Pogoń Szczecin i nadchodzący czas decyzji. Posypią się głowy?


Czy latem w Szczecinie dojdzie do zmian?

11 maja 2024 Pogoń Szczecin i nadchodzący czas decyzji. Posypią się głowy?
Tomasz Folta / PressFocus

Spadające pampersy z trybun, emocjonalne transparenty i polowanie na czarownice. Mimo ostatniego ligowego zwycięstwa emocje nie opadły. Pogoń Szczecin wciąż może uratować część sezonu, lecz tak czy siak przed klubem bardzo trudny okres i czas kluczowych decyzji na przyszłość. Wśród nich nie zabraknie także pytań o postać trenera. Czy Jens Gustafsson przetrwa ten sztorm? 


Udostępnij na Udostępnij na

Pogoń Szczecin, jak już wszyscy wiedzą, przed tygodniem znowu się skompromitowała. I to w spektakularnym stylu wykładając się metr przed metą. Czy to już czas, gdy konieczne jest uderzenie pięścią w stół?

Dwa lata Szweda za nami

Czas płynie nieubłaganie, a szwedzkiemu szkoleniowcowi wkrótce stukną dwa pełne sezony w roli szkoleniowca „Portowców”. Powiedzieć, że w tym okresie trener przeżywał wzloty i upadki to delikatnie sformułować. Emocje towarzyszące pracy Szweda to dość spory rollercoaster, gdyż Pogoń za jego kadencji potrafi być drużyną widowiskową i dramatyczną, rzadko obserwujemy warianty pośrednie. Ekipa miewa okresy, gdy dystansuje rywali i pnie się w górę tabeli, ale także wyraźne spadki dyspozycji i dość widowiskowe potknięcia. Przypomnijmy, że dokładnie rok temu w trakcie rundy wiosennej kibice „Portowców” wznosili już okrzyki, nawołujące klub do zwolnienia trenera. Ostatecznie do dymisji nie doszło, a Szwed przepracował kolejny rok. 

Stare problemy jednak pozostały. Pogoń w dalszym ciągu nie wygląda na zespół z genem zwycięzców, o czym kibice ze Szczecina przekonują się regularnie w tym sezonie. 

Nadzieja matką naiwnych?

Najgorsze i najbardziej bolesne musi być w tym wszystkim to nieustanne robienie niepotrzebnych nadziei. Są momenty, gdy drużyna potrafi wskoczyć na naprawdę fajny poziom, wykorzystując swoje ofensywne atuty i dowożąc wyniki. Przypomnijmy chociażby początek rundy wiosennej – to właśnie Pogoń wyglądała na najlepszą ekipę w stawce. Ekipa Gustafssona w pierwszych czterech spotkaniach zdobyła 10 punktów i wywiozła m.in. remis z trudnego terenu na Łazienkowskiej.  Obiecującą seria przestała mieć jednak znaczenie, gdy wkrótce „Portowcy” zaliczyli zjazd, przegrywając z Zagłębiem u siebie i tracąc punkty w Kielcach. Nie był to zresztą pierwszy raz, gdy zmarnowali szanse, by odskoczyć rywalom w lidze. 

Ostatni zaś finał Pucharu Polski to największa klęska poniesiona przez Gustafssona. 

Żal, złość oraz – cytując Radosława Janukiewicza – wkur******, cała ta gama emocji towarzyszy od kilku dni zarówno kibicom, piłkarzom, sztabowi szkoleniowemu i działaczom klubu ze Szczecina. Każdy sobie zdaje sprawę, że sytuacja Pogoni jest trudna. Niemniej, najgorsze co klub mógłby teraz zrobić, to pogrążyć się w żałobie. Po pierwsze sezon wciąż trwa i podium ligowe pozostaje w zasięgu. Po drugie zaś, już wkrótce przed całym zespołem koniec sezonu i  zaraz potem rozpoczęcie przygotowań do następnej kampanii. Czas będzie leciał bardzo szybko, a przed drużyną kilka ważnych kwestii do rozstrzygnięcia, których nie powinno się zbyt długo odwlekać. Czy tego chcą, czy nie – działacze Pogoni będą musieli zmierzyć się z dylematami, które już od pewnego czasu krążyły wokół sezonu. 

Odpowiedzialność trenera

Sprowadzanie wszystkich ostatnich niepowodzeń do postaci trenera byłoby pewnie pójściem na łatwiznę, z którego wielu działaczy w polskiej piłce lubi korzystać. Przecież to nie Szwed ostatecznie przegrał pojedynek w polu karnym pod koniec meczu, czy podał piłkę prosto do Angela Rodado, co skończyło się, jak się skończyło. Każda osoba, która dokładniej obserwuje kondycję klubu wie, że problem Pogoni leży dużo głębiej, niż tylko w osobie szkoleniowca. 

Nie zwalnia to jednak Szweda z dokonania pewnej oceny jego pracy. Tym bardziej, że trener nie pracuje w Szczecinie od kilku miesięcy, lecz już prawie dwa pełne sezony. W polskiej piłce zbyt szybko odbiera się trenerom szansę na budowę swojego zespołu, czego dowodem są liczne zwolnienia po kilku porażkach. W przypadku Gustafssona możemy jednak mówić o sporym kredycie zaufania, które dostał on od działaczy klubu. 

Czy wykorzystał go w takim razie? Cóż, prawda – jak to zwykle bywa – leży pośrodku.

Argumenty po stronie szkoleniowca

Nie można powiedzieć, że dwuletnia kadencja Szweda była okresem całkowicie straconym. Jens Gustafsson przychodził do Pogoni m.in. z zadaniem modyfikacji jej filozofii gry. Po bardziej pragmatycznym podejściu Runjaicia, teraz drużyna miała przesunąć swoją wajchę bardziej w kierunku ofensywy. I rzeczywiście w tym aspekcie zaszła wyraźna zmiana. „Portowcy„ zaczęli grać odważniej, a ich styl zaczęły charakteryzować szybki doskok do rywali po utracie piłki oraz dużo więcej odważnych wyjść na połowę przeciwnika. 

Szwed zbudował w Szczecinie naprawdę interesująca konstrukcję, otrzymując do tego odpowiednie narzędzia. Chociaż Pogoń nie dysponuje tak dużymi środkami finansowym, jak Legia, Lech czy Raków, to jednak Dariuszowi Adamczukowi udało się dostarczyć szkoleniowcowi piłkarzy bardziej doświadczonych, którzy mogli wejść do pierwszego składu i stanowić o jego wzmocnieniu. Valentin Cojocaru od razu stał sie wyróżniającym bramkarzem w PKO BP Ekstraklasie, Fredrik Ulvestad wypełnił zaś lukę w środku pola i dodał tam więcej jakości. Niezłym strzałem okazał się też napastnik Efthymios Kolouris.

Gustafssonowi należy również oddać, że potrafił także odbudować kilku zawodników, których niektórzy w Szczecinie spisali na straty. Dobrym przykładem będzie tutaj Rafał Kurzawa, który od czasów Górnika Zabrze zaliczył prawdopodobnie najlepszy okres, którego nie mógł jednak spożytkować podczas finału w Warszawie. Nagle okazało się również, że Vahan Biczachczjan czy Alexander Gorgon potrafią wnieść coś więcej do zespołu. W kontekście tego pierwszego zaczęto nawet liczyć na zarobienie pewnych funduszy. 

Prawdopodobnie tych efektów nie udałoby się osiągnąć, gdyby nie kolejny znak rozpoznawczy pracy Szweda, czyli jego dbałość o relacje międzyludzkie. W klubie nie ukrywają, że w tym aspekcie Gustafsson okazał się dużą zmianą w porównaniu z Kostą Runjaiciem. Szwed nie ma tak wybuchowej osobowości. Po przegranych spotkaniach stara się dostrzegać pozytywy i przekonuje, że błędy zostaną skorygowane. Lubi przeprowadzać indywidualne rozmowy z zawodnikami, w których pyta nie tylko o sprawy boiskowe, ale też pozasportowe. Stara się być psychologiem, który nie krytykuje, lecz chce wydobywać zawsze jakieś plusy. Wielu zawodnikom takie podejście pasuje, lecz znajdą się i tacy, którym potrzeba twardszej ręki. 

Największe zarzuty

Pogoń stała się drużyną, której grę ogląda się z prawdziwą przyjemnością… ale też irytacją – jeśli weźmiemy tu pod uwagę spojrzenie kibica Pogoni Szczecin. Ten bowiem ma prawo być na dłuższą metę sfrustrowany, obserwując poczynania swojego zespołu. Ile znaczyć może piękna gra, jeśli wiąże się z nią naiwność i nonszalancja? Drużyna Gustafssona gra nie tylko ofensywnie, ale też bardzo ryzykownie. Obrońcy lubią pozostawiać przeciwnikowi dużo miejsca, co dla wielu doświadczonych trenerów w naszej ekstraklasie stanowi prosty środek do osiągnięcia swojego celu. Nie ma przypadku w tym, że Pogoń więcej porażek w tym sezonie poniosła na własnym obiekcie, niż na wyjazdach. Jej styl gry wyraźnie pasuje zespołom, które przyjeżdżają do Szczecina z nastawianiem cofnięcia się na własną połowę i wyczekiwania na błędy „Portowców”, których ci naiwnie dostarczają. 

Jens Gustaffson należy do tego grona szkoleniowców, którzy często są zbyt przywiązani do swojego pierwotnego nie planu, nie przygotowując żadnej opcji zapasowej. Pogoń w tym sezonie ma wyraźne trudności wrócić do meczów, w których rywal skutecznie wybija ich z rytmu i nie pozwala zrealizować głównej filozofii. Było to również widać w trakcie finałowego meczu Pucharu Polski, gdzie „Portowcy” zostali wyraźnie zaskoczenie przez Wisłę i nie potrafili narzucić swojego stylu. 

Co istotne, w trakcie finałowego meczu zawiodło również to, co przecież miało stanowić atut szkoleniowca, czyli jego psychologiczne podejście do piłkarzy. Jak się okazało, Szwed nie potrafił wyraźnie zareagować i wzbudzić w drużynie więcej pewności siebie. Nie podniósł piłkarzy, zdejmując z nich niepotrzebne emocje i ciężary. Zespół nie udźwignął presji, był przemotywowany, wystraszony. Nic dziwnego, że w spotkaniu ligowym z Puszczą Niepołomice kibice „Portowców” postanowili obdarować swoich zawodników pampersami – to miał być właśnie symbol tego, jak wyglądają piłkarze w kluczowych momentach. Trener nie potrafił tego przezwyciężyć. 

Pogoń Szczecin – problemów ciąg dalszy

Wróćmy jednak do tego, o czym już napisano wcześniej. Sprowadzenie problemów Pogoni do postaci trenera byłoby niewłaściwie. Owszem, Gustafsson ma swoje za uszami, ale równie dużo zarzutów kibice kierują także w kierunku prezesa Jarosława Mroczka oraz Dariusza Adamczuka. 

Lista zarzutów wobec sterników klubu jest dość spora. W pierwszej kolejności sympatycy klubu oskarżają włodarzy ekipy o minimalizm i uczucie samozadowolenia. Na forach kibiców Jarosławowi Mroczkowi wypomniano, że już w przeszłości bagatelizował pytania kibiców i na część z nich odpowiada z pewną nutą arogancji. 

Czarę goryczy przelał jednak list, który prezes wystosował do kibiców po porażce w finale Pucharu Polski. Jego treść spotkała się z negatywnym odbiorem – fanom nie spodobały się frazesy o wsparciu drużyny, wyciąganiu mitycznych wniosków i brak chęci wskazania odpowiedzialnych za klęskę. Dodatkowo, nie zapomniano o tym, że dość szybko po zakończeniu meczu Mroczek próbował częściowo zrzucić odpowiedzialność… na sędziów spotkania. Dla wielu była to kolejna próba pójścia na skróty. A tego w Szczecinie mają już serdecznie dość. 

Finanse klubu na minusie

Prezes klubu jest krytykowany również za sytuację finansową klubu, o której mówi się coraz częściej. Tajemnicą poliszynela są milionowe straty za poprzedni rok, które w przypadku braku awansu do Europy w tym sezonie z pewnością się powiększą. W poprzednim sezonie nie udało się również przeprowadzić równie imponujących transferów wychodzących na miarę  Kacpra Kozłowskiego czy Sebastiana Walukiewicza – w tym roku uda się to poprawić za sprawą sprzedaży Mateusza Łęgowskiego.

Sytuacji nie ułatwia również zbyt długie, w opinii kibiców, poszukiwanie sponsora na koszulki – tu również sympatycy dostrzegają minus działalności Mroczka. Z drugiej strony sam prezes nie zamyka się na poszukiwanie inwestorów, lecz jest typem człowieka, który do sprawy podchodzi jednocześnie bardzo poważnie, ale też ostrożnie. Zainwestował w Pogoń spore pieniądze, nie chce już do interesu dokładać, co nie oznacza, że planuje oddać klub w ręce byle kogo. Nie zmienia to jednak faktu, że klub finansowo balansuje i na dłuższą metę nie jest w stanie utrzymać tempa narzuconego przez czołówkę ligi. Przynajmniej w tym układzie. 

Problemy organizacyjne łączą nas z zarzutami sympatyków wobec pionu sportowego. Wszystko sprowadza się ponownie do pytań o przyszłość Pogoni – zarówno najbliższej, jak i dalszej. 

Pogoń Szczecin ma zbyt wiekowy skład

Drużyna w ostatnich latach postawiła nie tylko na trenera ofensywnego, ale też starszych piłkarzy, którzy mają właśnie dostarczyć wyniku na teraz. Pogoń nie chciała już dłużej tkwić w gronie drużyn z wiecznym, lecz niewykorzystanym potencjałem. Być zespołem, który sprowadza się głównie do sprzedaży swoich najbardziej utalentowanych juniorów. „Portowcy” chcieli w końcu sięgnąć po trofeum i osiągnąć to poprzez efektowną grę oraz zawodników, których nie trzeba poddawać całemu procesu piłkarskiego dojrzewania. Niestety, ta droga może okazać się bezskuteczna.

Sympatycy klubu mają pretensje, że w klubie popełniono błędy przy konstruowaniu kadry, decydując się na powyższy wariant. Owszem, Pogoni udało się sprowadzić do zespołu ciekawych zawodników, lecz większość z nich stanowili piłkarze w okolicy 30-tu lat, którzy niekoniecznie mogą mieć jeszcze potencjał sprzedażowy. Co więcej, niektórzy upatrują tutaj również problemów o charakterze mentalnym – po przegranym finale na forach w największym stopniu piłkarzom zarzucano właśnie brak zaangażowania. Wielu wnioski narzucają się same – wiekowi obcokrajowcy = mniejsza motywacja. Jasne, jest to pewnie kolejne, zbyt duże uproszczenie…

Braki w składzie widoczne

Jeszcze do niedawna Pogoń Szczecin uznawano za modelowy przykład klubu wykorzystującego swoje struktury akademii i promującego młodzież. To „Portowców” chwalono za kolejne obiecujące roczniki piłkarzy, na których w drużynie nie boją się stawiać. Przecież w ciągu ostatnich lat trenera  wypromowano i sprzedano kilku naprawdę obiecujących graczy.

Przestawienie wajchy w tym sezonie, zupełnie zmieniło jednak ten stan rzeczy. Statystyki są wręcz zdumiewające – Pogoń Szczecin ma najwyższą średnią wieku wyjściowego składu, a także trzeci najgorszy wynik dotyczący udziału młodzieżowców w pierwszej jedenastce. Ten wynik delikatnie podreperowała runda wiosenna, gdy trener Gustafsson zaczął stawiać odważniej na Adriana Przyborka. Inna sprawa, że częściowo wymusiła to na szkoleniowcu wąska kadra drużyny. Trener wykorzystuje wąski garnitur i różnie na tym wychodzi.  

Zespół kilkukrotnie przejechał się już na braku szerokiej ławki rezerwowych. W zeszłym roku europejskie puchary uwidoczniły np. kłopoty z rezerwowym bramkarzem. Warto odnotować, Bartosz Klebaniuk dalej pozostaje główną opcją rezerwową. Ekipie brakuje solidnych zmienników na innych pozycjach, co przy jednoczesnym niewykorzystywaniu juniorów, rozbudziło wśród sympatyków klubu kolejną falę krytyki. Fani „Portowców” nie potrafią zrozumieć, gdzie w tym wszystkim jest logika. Część nie chce krytykować szkoleniowca, mówiąc, że sam Gustafsson ma „tylko 15-tu gości do grania”. 

Litania problemów długa, a jej końca nie widać. 

Nadchodzi wymiana pokoleniowa

Pogoń Szczecin znajduje się w tym momencie na zakręcie zarówno sportowym, jak i organizacyjnym. Porażka w finale Pucharu Polski oraz brak awansu do europejskich pucharów będzie skutkować w klubie dużym ciosem finansowym, który może jeszcze przyspieszyć nieuniknione zmiany. Drużyna już teraz jest coraz starsza, a jej koszty utrzymania mogą okazać się zbyt duże. Zimą prezes Jarosław Mroczek zapowiadał zmiany, które mają na celu ponowne wykorzystanie zawodników z klubowej akademii. To zaś mogłoby oznaczać pożegnanie z kilkoma graczami, którym zresztą mocno zarzucano postawę w trakcie ostatniego finału. W tym momencie nie widać na horyzoncie kolejnych młodych gwiazd, co nie oznacza, że nie ma ich w ogóle. Być może po prostu trzeba wrócić do wcześniejszej formuły i znów postawić odważniej na wychowanków.

Pytanie też, co dalej poczynić z samym Jensem Gustafssonem. Czy w obliczu potencjalnych zmian także i trener powinien pożegnać się z klubem? Szwed pokazał, że jest niezłym szkoleniowcem, który potrafi nadać drużynie ofensywny styl gry. Zawiódł jednak w kwestii budowy odpowiedniej mentalności – Pogoń wciąż nie jest zespołem, który stać na więcej wyrachowania, bezwzględności i skuteczności. A to właśnie te czynniki są kluczowe, by dojść do upragnionego celu. Niewykluczone, że drużyna pod wodzą Gustafssona dotarła do pewnej ściany. 

Czy po takich blamażach, jak w Gandawie, ekstraklasie czy na Stadionie Narodowym, można jeszcze sądzić, że trener zdoła przekonać swoich zawodników, że potrafi z nimi „dowieźć” wynik? Czy można sądzić, że ten jeszcze jeden raz w jego wykonaniu okaże się inny? A może wystarczy tylko zmodyfikować kadrę i przewietrzyć szatnię? 

Czy drużyna ma dalej walczyć o pełną pulę? A może wypada zrobić krok w tył i budować od nowa? I kto ma za to odpowiadać? Jaka jest dalsza wizja prezesa Mroczka? Dokąd zmierza sytuacja finansowa drużyny? Czy Pogoń Szczecin postawi ponownie na wychowanków? 

Przed Pogonią bardzo dużo dylematów do rozstrzygnięcia. Wszystko jednak będzie zależało od tego, czy drużyna przetrwa końcówkę sezonu. Zadanie na łatwe nie wygląda – zespół czekają wyjazdy do Częstochowy, Mielca oraz domowy z Górnikiem Zabrze. Tylko komplet punktów i ligowe podium pozwolą w Szczecinie na chwilę uspokoić nastroje i odzyskać zaufanie trybun. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze