Brendan Rodgers i jego Liverpool w ostatnim czasie pokazują, jak niezwykle ważna w futbolu jest stabilizacja. Po latach kryzysu, w trakcie którego drużyna „The Reeds” zdołała ugrać jedynie Puchar Ligi w 2012 roku, ekipa z miasta Beatlesów na nowo zaczyna odżywać i powraca do koncepcji udziału w Lidze Mistrzów w każdym kolejnym sezonie.
W sezonie 2008/2009 Liverpool został wicemistrzem Anglii ze stratą zaledwie czterch punktów do tryumfującego Manchesteru United, który był wówczas także finalista piłkarskiej Ligi Mistrzów. W następnym sezonie „The Reeds” nie byli już jednak w stanie nawiązać walki o czołowe lokaty. W sezonie 2009/10 drużyna prowadzona wówczas przez Beniteza nie przypominała tej, która kilka lat wcześniej w efektowny sposób odmieniła losy finały LM w Stambule, a także wygrywała Superpuchar Europy i Puchar Anglii, odpowiednio w 2005 i 2006 roku. Choć początkowo transferową bombą pokroju Fernando Torresa można było zaspokoić kilka ligowych sezonów, to kolejne lata wykazały, że jednym zawodnikiem drużyny się nie zbuduje.
Siódme miejsce w sezonie 2009/10 i brak awansu do Ligi Mistrzów sprawiły, że jedna z wielkich angielskich drużyn powoli chyliła się ku powolnemu upadkowi. Tym bardziej, że kolejny sezon to początek sagi związanej z problemami finansowymi, kiedy okazało się, że właściciele klubu – Tom Hicks i Georg Gillet zadłużyli klub na wielomilionowe kwoty. Niewydolność finansowa oraz zmiana trenera (wypalonego sukcesami Beniteza zastąpił Roy Hodgson) spowodowały, iż kolejny sezon został przez jeden z najbardziej utytułowanych klubów kompletnie stracony. Liverpool w europejskim pucharze pocieszenia – Lidze Europy – odpadł z przeciętnym Sportingiem Braga. Hodgson był kolejną ofiarą słabości tytana – jeszcze zimą zastąpił go jeden z wielu legendarnych zawodników Liverpoolu, Kenny Dalglish, określany w mieście nad Mersey jako „król Kenny”. Dalglish sprowadził do klubu m.in. Suareza, którego kapitalna forma była melodią przyszłości oraz Andy’ego Carrolla, który był chyba największym niewypałem transferowym w historii klubu. Z klubem pożegnał się Torres, który był równie bezbarwny w nowym klubie, Chelsea Londyn, co pod koniec swojej kariery w Liverpoolu.
Era Dalglisha przeciągnęła się na kolejny sezon, zgarniając pierwszy tytuł od 2006 roku, czyli Puchar Ligi Angielskiej po ciężkim finałowym boju z Cardiff City. Nic jednak nie znaczył ten sukces w obliczu ósmej lokaty w Premier League i faktu, że wyżej znalazł się lokalny, zajadły rywal – Everton. Wtedy to dalsze losy klubu powierzono ówczesnemu trenerowi walijskiego Swanesa – Brendanowi Rodgersowi. Klub opuścili m.in. Andy Caroll, który swój efektowny 35-milionowy transfer ujął w zaledwie sześciu bramkach w 44 spotkaniach. Rodgers zaczął stopniową przebudowę zespołu. To za jego sprawą pojawili się w klubie Joe Allen, Philippe Coutinho, czy Daniel Sturridge – obecnie kluczowi zawodnicy zespołu. Wigor odzyskał także Suarez, który strzelił 23 bramki w sezonie 2012/13. Rodgers dał szansę występów zaledwie 18-letniemu Sterlingowi, który stanowi obecnie o sile ataku zespołu wraz ze wspomnianymi Sturridgem i Suarezem. Sezon zakończony na siódmym miejscu nie został jednak uznany za porażkę, gdyż udało się wreszcie stworzyć zespół grający efektownie i efektywnie, wykorzystujący swoje walory ofensywne. Rodgers zmienił ustawienie zespołu ze sztywnego 4-2-3-1 na 4-3-3, tworząc w ten sposób zgrany kolektyw, który obecnie sieje postrach na boiskach Premier League.
Liverpool znajduje się obecnie na czwartym miejscu i ma ogromne szanse na upragniony awans do LM. Drużyna Rodgersa strzeliła w tym sezonie już 63 bramki i ustępuje pod tym względem jedynie potentatom finansowym z Manchesteru City. Zespół z Anfield nie przegrał od 11. spotkań i rozbił w pył londyński Arsenal, w którym upatrywano faworyta do tytułu. „The Reeds” nie mogą sobie jednak pozwolić na takie wpadki jak z West Bromwhich, który mając trzy punkty w kieszeni, zremisował z kandydatem do spadku 1:1. Jeśli jednak ekipa z miasta Beatlesów utrzyma obecną formę, to może realnie ubiegać się w walce o swój 19. tytuł mistrzowski i wyjść wreszcie z okresu pucharowego nieurodzaju.
W tym sezonie mistrzostwa raczej nie zdobędą, ale w
kolejnym? Kto wie?