Czas pochwał – Jerzy Brzęczek jest jak Simon Ammann


Czy ktoś tego chce, czy nie, Jerzy Brzęczek pozytywnie zapisał się na stronie historii reprezentacji Polski

20 listopada 2019 Czas pochwał – Jerzy Brzęczek jest jak Simon Ammann
Piotr Matusewicz / PressFocus

Swego czasu po największych skoczniach narciarskich na świecie fruwał pewien skoczek, którego w 2002 roku okrzyknięto czarodziejem. I to nie byle jakim! „Harry Potter” kilkukrotnie wygrywał różne turnieje, mistrzostwa świata i olimpiady, tym samym wyprzedzając takich rywali jak Adam Małysz lub Gregor Schlierenzauer. Z czego najmocniej Szwajcara zapamiętamy? Z dwóch rzeczy. Wielkich osiągnięć i… „symulowanego telemarku”. Jerzy Brzęczek również z tego zasłynie?


Udostępnij na Udostępnij na

Styl, styl, styl. Żeby w ogóle nad nim dyskutować, warto znać chociaż jeden wariant słownikowego znaczenia tego słowa. To zespół cech charakterystycznych dla sztuki jakiejś epoki, jakiegoś regionu lub twórcy. Uznajmy więc, że sztuką jest gra w piłkę reprezentacji Polski, epoką – owocna era Roberta Lewandowskiego, a twórcą – selekcjoner Jerzy Brzęczek. Cechy charakterystyczne? Zdawkowa liczba traconych bramek, nastawienie defensywne i poleganie na indywidualnościach w ofensywie.

Co owa mieszanka zaoferowała podczas eliminacji do Euro 2020? Skuteczność, i to przez duże S, która obecnego sternika kadry wyróżnia w szerokiej skali historycznej. I o ile do tworzenia hymnów pochwalnych jeszcze daleko, o tyle grzechem byłoby stwierdzenie, że reprezentacja Polski pod wodzą generała z Truskolasów do niczego się nie nadaje. Zgubnymi byłyby również nadzieje o podbojach Europy, jednak mimo wszystko cesarzowi należy oddać to, co cesarskie. Bo, tak, jest co oddawać bez względu na podziały i poglądy.

Punkty i defensywa na medal

Przed składaniem pochwał za główny punkt zaczepienia pozytywnej argumentacji należy obrać strategię. A jest nią oczywiście defensywa. Ta, mimo niewielkich wahań na przestrzeni całych eliminacji, zaprezentowała się nadzwyczaj dobrze poza dwoma wyjątkami (mecze ze Słowenią). Bo skoro oskarżonego (niewinnego) w sądzie bronią twarde dowody, tak Jerzego Brzęczka bronią twarde liczby w postaci straconych bramek. Zarówno na tle poprzedników na stanowisku selekcjonera, jak i w sytuacji obecnej, czyli w porównaniu z reprezentacjami z Europy.

Powyższy wykres jasno udowadnia, że w kwestii, na którą Jerzy Brzęczek położył największy nacisk, jesteśmy w samej czołówce. Belgia, Włochy, Hiszpania… doborowe towarzystwo jak na fakt, że były trener Wisły Płock według setek tysięcy kibiców nadaje się co najwyżej do prowadzenia zespołu z ekstraklasy. Co więcej, za naszymi plecami (w tej statystyce) znajdują się obecnie najgrubsze ryby na Starym Kontynencie, czyli m.in. Francja, Anglia i Niemcy. To nie brzmi źle, by nie powiedzieć, że po prostu obiecująco.

Na poziomie faktów wygląda to następująco: zespół Jerzego Brzęczka traci średnio pół bramki na mecz, czym może pochwalić się tylko jeden polski selekcjoner. Ryszard Kulesza, który zakończył kwalifikacje do mistrzostw Europy w 1980 roku z czterema golami we własnej bramce (osiem spotkań). Po 39 latach ktoś podjął zatem stare rękawice, przy okazji robiąc z nich pozytywny użytek. Użytek, który podczas walnej krytyki schodzi na dalszy plan.

W tych eliminacjach w dziesięciu meczach straciliśmy tylko pięć bramek. Myślę, że ta średnia nie jest najgorsza, ale nadal musimy nad tym pracować, by tracić jak najmniej goli. Poza tym nie możemy narzekać. Wypełniliśmy swoje zadanie.Jerzy Brzęczek

I oczywiście różne epoki futbolu oraz klasę rywali trudno przy identycznej mierze porównywać, dlatego wystarczy po prostu zaznaczyć, że Jerzy Brzęczek zapisał się w najnowszej historii reprezentacji Polski jako specjalista od turniejowych eliminacji. Co by nie mówić, posługiwanie się tym argumentem w debacie raczej nie zawsze doprowadzi do zwycięstwa, jednak jego wydźwięk naprawdę pozostawia dobre wrażenie. Nawet mimo faktu, że równego kroku defensywie nie dotrzymała formacja ofensywna. Tylko że gdyby polskie działa były na tym samym poziomie skuteczności co mury, na Euro 2020 jechalibyśmy… po medal.

Jerzy Brzęczek zasłużył na słowa uznania?

25 punktów, osiem zwycięstw, jedna porażka, jeden remis – wynik rekordowy na równi z najświeższym wyczynem Adama Nawałki. Mimo to Jerzy Brzęczek wciąż nie może uzyskać przychylności większości kibiców, której brak doskwiera niemal od początku kadencji. I fakt, krytyka tego, w jaki sposób reprezentacja pod wodzą 48-latka rozgrywa swoje mecze, jest jak najbardziej słuszna, ale niekiedy przesadzona. Bo czy nie lepiej mieć świadomość, że drużyna posiada jeszcze jakieś pole do rozwoju?

Chyba nie było takiego trenera w historii reprezentacji, który miał tak złą prasę jak Jerzy Brzęczek. Mateusz Borek

Użycie określenia „w cuglach” miałoby tutaj swoje uzasadnienie, bo Polska przebrnęła przez eliminacje właśnie w nich. Na pewno zdaje sobie z tego sprawę Jerzy Brzęczek, który nie spocznie, póki jego podopieczni nie wejdą na swój najwyższy poziom. – Przed nami dużo ciężkiej pracy – zapowiedział selekcjoner.

„Wszystko zaczyna się od defensywy” – to frazes, który raz, że prawdopodobnie nigdy nie wyjdzie z użycia wśród piłkarzy czy trenerów, a dwa, poniekąd oddaje obraz tego, co tworzy najbardziej krytykowany człowiek w polskim sporcie. Bez regularnego i przyciągającego uwagę stylu oraz bez ogromu strzelanych bramek, ale… ze skutecznością dającą iskierkę nadziei. Bo czy Simon Ammann potrzebował wzorowego telemarku, żeby wygrywać zawody?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze