Chorwacja na turnieju we Francji – 1998 rok. Historyczny sukces


5 czerwca 2016 Chorwacja na turnieju we Francji – 1998 rok. Historyczny sukces

Spoglądając na skład obecnej reprezentacji Chorwacji, widzimy naszpikowaną gwiazdami ekipę. Moja redakcyjna koleżanka zastanawiała się, jak to możliwe, by z takim składem nie być faworytem do strefy medalowej Euro 2016. Warto przeczytać napisany przez Justynę Gawlińską tekst, by zrozumieć, jak wielkim fenomenem była reprezentacja prowadzona przez Miroslava Blazevicia podczas mistrzostw świata w 1998 roku. Chorwacja we Francji zaskoczyła wszystkich.


Udostępnij na Udostępnij na

Bałkany zawsze znane były z wyjątkowo zdolnych zawodników. Czy to w czasach Jugosławii, czy już po rozpadzie federacji na państwa związkowe. Póki istniało wspólne państwo, drużyna odnosiła sukcesy. Mieszanka serbskiej, chorwackiej i bośniackiej krwi potrafiła we wspólnym rytmie wywalczyć medale na mistrzostwach Europy, złoto na igrzyskach olimpijskich, czy toczyć wyrównane boje w półfinałach światowego championatu. Problem rozpoczął się wraz z wojną na Bałkanach i rozpadem Federacji Jugosławii.

Chorwacja od samego początku była wśród zespołów byłej Jugosławii zespołem o największym potencjale i dysponowała najlepszymi zawodnikami. Na papierze mogła w każdym turnieju pretendować do strefy medalowej. Trochę gorzej wyglądało to na boisku.

Eliminacje do mistrzostw świata w 1998 roku miały być dla drużyny z Chorwacji potwierdzeniem siły, którą pokazała podczas mistrzostw Europy w 1996 roku, gdzie odpadła w ćwierćfinale z późniejszym tryumfatorem – Niemcami. Grupa wydawała się łatwa. Jedynym godnym uwagi przeciwnikiem wydawała się Dania, z którą zawodnicy z Bałkanów wygrali na turnieju w Anglii 3:0. Okazało się, że nie było tak prosto. Zawodnicy z kraju Hamleta zajęli pierwsze miejsce, a zawodnikom Blazevicia pozostało grać w barażach z faworyzowaną Ukrainą. Szewczenko i koledzy nie pojechali na mistrzostwa. Cieszyli się za to zawodnicy w koszulkach z charakterystyczną szachownicą.

Wielkie nazwiska – słabe wyniki

Skład był naszpikowany gwiazdami i byli eksperci, którzy widzieli w drużynie z Chorwacji czarnego konia imprezy. Jednak większość mówiła o tym, że wprawdzie piłkarze świetni, ale drużyna nie funkcjonuje tak, jak powinna. Bojowe nastroje panowały w Zagrzebiu. Trzon reprezentacji stanowili zawodnicy nazywani „złotym pokoleniem” jugosłowiańskiej piłki. Piłkarze, którzy grali w klubach europejskiego topu, mieli zaprowadzić „Vatreni” na podium mundialu.

Losowanie, którego nie przeprowadzał „Łysy z UEFA”, było dla Chorwatów bardzo szczęśliwe. Prócz mocnej Argentyny dolosowanych zostało dwóch debiutantów – Japonia i Jamajka. Mecze grupowe potwierdziły, że los był łaskawy. Dwa zwycięstwa z nowicjuszami, mimo porażki z Argentyną, wystarczyły do awansu z grupy.

Duma Chorwatów (fot.Uefa.com)
Duma Chorwatów (fot.Uefa.com)

Po pierwszych meczach coraz więcej osób zaczęło widzieć w Chorwatach drużynę, która może w tym turnieju zajść bardzo wysoko. Nie z powodu wyników, a raczej z tego, jak na murawie prezentowali się zawodnicy Blazevicia. Jeden z najbardziej zasłużonych bałkańskich trenerów potrafił wycisnąć maksimum z materiału ludzkiego, który posiadał. Drużyna prowadzona przez niego grała nietypowym, jak na tamte czasy, ustawianiem 3-5-2, które zaskakiwało przeciwników swą mobilnością. Nie bez powodu jednym z największych wygranych w drużynie „Vatreni” był Robert Jarni, który przebiegniętymi kilometrami po francuskich murawach zapracował na kontrakt w Realu Madryt.

Chorwacki styl – ewenement na turnieju

Prawdziwą siłą Chorwacji były idealny balans pomiędzy ofensywą i defensywą. Trójka stoperów Bilić, Stimać, Simić (lub grający na jego pozycji Soldo) stanowili monolit, który pozwalał na ułańską fantazję w ofensywie. A ta była na światowym poziomie i to mimo tego, że przed turniejem kontuzji doznał Alan Boksić. Jeśli jednak w składzie masz Roberta Prosineckiego, Zvonimira Bobana, a przed nimi pierwszą strzelbę Realu Madryt – Davora Sukera, to nie musisz się martwić o zdobywanie bramek.

Rumunia na kolanach
Rumunia na kolanach

Po wyjściu z grupy na Chorwatów czekała jedna z niespodzianek tego turnieju – Rumunia. Wprawdzie podopieczni Iordanesku nie byli drużyną słabą, ale chyba nikt się nie spodziewał, że w grupie pokonają Anglię. To była już faza schyłkowa wielkiej reprezentacji dowodzonej przez George Hagiego – „Maradonę Karpat”. Ostatni gwóźdź do trumny wbił Davor Suker, strzelając z rzutu karnego w ćwierćfinale mundialu bramkę decydującą o awansie do ćwierćfinału. Tam czekali już Niemcy.

Upokorzona pycha – Chorwacja w drodze na szczyt

Mistrzowie Europy pod wodzą Bertiego Vogsa byli jednym z faworytów imprezy. Na dodatek mieli mnóstwo szczęścia i trafili na niedoświadczoną na wielkich imprezach drużynę z Bałkanów. Mecz w Lyonie powinien okazać się formalnością.

Pierwszym problemem okazał się Drazen Ladić. Bramkarz „Vatreni” miał swój dzień. Nie dawał się zaskoczyć ani po stałych fragmentach, ani po strzałach z dystansu, ani przy strzałach z bliska. Drugim problemem dla zawodników z Niemiec okazał się charakter zawodników z Bałkanów. Zamiast grzecznie przyjąć spodziewany wyrok, ośmielili się raz po raz odgryzać się faworytom. Kolejnym problemem był sędzia – Rune Pedersen, który zupełnie nie chciał zrozumieć, że zawodnicy Vogsa zaczynają się denerwować z powodu bezbramkowego remisu. Nie rozumiał na tyle, że w czterdziestej minucie dał Wornsowi czerwoną kartkę za głupi, brutalny faul.

Chorwaci szybko odpowiedzieli Niemcom. W doliczony czasie pierwszej połowy Robert Jarni strzelił na 1:0. Druga połowa to pokaz bezsilności Niemców i upokarzanie dumnych Teutonów przez Chorwatów. Skończyło się 3:0 i Lyon oszalał z radości, eksplodował w czerwono-biało-niebieskich barwach.

Minuta ciszy na Saint Denis

W półfinale czekali na zawodników Blazevicia inni „Trójkolorowi”. Francuzi przeszli przez grupę jak niemieckie czołgi przez Belgię w 1940 roku, ale mecze w fazie pucharowej już nie były tak zachwycające. Zapowiadał się wyrównany pojedynek. Większość kibiców, którzy wypełnili stadion Saint-Denis, oczywiście wspierała gospodarzy. Dlatego gdy w 46. minucie Davor Suker wyprowadził Chorwatów na prowadzenie, na trybunach zapadła grobowa cisza.

Minutę później stadion eksplodował radością, gdy Lilian Thuram doprowadził do remisu. Jeszcze większa radość zapanowała, gdy ten sam zawodnik przepięknym uderzeniem wyprowadził drużynę gospodarzy na prowadzenie. Dwa ogromne błędy chorwackiej obrony zostały wykorzystane przez Francuzów. Zawodnikom z Bałkanów nie pomogła czerwona kartka Laurenta Blanca. Ostatni kwadrans to huraganowe szturmy podopiecznych Blazevicia, cudowna interwencja Bartheza i tak skończyły się marzenia Chorwatów o złotym medalu. Pozostał mecz o trzecie miejsce – finał przegranych.

Przeciwnikiem byli Holendrzy. W meczu zdecydowanie bardziej zależało Prosineckiemu i spółce, i to oni po zwycięstwie 2:1 stanęli na najniższym stopniu podium mundialu we Francji. Davor Suker został królem strzelców. Tak wyglądał największy sukces chorwackiej piłki. Czy podobny wynik uda się uzyskać na kolejnym turnieju w kraju Moliera?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze