Chelsea w coraz głębszym kryzysie po Steven Naismith show


12 września 2015 Chelsea w coraz głębszym kryzysie po Steven Naismith show

Chelsea leniwa. Chelsea niezaangażowana. Chelsea starzejąca się. Chelsea nie dająca sobie rady w defensywie. Chelsea z najgorszym startem rozgrywek od 29 lat. Takiego mistrza Anglii oglądamy od startu tegorocznej Premier League. Jak Jose Mourinho poradzi sobie z tym kryzysem?


Udostępnij na Udostępnij na

Dwadzieścia osiem wiosen przeżył Cesc Fabregas. Hiszpan wedle zasad piłkarskiej biologii powinien właśnie osiągać szczyt swoich możliwości. Dzisiaj piłkarz, który w swojej karierze wygrał już wszystko, co było do wygrania, nie wygląda jak zawodnik ze szczytu. Fabregas od początku sezonu – a według wielu od początku roku – na boisku niewiele się porusza. Czasem skwapliwie gdzieś podbiegnie, czasem wyciągnie nogę, symulując odbiór, ale w porównaniu z samym sobą choćby jeszcze sprzed roku blednie. W starciu z Evertonem na murawie w zasadzie „tylko” podawał.

Dwadzieścia osiem wiosen przeżył też Steven Naismith. Nawet droga obu piłkarzy do występu w dzisiejszym spotkaniu diametralnie się różni (Szkot był rezerwowym, a Cesc zawodnikiem pierwszego składu), a co dopiero ścieżka kariery. Jednak Naismith przy Fabregasie wyglądał jak spuszczony ze smyczy. Dość powiedzieć, że trzy strzelone przez Szkota bramki były efektem dużej pewności siebie i motywacji w dążeniu do zwycięstwa. Fabregas wydaje się graczem obdartym z tych uczuć.

Fabs_Naismith
Cesc Fabregas „tylko” podający i Steven Naismith pomagający drużynie na długości całego lewego skrzydła

Nie ma co jednak z Fabregasa robić kozła ofiarnego, bo to nie Hiszpan jest głównym problemem Chelsea. Nie da się ukryć, że „The Blues” bardzo potrzebują swojego rozgrywającego, ale to nie przez niego stracili w tym sezonie najwięcej bramek spośród wszystkich ekip Premier League. Przyjęło się, że to właśnie obroną wygrywa się trofea. Jeśli to prawda, to piłkarze z Londynu z taką obroną mają szansę co najwyżej na puchar parówkowej.

Jedenaście straconych bramek. To już tylko cztery mniej, niż Chelsea dała sobie strzelić w ciągu całej mistrzowskiej kampanii 2004/2005. Ledwie cztery punkty po pięciu meczach to najgorszy start sezonu „The Blues” od 1986 roku. Na grę defensywną podopiecznych Jose Mourinho, dla którego ta jest oczkiem w głowie, nie da się patrzeć. Nawet w porównaniu z Evertonem – który dla przypomnienia w poprzednim sezonie stracił 50 bramek i zanotował ujemny bilans – wypadła bardzo słabo.

„Sztukę bronienia” mógłby dzisiaj wykładać nie John Terry, ale jego niedoszły partner w bloku defensywnym i vis-a-vis, John Stones. 21-latek był niezwykle dojrzały i elegancki w swoich poczynaniach boiskowych. Nic dziwnego, że Chelsea chciała za niego zapłacić niebotyczne pieniądze. Anglik, jeszcze bardzo młody, sprawiający wrażenie chętnego do nauki. Za rok niejeden zespół będzie go chciał mieć u siebie. A pomagał mu niezwykle doświadczony Phil Jagielka, który ostatnio nie zwykł się mylić, tak jak gdy przy stanie 2-1 ratował swój zespół, świetnie odbierając piłkę Diego Coscie.

Zresztą zachowanie Brazylijczyka grającego w barwach „La Roja” zdradza problemy, jakie niesie ze sobą marazm zespołu. Diego przyjął sobie piłkę, mając bardzo dużo czasu na złożenie się do strzału. Klasowi napastnicy kończą takie akcje z pierwszym kontaktem z futbolówką. Costa natomiast nie tyle nie zdecydował się na strzał z pierwszej piłki ani na uderzenie po przyjęciu, ale bezmyślnie zabrał się z futbolówką i dał się Jagielce dogonić.

A przecież defensywa Evertonu wcale nie stanowiła w tym meczu monolitu. Choćby współpraca z defensywnymi pomocnikami zawodziła „The Toffees”. Obydwie jedenastki grały tak, jakby się umówiły, że krycie przed polem karnym należy zupełnie odpuścić. Tak padła wspaniała bramka Nemanji Maticia na 1:2 i tak padł też drugi gol Stevena Naismitha na 2:0, gdy Branislav Ivanović zupełnie odpuścił stojącego kilka metrów przed nim Szkota.

Matić i Naismith
Bramka Maticia (A) i Naismitha (B). Spójrz na to, ile czasu mają obaj zawodnicy na oddanie strzału.

Forma Serba w tym sezonie zasługuje na osobną wzmiankę. Waleczny, zaciekły, twardo broniący, lubiący pomóc w ofensywie, rozumiejący się z partnerami i świetnie czytający przestrzeń – tak dał się zapamiętać Ivanović swoim rywalom. Kto nie chciałby mieć u siebie takiego prawego obrońcy? Ile z tego zostało dziś? Ivanovicia tydzień w tydzień objeżdża każdy lewoskrzydłowy ligi, a rywale zdają się specjalnie grać lewą stroną zupełnie jak w polskiej ekstraklasie: „Grajcie na Wawrzyniaka, on jest cienki”. Sądząc po tym, jak ten grał w Barcelonie, można się było spodziewać, że Ivanoviciowi pomoże transfer Pedro. Hiszpan jednak swoje obowiązki w defensywie traktuje z przymrużeniem oka.

Większość ekspertów jeszcze dwa tygodnie temu była zgodna: Chelsea bardzo pomoże przerwa na reprezentację. Kilka dni wolnego nie przyniosło jednak żadnego ratunku. We wrześniu do kalendarza ligowego dochodzą jeszcze mecze w Lidze Mistrzów. A pomimo wielu milionów w banku Mourinho nie ma wielu zawodników, którymi może rotować. Jak w takim razie Portugalczyk będzie w stanie uratować sezon?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze