napastnik Tottenhamu już w 8. minucie otrzymał swoją pierwszą żółtą kartkę, a na osiem minut przed końcem pierwszej połowy, zagrywając piłkę ręką, zatrzymał groźnie zapowiadający się atak gospodarzy. Gwizdek Webba był słyszalny, ale kartka pokazana nie została. Chwilę później gracze West Hamu mieli okazję, aby zdobyć bramkę na 2:1, ale po ładnej akcji Joe Cole’a po raz kolejny bardzo dobrze przy uderzeniu aktywnego dziś Jarvisa zachował się Hugo Lloris. Tuż przed przerwą to „Koguty” miały z kolei okazję na objęcie prowadzenia, ale tym razem doskonałą interwencją popisał się vis-a-vis Llorisa – Jussi Jaaskelainen. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1.

Piętnaście minut przerwy, kolejne ciarki wywołane pięknie odśpiewanym hymnem West Hamu i ruszyliśmy dalej z emocjonującymi derbami Londynu. Tym razem, w odróżnieniu od pierwszej połowy, od początku oglądaliśmy dobry futbol w wykonaniu obydwu ekip. Tottenham wyszedł na plac gry pobudzony, a West Ham po prostu kontynuował pracę wykonywaną przed przerwą. Otwarta gra z obydwu stron musiała w końcu doprowadzić do sytuacji bramkowych. Pierwsi bardzo groźnie zaatakowali goście. Wprowadzony w 56. minucie na plac gry Sigurdsson w pierwszym kontakcie z piłką mógł zdobyć gola, ale znowu znakomicie w bramce spisał się Jaaskelainen, odbijając futbolówkę na słupek i chwilę później broniąc dobitkę Adebayora z najbliższej odległości. Ostrzeżenie dane West Hamowi podziałało na „Młoty” jak płachta na byka. 60 sekund później to one znalazły się w polu karnym rywala i zdobyły gola na 2:1. Joe Cole otrzymał bardzo dobre prostopadłe podanie, umiejętnie skleił sobie piłkę i sprytnym strzałem pokonał Hugo Llorisa.

Bohater spotkania, Gareth Bale
Bohater spotkania, Gareth Bale (fot. Skysports.com)

Ten wieczór należał ewidentnie do Jussiego Jaaskelainena, który wyczyniał cuda na linii bramkowej. W 66. minucie wyłapał kolejne groźne uderzenie z bliską głową Steve’a Caulkera, a kilka chwil później znowu zanotował interwencję z bramkarskiego topu, wyciągając się jak struna do zmierzającej pod poprzeczkę piłki uderzonej przez Garetha Bale’a. „Koguty” coraz bardziej jednak naciskały. Z każdą kolejną minutą defensywa West Hamu była coraz mniej zorganizowana, a to właśnie grze obronnej „Młoty” mogły do tej pory zawdzięczać bardzo dobry wynik w starciu z wyżej notowanym przeciwnikiem. Czternaście minut przed końcem regulaminowego czasu gry goście w końcu wykorzystali niefrasobliwą postawę obrony miejscowych. Po zamieszaniu w polu bramkowym West Hamu, wywołanym dośrodkowaniem z rzutu wolnego, najprzytomniej zachował się Sigurdsson, pakując wślizgiem futbolówkę do siatki. Goście próbowali iść za ciosem, ale w dalszym ciągu na Boleyn Ground trwał Jaaskelainen show. Fiński golkiper w krótkim odstępie czasu znowu popisał się dwoma bardzo ważnymi i trudnymi interwencjami – najpierw przy dość przypadkowym strzale Lennona, a chwilę później po główce Adebayora.

Końcówka spotkania to już bardziej wymiana ciosów, w której mocniejsi okazali się jednak przyjezdni. Podopieczni Andre Villasa-Boasa przechylili w końcu szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wszystko oczywiście dzięki Garethowi Bale’owi, który zdobył cudownego gola w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Gospodarze mogą czuć niedosyt, bo przez zdecydowanie większą cześć spotkania prezentowali lepszy futbol od rywala. Wygrało jednak doświadczenie i geniusz Bale’a, który właśnie takimi występami – jakkolwiek to zabrzmi – oddala się od dalszej gry na White Hart Lane.

Komentarze
~Pawel (gość) - 11 lat temu

Brawo Koguty, oby tak dalej! Ciekawy i trudy
kalendarz na kolejne tygodnie, wiele powinno sie
wyjasnic. Arsenal, Inter, Liverpool, Inter jak mnie
pamiec nie myli.. Bedzie sie dzialo ;-)

Odpowiedz
~Erni (gość) - 11 lat temu

Andy Carroll Odnajduje Formę Strzelecką Jeśli
Wróci Do Tej Prezentowanej Z Newcastle United Młoty
Na Tym Dobrze Wyjdą,Natomiast Gareth Bale Aktualnie
Jest Jednym Z Najlepszych Skrzydłowych.

Odpowiedz
~trolololo (gość) - 11 lat temu

wreszcie wyprzedza ta jeb**a cwelsi

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze