Czy Żółta Łódź Podwodna się wynurzy?


30 marca 2013 Czy Żółta Łódź Podwodna się wynurzy?

Tekst dotyczący Villarrealu trudno zacząć od pobieżnego wprowadzenia. Niewielki klub, z równie niewielkiego miasta, osiągnął niewiele sukcesów w niedługim czasie. Niestety historia zatoczyła koło i klub, który niegdyś balansował na krawędzi pierwszej i drugiej ligi, a potem narobił sporo zamieszania w Lidze Mistrzów i La Liga, znów znalazł się po drugiej stronie muru i walczy o powrót do hiszpańskiej elity.


Udostępnij na Udostępnij na

Juan Roman Riquelme, Boca Juniors Buenos Aires
Juan Roman Riquelme, Boca Juniors Buenos Aires (fot. bocajuniors.com.ar)

Parę lat temu próbowałem forsować teorię, że Villarreal ma potencjał, by stać się czwartą, a może nawet trzecią siłą piłkarską w Hiszpanii. Nie spodziewałem się jednak, że moje przypuszczenia mogą tak mocno spalić na panewce. Kiedy „Żółta Łódź Podwodna” wygrała dwukrotnie Puchar Intertoto, a do klubu wkroczył nieznany dotąd szerszemu spektrum Manuel Pellegrini, piłkarze z El Madrigal dopiero zaczynali kształtować swój styl i przyszłość. Gwiazdą Villarrealu, dyrygentem, rozgrywającym, crakiem naznaczono wówczas Juana Romana Riquelme. Stopniowy progres czyniony przez zespół był na tyle znaczący i zauważalny, że klub z powodzeniem rywalizował w Lidzie Mistrzów w sezonie 2005/2006 z takimi potęgami, jak: Inter Mediolan, Manchester United czy Celtic Glasgow. Mniej szczęścia piłkarze z El Madrigal mieli w półfinale przytoczonego sezonu, w którym zremisowali na Highbury z Arsenalem i nieznacznie przegrali u siebie, kiedy w 89. minucie rzutu karnego na wagę prawdopodobnie dogrywki nie strzelił wspomniany już Riquelme. Obok Argentyńczyka barw klubu bronili choćby Javi Venta, Diego Forlan, Alessio Tacchinardi, Marcos Senna, Juan Pablo Sorin, Rodolfo Arruabarrena czy Jose Mari.

Po sukcesie, bo za taki trzeba uznać półfinał, w Lidze Mistrzów Villarreal zdystansował rywali na krajowym podwórku, ustępując miejsca tylko Realowi Madryt w sezonie 2008/2009. Drużyna z malutkiego, 50-tysięcznego miasteczka była na ustach całej Europy, by nie powiedzieć świata. Zachwycali się nią fachowcy, ale też przeciętni kibice. Zespół grał bezkompromisowo, odważnie, z polotem, fantazją i dokładnością, której nie powstydziłyby się największe firmy światowego futbolu. Jednak z roku na rok z klubu odchodzili najważniejsi piłkarze, aż przyszedł czas na samego Manuela Pellegriniego. Los popularnego „Inżyniera” skojarzył go z Florentino Perezem i Realem Madryt.

Manuel Pellegrini
Manuel Pellegrini (fot. as.com)

Trzeba przyznać, że z odejściem Chilijczyka w Villarreal umarła pewna wizja, skończył się pewien etap. Budowaniem nowego projektu miał się zająć Ernesto Valverde. Hiszpański szkoleniowiec przyszedł na El Madrigal opromieniony sukcesami w Europie z Espanyolem Barcelona, a także w Grecji, gdzie z powodzeniem prowadził Olympiakos Pireus. Misję tworzenia czegoś od nowa można porównać do formowania rządu po wyborach parlamentarnych. Niby materiał ludzki jest, ale jeszcze trzeba go odpowiednio skorelować, pogodzić i ułożyć. Hiszpan swojej szansy nie wykorzystał, a w jego miejsce zatrudniono dotychczasowego trenera rezerw, Juana Carlosa Garrido. Szkoleniowiec bez doświadczenia okazał się być strzałem w dziesiątkę. Najpierw uratował klub przed spadkiem do drugiej ligi w kampanii 2009/2010, a nawet zapewnił drużynie grę w europejskich pucharach. Pod jego wodzą klub spisywał się fantastycznie i odpadł dopiero w półfinale Ligi Europy z FC Porto w sezonie 2010/2011, a sezon ligowy skończył na czwartej pozycji. Problem w tym, że przez wąską kadrę i problemy z kontuzjami w kolejnej kampanii klub kompletnie sobie nie poradził. Nie pomogło sprowadzenie w międzyczasie Nilmara czy Zapaty. Może dlatego, że prezes Fernando Roig pożegnał się z Santim Cazorlą, a ze składu, wskutek poważnego urazu, wypadł Giuseppe Rossi.

Drużynę po Garrido przejął Jose Francisco Molina, który niczym szczególnym w Villarrealu się nie wyróżnił. Może poza tym, że za jego rządów klub stał się czerwoną latarnią ligi. Porządki po Molinie miał zrobić były szkoleniowiec Deportivo La Coruna, Miguel Angel Lotina. Okazało się, że zawodowym sprzątaczem to on nie jest, i Villarreal po fantastycznych sukcesach w lidze, Lidze Mistrzów i Lidze Europy pożegnał się z hiszpańską elitą.

Marcelino Garcia
Marcelino Garcia (fot. marca.com)

Wobec tego od sezonu 2012/2013 „Żółta Łódź Podwodna” mierzy się z klubami drugoligowymi, by jak najszybciej powrócić do Primera Division. Początkowo losy awansu miały zostać powierzone Manolo Preciado, niezmiernie szanowanemu i lubianemu trenerowi w Hiszpanii. Trudno wyrazić to w jakikolwiek sposób, ale Manolo dzień po podpisaniu kontraktu zmarł na skutek zatrzymania akcji serca. Prezes klubu potrzebował tygodnia, by wyznaczyć jego zastępcę. Wybór padł na 30-letniego Julio Velazqueza, dla którego był to debiut w pracy z jakąkolwiek pierwszą drużyną. W przerwie letniej z El Madrigal odeszło siedemnastu piłkarzy, a wśród nich takie gwiazdy, jak: Gonzalo, Nilmar, Borja Valero, Cristian Zapata czy Diego Lopez. Villarreal łatał dziury w składzie graczami z Villarrealu B lub pozyskanymi na zasadzie wolnego transferu: Javi Venta, Mellberg, Pandiani czy Cavenaghi. W sumie w pierwszej drużynie pojawiło się sześciu nowych zawodników, którzy z Mateo Musacchio, Marcosem Senną, Bruno Soriano i Canim mieli stworzyć wystarczająco mocny zespół, by móc myśleć o rychłym awansie do Primera Division. Początek sezonu Villarreal miał obiecujący. Wygrał pięć z siedmiu meczów, a dwa pozostałe zremisował. Jednak w kolejnych czternastu ligowych spotkaniach podopieczni Julio Velazqueza zdołali zdobyć komplet punktów tylko trzykrotnie, co doprowadziło do zwolnienia szkoleniowca 13 stycznia 2013 roku. Dzień później klub ogłosił, że nowym trenerem będzie Marcelino Garcia Toral, w przeszłości prowadzący Sevillę czy Racing Santander. W zimie dokonano jeszcze kilku zmian personalnych. Villarreal wzmocniło sześciu nowych zawodników, a czterech z nich w przeszłości grało już w Primera Division, są to Dorado, Juanma, Jony Pereira i Farinos. Poza tym z Mons przybył Perbet, francuski napastnik, oraz Javier Aquino z meksykańskiego Cruz Azul. Z zespołem pożegnali się za to Cavenaghi, Pandiani, Toribio, Nielsen, Lejeune, a także Rossi, który ostatni mecz rozegrał 26 października 2011 roku. Od tamtej pory Włoch dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe, a pomimo to Fiorentina zdecydowała się wykupić napastnika z El Madrigal. Marcelino z pewnością nie zapomni swojego debiutu. Prowadzony przez niego zespół zebrał tęgie baty na Estadio Alfredo Di Stefano od Realu Madryt Castilla. „Żółta Łódź Podwodna” przegrała 0:5. Pomimo iż była to jedyna porażka drużyny pod wodzą nowego trenera, a od tamtej pory rozegrała ona dziesięć meczów, to liczba punktów, 22, nie jest zadowalająca. Pretendenci do awansu zajmują obecnie piąte miejsce w tabeli i tracą do pozycji wicelidera cztery punkty. Drugie miejsce daje bezpośredni awans do Primera Division, a obecnie zajmuje je Alcorcon. Liderem jest Elche ze znaczną przewagą nad resztą stawki.

Do końca sezonu pozostało jeszcze trzynaście meczów, więc sporo punktów do zdobycia. Jeśli Villarreal poprawi skuteczność, to możemy być świadkami szybkiego wynurzenia się „Żółtej Łodzi Podwodnej” z drugiej ligi. Marcelino jak mantrę powtarza, że jest zadowolony z defensywnej postawy swoich podopiecznych, ale wciąż wiele do życzenia pozostawia gra ofensywna. Villarreal ma problemy z kreowaniem sytuacji podbramkowych, ale jeszcze większe z ich wykorzystywaniem. Z moich obserwacji wynika, że piłkarze za rzadko decydują się na prostopadłe zagrania czy strzały z dalszej odległości, a opierają swoją grę głównie na dośrodkowaniach z bocznych sektorów boiska, próbując wykorzystać szybkich skrzydłowych czy włączających się skrajnych obrońców. Trudno wyrokować, czy Villarreal awansuje do Primera Division już w tym sezonie, przede wszystkim dlatego, że piłkarze z El Madrigl od dwóch, trzech sezonów mają problemy na obcych stadionach, z których przywieziony jeden punkt uznawany jest za sukces. Trochę mało, patrząc na potencjał piłkarski tej drużyny. W mojej opinii, nie zważając oczywiście na okoliczności i pozostawiając zupełnie z boku wszystkie wydarzenia, Villarreal powinien być w Segunda Division niczym FC Barcelona w La Liga. „Żółta Łódź Podwodna” jest poniekąd zobowiązana do tego, by zdystansować swoich rywali. Na razie obserwujemy obraz drużyny ponadprzeciętnej, ale czy wystarczy to do awansu? Sam nie wiem, lecz mocno w to wierzę. Endavant Villarreal!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze