Manchester City po emocjonującym meczu pokonał Queens Park Rangers 3:2. Bramki dla gości strzelali Dżeko, Silva i Toure. Gospodarze odpowiedzieli trafieniami Bothroyda i Helgusona.
Pierwsza połowa, poprzedzona minutą ciszy, rozpoczęła się się od zdecydowanego ataku gości. Gracze Roberto Manciniego ruszyli do przodu i już po upływie kilkudziesięciu sekund mieli na swoim koncie pierwszy strzał na bramkę Queens Park Rangers. Strzelał Gareth Barry. W odpowiedzi, równie niecelnie, strzelał Helguson. Mijały minuty, a mecz robił się coraz bardziej wyrównany. Gospodarze atakowali, ale można było odnieść wrażenie, że taka otwarta gra z City nie jest niczym dobrym i bezpiecznym. Lider tabeli w każdej chwili mógł wyprowadzić groźny kontratak. Napastnicy QPR nie wyglądali na ludzi, którzy są w stanie przedrzeć się przez zasieki obronne rywala. Rozgrywanie piłki na 30. metrze było szczytem ich marzeń. W 14. minucie pokaz swoich umiejętności dał Sergio Aguero. Argentyńczyk w pięknym stylu zgubił dwóch obrońców i wpadł w pole karne. Zabrakło może pół metra, a były gracz Atletico mógłby wyłożyć piłkę wprost pod nogi kolegi. Gracze Queens Park dostali ostrzeżenie, które chyba podziałało na ich wyobraźnię, bo praktycznie zrezygnowali z atakowania.
Pod bramką Joe Harta zagościli ponownie dopiero w 23. minucie, kiedy to mało brakowało, a Anton Ferdinand sięgnąłby głową lecącej wzdłuż linii końcowej piłki. Gdyby sięgnął, bramkarz reprezentacji Anglii byłby bez szans. To, co nie udało się Ferdinandowi, nie było problemem dla Bothroyda, który wykorzystał doskonałe dośrodkowanie z rzutu wolnego Joeya Bartona. Chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw – „Rangersi” na prowadzeniu! Dwie minuty po stracie gola pokazały, że dla gości zabawa się skończyła. Najpierw strzelał Kun (strzał sparował desperackim wślizgiem jeden z obrońców), potem Yaya Toure. „El Mago” Silva raz za razem przyprawiał defensywę rywala o zawał serca. Rozochocone City w 33. minucie powinno stracić drugiego gola. Szybka kontra QPR zakończyła się dwoma strzałami gospodarzy. Pierwszy Hart obronił świetnie, drugi genialnie. 40. minuta to kolejna kontra QPR, tym razem zakończona strzałem w słupek. Goście byli wyraźnie zagubieni. Mieli optyczną przewagę, stwarzali sobie okazje, ale nic z tego nie wynikało. Stracona bramka, zamiast wstrząsnąć liderem tabeli, wprowadziła go w stan, który, nie wiedzieć czemu, wykluczał logiczne myślenie.
Gdy zawodzi kolektyw, decydują indywidualności. Edin Dżeko dostał prostopadłe podanie, wbiegł z piłką w pole karne, ograł rywala, znalazł miejsce i strzelił. Na twarzach graczy City pojawił się uśmiech, a na tablicy wyników rezultat 1:1. Na chwilę przed końcem spotkania Manchester mógł wyjśc na prowadzenie – piłka po strzale Kuna trafiła w słupek.
Ostatnie minuty pierwszej połowy dały widzom nadzieję na to, że druga będzie wreszcie takim widowiskiem, jakiego wszyscy oczekują. Tym razem jako pierwsi strzał oddali gospodarze. Uderzenie Bartona sprawiło sporo problemów Hartowi, który zmuszony był nieco się wyciągnąć, by wypiąstkować futbolówkę. W 52. minucie gracze City przejęli piłkę pod własnym polem karnym, Milner podał do biegnącego na skrzydle Dżeko, a Bośniak posłał płaskie podanie w pole karne do Silvy. Hiszpan przyjął piłkę tak umiejętnie, że nie tylko zgubił obrońców, ale też wypracował sobie czystą pozycję strzelecką. Gdy przed najlepszym graczem Manchesteru był tylko bramkarz, oczywiste było, że padnie bramka. Tak też się stało. Niezwykle mocne i niezwykle precyzyjne uderzenie „El Mago” było nie do obrony. City wróciło z dalekiej podróży. I nie zamierzało zwalniać tempa. Minutę po wyjściu na prowadzenie dobrą okazję miał Dżeko. Dwie minuty później – Aguero. Chwilę później znów Aguero. Potem Dżeko, potem Aguero… Piłkarze QPR chyba ostatecznie stracili nadzieję na zdobycz punktową. Nic dziwnego – każdy by ją stracił, patrząc na ofensywną potęgę „The Citizens”.
Mimo nieuchronnej, jak się zdawało porażki, gracze gospodarzy walczyli dzielnie, za to należy im się wielka pochwała. Nie załamały ich kolejne świetne akcje najlepszej drużyny ligi angielskiej. I właśnie taka postawa została wynagrodzona w 69. minucie. Jedna z niewielu okazji do wyrównania niespodziewanie zakończyła się golem na 2:2. Dośrodkowanie Traore na bramkę zamienił Helguson, któremu nieco pomógł Bothroyd. Niesamowite. City zdawało się mieć mecz pod kontrolą. Kolejne bramki dla gości wisiały w powietrzu, a tu nagle wyrównanie! Minęło pięć minut, a wywrócony do górny nogami świat wrócił na swoje miejsce. Yaya Toure pięknym strzałem głową wykończył dośrodkowanie Koralova. 2:3. Na dziesięc minut przed końcowym gwizdkiem resztkami sił zerwali się gracze QPR. Helguson trafił w poprzeczkę. City ciągle nie czuło się pewnie, jednobramkowa przewaga, nawet wobec bezwzględnej dominacji, jest wynikiem bardzo chwiejnym.
Do końca meczu gospodarze starali się doprowadzić do wyrównania, jednak byli bezsilni wobec świetnie grającej defensywy drużyny z Manchesteru. Po upływie trzech doliczonych minut sędzia zakończył mecz, a podopieczni Roberto Manciniego mogli cieszyć się z kolejnych ważnych punktów.