Niedoceniany „El Guaje” odchodzi – David Villa kończy karierę


37-letni David Villa ogłosił dziś, że po zakończeniu sezonu zawiesza piłkarskie buty na kołku. Przypomnijmy sobie zatem sylwetkę tego wybitnego napastnika

13 listopada 2019 Niedoceniany „El Guaje” odchodzi – David Villa kończy karierę

Xavi, Iniesta, Fernando Torres, Xabi Alonso, teraz David Villa… Coraz więcej bohaterów z mundialu w RPA zawiesza buty na kołku, tym samym pozbawiając nas ikonicznych postaci z dzieciństwa. Odchodząc, 37-letni Villa zostawia za sobą wspaniały pomnik, który dziś chyba jest delikatnie zakurzony. Będąc nieco w cieniu swoich bardziej medialnych rodaków, hiszpański napastnik zasługuje na znacznie większe uznanie za swoje osiągnięcia.


Udostępnij na Udostępnij na

Te bowiem są imponujące: trzy mistrzostwa Hiszpanii, trzy Puchary Króla, trzy Superpuchary Hiszpanii, mistrz Europy z 2008 roku, mistrz świata z 2010 oraz najlepszy strzelec w historii reprezentacji Hiszpanii.

Villa przez wielu uważany jest za jednego z najbardziej kompletnych napastników XXI wieku. Lewa noga, prawa noga, rzuty wolne, rzuty karne, główki, podcinki, strzały finezyjne. Hiszpan miał wszystko, co potrzeba klasowemu snajperowi. Jak to się jednak stało, że ten skromny chłopak z małej miejscowości Tuilla został tak ikoniczną postacią dla hiszpańskiego futbolu?

O mały włos, a David Villa nie zostałby piłkarzem

Ileż znamy historii zawodników, którzy o mały włos zrezygnowali w młodości z piłkarskiej ścieżki kariery. Podobnie było w przypadku Villi, który napotkał poważny problem już w wieku czterech lat. Wtedy to, grając na podwórku ze starszymi kolegami, jeden z dryblasów upadł nieszczęśliwie na młodego Davida. Lekarze po zbadaniu chłopca wydali wyrok – złamanie kości udowej. Tak ciężka kontuzja w tak młodym wieku mogła mieć fatalne skutki – Villa bowiem mógł skończyć z jedną nogą krótszą od drugiej.

Tutaj jednak całą karierę Villa zawdzięcza swojemu ojcu – Jose, który był górnikiem. Lekarze umywali ręce, ale ten poruszył niebo i ziemię, aż wreszcie znalazł doktora, który miał pewną teorię. Kazał 4-letniemu Davidowi leżeć całymi dniami w łóżku z ciężarkami przyczepionymi do zwisających nóg. Rewolucyjna metoda rzeczywiście podziałała i obie nogi Hiszpana zaczęły rosnąć równomiernie.

Piłkarz przyznał swego czasu, że to właśnie z tego wypadku wzięła się jego fenomenalna gra obiema nogami. Będąc zmuszony do oszczędzania prawej nogi, całe dnie kopał piłkę lewą. Villa wspomina tamtą sytuację z uśmiechem, twierdząc, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Skromne początki w Gijon

Pierwsze kroki młody Hiszpan stawiał w lokalnym Sportingu Gijon. Wówczas 16-letni Villa nie wierzył jeszcze mocno w swoje umiejętności. Gdy wspomniany klub zaproponował młodemu piłkarzowi pierwszy profesjonalny kontrakt, długo się wahał. Villa chciał zostać elektrykiem, ale po długich namowach ojca (który był najważniejszą postacią na początku jego kariery) udało się wreszcie przekonać chłopca do niepewnego piłkarskiego losu.

Jego kariera nabrała rozpędu w 2003 roku. Jako świeżo upieczony mąż 21-letni napastnik został wypatrzony przez Real Saragossę. Grając wreszcie w pierwszej lidze, Villa był onieśmielony perspektywą występowania przeciwko takim tuzom jak Zinedine Zidane czy Ronaldinho. I rzeczywiście, na początku nie szło mu najlepiej, ale ówczesny trener Saragossy, Paco Flores, nie przestawał w niego wierzyć. I opłaciło się, bo młody Villa zakończył sezon z 17 bramkami na koncie i statusem najlepszego strzelca w drużynie.

Dobra forma utalentowanego młodzieńca musiała w końcu przyciągnąć uwagę wielkich klubów. I tak po Villę najszybciej zgłosiła się Valencia, która wpłaciła za niego klauzulę wykupu – 12 mln euro. David przyznał później, że na początku nie miał pojęcia, czym w ogóle jest taka klauzula. Gdy dowiedział się o jej wysokości, ze swojej skromności nie mógł w to uwierzyć. Transfer zbiegł się także z pierwszym powołaniem do dorosłej reprezentacji.

Pierwsze powołanie do kadry i Valencia CF

Gdy pewnego słonecznego popołudnia Villa praktykował w ośrodku treningowym rzuty wolne, piłkarza zdziwił widok kilku mężczyzn zmierzających prosto w jego kierunku. Gdy podeszli bliżej, ujrzał trzymaną przez nich czerwoną koszulkę. Koszulkę, o której założeniu tylko marzył w dzieciństwie.

Villa w reprezentacji Hiszpanii? No weź. To było tylko dziecięce marzenie.

Nagle znalazł się w jednej szatni ze swoimi idolami z dzieciństwa: Fernando Morientesem, Raulem… Gdy Luis Aragones przed przerwą meczu eliminacyjnego do mundialu 2006 z San Marino podszedł do Villi i kazał mu się rozgrzewać, ten przyznał później, że nigdy nie rozgrzewał się intensywniej.

Na Mestalla Hiszpan szybko rozkochał w sobie miejscowych kibiców. Nosząc siódemkę na plecach, stał się ikoniczną postacią klubu „Nietoperzy”. Tam też rozwinął się do miana jednego z najlepszych napastników na świecie. Villa czarował swoimi zagraniami oraz słynnymi bramkami z dystansu. Niestety Valencia mimo znakomitego składu zdołała z Davidem wygrać jedynie jeden Puchar Króla. Wtedy w półfinale „Nietoperze” odprawili Barcelonę, której Villa strzelił jednego gola.

Dla Valencii rozegrał łącznie 219 spotkań, w których zdobył 127 goli i dołożył 22 asysty. David Villa pewnym krokiem wkraczał w swój najlepszy okres w karierze.

Euro i bohater mundialu – David Villa na szczycie

Villa wystąpił na mundialu 2006 w Niemczech, gdy Hiszpanie ulegli w 1/8 finału reprezentacji Francji i genialnemu Zinedine’owi Zidane’owi. Napastnik opowiadał później, że tamten okres w reprezentacji Hiszpanii był wielce frustrujący. O zawodnikach z kadry mówiono wtedy, że „grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze”. Próżno bowiem szukać było jakichkolwiek sukcesów Hiszpanii na wielkich turniejach. Wszystko zmieniło się dwa lata później, na Euro 2008.

Hiszpan opowiadał, że los odmienił się dla nich w ćwierćfinale tamtego turnieju, gdy przyszło im strzelać rzuty karne przeciwko Włochom. Villa widział już oczami wyobraźni nagłówki gazet następnego dnia głoszące, że ich drużyna znowu okazała się przegrana. David jednak podszedł do pierwszej „jedenastki” i pewnie ją wykorzystał, a ostatecznie zespół Luisa Aragonesa awansował do półfinału. Wtedy, według Hiszpana, narodziła się prawdziwa „La Furia Roja”. Kadra z Półwyspu Iberyjskiego wygrała potem całe rozgrywki, a drużyna czuła, że stać ją na wielkie rzeczy.

David Villa miał stać się prawdziwym bohaterem dwa lata później, na mundialu w RPA. Już wcześniej przejął po Raulu ikoniczny numer 7 na narodowej koszulce, ale dopiero teraz jego gwiazda zalśniła najmocniej. Hiszpanie czuli się bardzo pewni siebie, dlatego otwierająca porażka 0:1 ze Szwajcarią była dla nich jak uderzenie mokrym ręcznikiem w twarz. Hiszpania nie mogła sobie pozwolić na więcej potknięć.

Gdy przyszedł mecz z Chile, David Villa pojawił się po raz pierwszy. Wykorzystał zachowanie bramkarza, który wyszedł daleko od własnej bramki i strzałem z kilkudziesięciu metrów dał swojej drużynie prowadzenie. Hiszpan przypieczętował awans swojej ekipy dwoma golami przeciwko Hondurasowi.

Bramka Iniesty z Holandią była najszczęśliwszym momentem w mojej karierze. ~David Villa

Gdy nadeszła faza pucharowa, Villa otwarcie przyznał, że nie sprawdzali nawet wyników pozostałych meczów. Hiszpanie byli tak pewni siebie. Nie w arogancki sposób, bo szanowali każdego kolejnego rywala, ale było im wszystko jedno, z kim mieli się zmierzyć. David Villa stał się bohaterem dwóch kolejnych spotkań: z Portugalią w 1/8 i Paragwajem w 1/4 finału, strzelając jedyne bramki dla swojej ekipy.

W półfinale i finale już nie strzelił, ale dzięki bramkom Puyola i Iniesty udało się Hiszpanom po raz pierwszy w swojej historii zdobyć złoto na mundialu. Villa przyznał później, że skalę swojego osiągnięcia poznali dopiero po powrocie do kraju. Do RPA przyleciało niewielu kibiców, toteż widok dziesiątek tysięcy twarzy w Madrycie zrobił na drużynie ogromne wrażenie.

Villa stworzył w kadrze słynny duet napastników z Fernando Torresem. David traktował „El Nino” jak młodszego brata i wspólnie przez kilka lat ciągnęli swoją kadrę do wielkich sukcesów. Ostatecznie „El Guaje” udało się przeskoczyć swojego odwiecznego idola, Raula, w klasyfikacji wszech czasów „La Furia Roja” – 59 bramek w 98 meczach.

Radość ciągle tu jest. Nawet teraz, w Nowym Yorku, ludzie zaczepiają mnie na ulicy i dziękują za tamten turniej – wspominał swego czasu Villa.

Barcelona i Atletico

Znakomita postawa w reprezentacji musiała wreszcie zaprocentować. Villa latem 2010 roku przeniósł się do Barcelony za 40 mln euro i był częścią chyba najlepszej klubowej drużyny w historii tego sportu. Razem z Messim i Pedro David stworzył zabójczy tercet ofensywny, który przyczynił się wtedy do zdobycia sześciu trofeów. Dziś zapamiętamy głównie jego fantastycznego gola przeciwko van der Sarowi w finale LM 2010/2011.

Sprawy w Barcelonie mocno skomplikowały się jednak w grudniu 2011 roku, gdy Villa złamał nogę w trakcie klubowych mistrzostw świata. Powracając po ośmiu miesiącach przerwy, Villa już nie potrafił odzyskać najwyższej formy. Jego współpraca z Messim nie układała się najlepiej (hiszpańskie media donosiły wtedy o podobnej relacji co obecnie z Griezmannem), więc w końcu przyszedł czas na odejście z Katalonii. Villa w Barcelonie wygrał osiem trofeów, zdobył 48 bramek w 119 spotkaniach, ale nigdy już nie wzbił się na tak kosmiczny poziom jak w trakcie tego pierwszego sezonu u Pepa Guardioli.

Z opcji zakupu piłkarza skorzystało wtedy Atletico, które pozyskało Villę za śmieszną kwotę 2,1 mln euro. Okazało się jednak, że Hiszpan nadal może pomóc swojej drużynie w osiąganiu najwyższych celów. 33-letni David rozegrał wtedy 36 z 38 ligowych spotkań, a jego gra pomogła Atletico zdobyć upragnione mistrzostwo kraju. Za ten czas należy się wielki szacunek dla tego napastnika, gdyż potrafił jeszcze powrócić do wysokiej dyspozycji mimo niezwykle poważnego urazu. I to w tak surowym reżimie jak system Diego Simeone.

Ikona MLS i schyłek kariery w Japonii

Gdy Villa poczuł, że nie jest w stanie już utrzymywać najwyższego europejskiego poziomu, postanowił wyjechać do Stanów Zjednoczonych i grać dla New York City. Tam jednak daleko było mu do odcinania kuponów. Hiszpan zdobył swojego 400. gola w karierze, w 108 spotkaniach dla klubu strzelając 68 razy. Dwukrotnie był wybierany do jedenastki roku oraz został MVP MLS w 2016 roku. Jednakże pobyt Davida Villi w USA nie ograniczał się tylko do bicia rekordów strzeleckich. Hiszpan aktywnie włączył się w promocję amerykańskiej ligi. Villa stał się ambasadorem marki MLS, i to m.in. dzięki niemu te rozgrywki cieszą się coraz większą popularnością.

Ostatnim etapem jego kariery była gra dla japońskiego Vissel Kobe, razem z Lukasem Podolskim czy jego wielkim przyjacielem, Andresem Iniestą. Tam rozegrał już tylko 28 spotkań (12 goli) i czuć było, że pewna era w hiszpańskim futbolu powoli się kończy. I tak też 13 listopada 2019 roku 37-letni Villa ogłosił zakończenie swojej pięknej piłkarskiej kariery z końcem obecnego sezonu.

Teraz Villa zajmie się biznesowym aspektem sportu, wyraził on bowiem zainteresowanie inwestycją w nowojorski klub Queensboro FC.

***

Tym samym Villa na stałe dołącza już do panteonu wielkich piłkarskich idoli, o których z wielką nostalgią będziemy opowiadać naszym dzieciom i wnukom. Trzeba pielęgnować legendę Davida Villi, gdyż jego gwiazda nie świeci dziś tak mocno na firmamencie historii, jak: Casillasa, Iniesty, Xaviego czy Torresa. On był wszakże jednym z najważniejszych członków tamtego złotego pokolenia.

Piłkarz dziś z pewnością lekko niedoceniany, gdyż Hiszpan nigdy przesadnie nie dbał o własny PR. Zawsze był skromnym człowiekiem i nie pchał swojego nazwiska na piedestał. Stąd tylko raz pojawił się w jedenastce roku FIFA – w 2010. Można czuć lekki niedosyt i stwierdzić, że Villa mógł więcej. Mógł dalej grać w Barcelonie na najwyższym poziomie. Mógł pojechać z kadrą po drugie mistrzostwo Europy do Polski i na Ukrainę. Pech jednak chciał, że feralna kontuzja przydarzyła mu się w szczytowym momencie kariery.

Mimo wszystko wydaje się, że Villa odejdzie jako piłkarz spełniony. Piłkarz, który mógł wycisnąć jeszcze kilka kropel z tego baku sławy, jednak i tak osiągnął dla hiszpańskiego futbolu niezwykle dużo. Z pewnością należy go zaliczać do grona najlepszych i najbardziej ikonicznych snajperów XXI wieku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze