Na stadionie przy Oporowskiej we Wrocławiu drużyna Śląska Wrocław pokonała KGHM Zagłębie Lubin 2:0, po bramkach Vuka Sotirovića i Janusza Gancarczyka.
Derby Dolnego Śląska były wyczekiwane latami. Dokładnie siedem lat temu obie ekipy stoczyły ostatni oficjalny mecz, w którym drużyna z Wrocławia wygrała 2:1, po czym spadła z Ekstraklasy.
W pierwszej połowie zdecydowaną przewagę mieli podopieczni Franciszka Smudy. Jednak liczne próby ataków kończyły się kolejno na obrońcach oraz reklamach za bramką. Pomimo wzajemnej nienawiści obu klubów, sytuacja na boisku była w pełni opanowana przez sędziego Adama Kajzera. Oba zespoły schodziły do szatni bez bramek na koncie. Trener gospodarzy, Ryszard Tarasiewicz, musiał dotrzeć do swoich piłkarzy w szatni, bo od początku drugiej części gry Śląsk zdecydowanie zaatakował. Po przerwie na boisku pojawił się Vuk Sotirović, który zaprezentował się bardzo dobrze w tym spotkaniu.
Około 50. minuty zawodnicy z Wrocławia przejawiali wielką chęć do gry, czego dowodem był wzrastający napór na bramkę rywali. Zdecydowanie oraz ambicja zwieńczyła bramka Vuka Stoirovića z 61. minuty, którą zdobył po fatalnym błędzie bramkarza gości, Aleksandra Ptaka. Później do głosu doszło Zagłębie. Środek pola zdominowany przez Martinsa Ekwueme oraz Piotra Świerczewskiego dawał nadzieję lubinianom na przywiezienie choćby jednego punktu. Drużynę „Miedziowych” pogrążył w 78. minucie Janusz Gancarczyk po fenomenalnej kontrze i rajdzie lewą stroną boiska. Także przy tej bramce zawodnicy z Lubina się nie popisali. Najpierw zawinił Łukasz Jasiński, a później źle ustawiony Aleksander Ptak. Mecz do końca toczył się w charakterystyczny dla takich wyników sposób. Lubinianie próbowali zdobyć kontaktową bramkę, a Śląsk wybijał piłkę.
Poziom meczu na pewno nie zachwycił. Było dużo strat, brzydkich fauli w drugiej połowie oraz gry na czas. Teraz kibice obu drużyn będą oczekiwali na rewanż, który odbędzie się w kwietniu na Dialog Arena w Lubinie.