Daniel Sturridge – piłkarz widmo


Anglik kolejny raz wraca po kontuzji, ale na jak długo?

13 kwietnia 2018 Daniel Sturridge – piłkarz widmo

592 minuty – tyle czasu w obecnym sezonie na murawie spędził Daniel Sturridge. Anglika cały czas prześladuje ten sam horror, który od lat przybrał materialną formę – kontuzje. Jednak czy urazy są jedyną przyczyną problemów zawodnika Liverpoolu? Co powoduje, że kariera Sturridge'a w zawrotnym tempie zmierza donikąd?


Udostępnij na Udostępnij na

Transfer Daniela Sturridge’a do Liverpoolu w styczniu 2013 roku podzielił kibiców „The Reds”. Część sympatyków klubu z Anfield Road widziała w Angliku realne wzmocnienie linii ofensywnej. Przeciwnicy transferu wskazywali na małe zaangażowanie zawodnika w grę defensywną oraz podatność na urazy. Po części rację miały obie strony.

Wejście smoka

Daniel Sturridge bardzo szybko uciszył jednak wszelkie głosy niezadowolenia w najlepszy możliwy dla napastnika sposób – bramkami. W debiucie Anglik zdobył gola w przegranym wyjazdowym starciu z Manchesterem United. Do końca sezonu 2012/2013 Sturridge strzelił jeszcze dziewięć bramek oraz zanotował pięć asyst. Anfield Road z miejsca pokochało Anglika.

Nie tylko za zdobyte bramki. Łatwość Sturridge’a w mijaniu przeciwników, jego gibkość i balans ciałem sprawiały, że do gry Liverpoolu Anglik dodawał cząstkę magii. Jednak największe wrażenie na kibicach oraz ekspertach robiła technika byłego gracza Chelsea. To wszystko powodowało, że widok cieszącego się w dość wyjątkowy sposób ze zdobytych goli Anglika stał się codziennością dla kibiców „The Reds”.

Apogeum formy Sturridge’a przypadło na sezon 2013/2014. Razem z Luisem Suarezem Anglik stworzył jeden z najlepszych ofensywnych duetów w historii Premier League, nazwany przez media „SAS”. Sturridge wraz z Urugwajczykiem prezentowali niesamowicie finezyjny, ekscytujący i zespołowy futbol. Mimo rywalizacji o tytuł najlepszego strzelca żaden z graczy nie grał egoistycznie. W przypadku lepiej ustawionego partnera najczęstszym wyborem było podanie. Świat zachwycał się duetem „SAS”, a każdemu z graczy obecność drugiego na boisku przynosiła korzyści. Luis Suarez zdobył koronę króla strzelców, jednak dorobek Sturridge’a – 22 zdobyte gole i dziewięć asyst, także wzbudził wielkie uznanie. Co więcej, Anglik złapał niesamowitą swobodę w grze, dzięki czemu strzelanie bramek byłemu piłkarzowi Chelsea przychodziło jeszcze łatwiej.

Spełnione obawy

Odejście Suareza do Barcelony przed początkiem sezonu 2014/2015 sprawiło, że Daniel Sturridge został namaszczony liderem linii ofensywnej Liverpoolu. Anglik po odejściu Urugwajczyka miał w pełni rozkwitnąć.

Wszystko posypało się jednak już przed czwartą kolejką. Sturridge doznał kontuzji mięśni uda, która wyłączyła zawodnika z gry na cztery miesiące. Po powrocie i dziewięciu rozegranych spotkaniach ligowych kolejny uraz – tym razem biodra, który przedwcześnie zakończył sezon Anglika. Obawy przeciwników transferu Sturridge’a na Anfield Road się urzeczywistniły.

Niedyspozycyjność Anglika rzutowała na słabsze wyniki Liverpoolu. To z kolei osłabiło pozycję menedżera „The Reds” Brendana Rodgersa, który w październiku 2015 roku został zwolniony. Następcą Irlandczyka z Północy ogłoszono Jürgena Kloppa słynącego z preferowania intensywnego futbolu. To źle wróżyło przyszłości Anglika na Anfield Road.

Sezon 2015/2016 Sturridge przeplatał najróżniejszymi urazami. Od biodra, ścięgna udowego po obrzęk kolana. Zawodnik nie potrafił także dostosować się do stylu preferowanego przez Kloppa. Sturridge nie starał się naciskać na obrońców rywali po stracie piłki, czego wymaga od ofensywnych graczy swojego zespołu niemiecki szkoleniowiec. Niechęć do przystosowania się oraz liczne urazy sprawiły, iż Anglik spadał w hierarchii napastników.

W kolejnej kampanii nie było lepiej. Jednak co gorsza, wracając po przerwach spowodowanych kontuzjami, Sturridge zatracał swoje atuty – szybkość oraz zwinność. Coraz częściej Anglik nie wdawał się w fizyczną walkę z defensorami przeciwnika i unikał prób dryblingu. Obraz rozpaczy dopełniła słaba skuteczność.

Bardzo drogi problem

W obecnym sezonie Sturridge musiał się pogodzić z rolą zmiennika. Roberto Firmino ma niepodważalną pozycją na szpicy, co sprawiło, że Anglik mógł liczyć jedynie na grę w końcówkach spotkań. Dodatkowo przyplątał się „nieznany” uraz, który jeszcze bardziej skomplikował sytuację snajpera.

Mimo przeciwności Sturridge pod koniec ubiegłego roku obwieścił, że chce odejść i grać, by dostać powołanie na zbliżające się mistrzostwa świata. Władze Liverpoolu nie robiły większego problemu, choć Klopp wolał zatrzymać gracza do końca sezonu. „The Reds” wycenili napastnika na 30 milionów euro i czekali na oferty.

Możliwość pozyskania Sturridge’a sondowało wiele klubów, lecz jedynie na zasadzie wypożyczenia. Oferta Sevilli została odrzucona, ponieważ klub nadal obstawał za sprzedażą Anglika. Tym bardziej, że co tydzień były zawodnik Chelsea inkasuje około 150 tysięcy funtów. Ostatecznie nikt nie spełnił wymagań Liverpoolu i pod koniec styczniowego okna transferowego Daniel Sturridge został wypożyczony do West Bromwich Albion.

W barwach „The Baggies” Anglik rozegrał trzy spotkania, przebywając na murawie w sumie 78 minut. Już na początku meczu przeciwko Chelsea zawodnik doznał kolejnej kontuzji.

Wypożyczenie Sturridge’a miało pomóc West Bromwich uratować się przed spadkiem. Jednak absencja napastnika sprawiła, że szanse „The Baggies” na utrzymanie w lidze są już tylko czysto matematyczne. Podobnie jak te na wyjazd Sturridge’a na mundial.

Pięć kolejek przed końcem sezonu Anglik powróci najprawdopodobniej do gry. Powrót, którego nikt już raczej nie wyczekuje, bo kibice West Bromwich mieli sporo czasu, by pogodzić się ze smutną rzeczywistością nadchodzącej degradacji.

Podłoże problemów Sturridge’a

Daniel ma taką osobowość, że czasem trzeba go podbudować i powiedzieć, że jest ważną częścią zespołu, że go potrzebujemy – opisał w autobiografii Daniela Sturridge’a Steven Gerrard.

Trudno się nie zgodzić. W barwach Liverpoolu Anglik najlepiej grał wtedy, gdy miał pełne wsparcie menedżera oraz pewny pierwszy skład. Problem powstawał, kiedy trzeba było walczyć o miejsce w jedenastce. Wówczas pojawiały się urazy. Jednak czy czysto fizyczne?

Próbowałem go podbudować, starałem się dać mu do zrozumienia, żeby podjął ryzyko gry i zignorował ból. Chciałem też wygrać ten mecz i byłem zdeterminowany, aby Daniel w nim zagrał od początku – kontynuował wątek Sturridge’a w swojej publikacji Gerrard.

Opis dotyczy sytuacji przed spotkaniem przeciwko Manchesterowi United (01.09.2013). Anglik doznał wcześniej lekkiego urazu, jednak sztab medyczny nie widział przeszkód, by napastnik rozpoczął spotkanie w wyjściowym składzie. Inaczej całą sytuację odbierał Sturridge, którego trzeba było przekonywać do występu. Ostatecznie Anglik zagrał i strzelił zwycięską bramkę.

Sytuację można by uznać za odosobniony przypadek, gdyby nie wypowiedzi Brendana Rodgersa czy Jürgena Kloppa dotyczące tej samej kwestii – urazy Sturridge’a mają często tylko podłoże mentalne. Ból jest do zniesienia, jednak Anglik nie chce grać ze strachu przed kolejną kontuzją.

Kariera Daniela Sturridge’a zmierza donikąd. W Liverpoolu Anglik jest bardzo drogim dodatkiem, który obciąża klubowy budżet. Wypożyczenie do West Bromwich miało być realną szansą na odbudowanie kariery i powrót na szczyt. Nie udało się. Sturridge to obecnie gracz widmo, który więcej się leczy niż gra. Pozostaje pytanie, czy otrzyma kolejną szansę na odbudowanie kariery.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze