Burza


22 października 2007 roku- dzień po wyborach. Ta data na pewno zapadnie głęboko w pamięć wszystkim kibicom Zagłębia Lubin. Otóż Czesław Michniewicz, który cztery miesiące temu był noszony na rękach z racji zdobytego mistrzostwa Polski, teraz- z wielkim hukiem- został zwolniony.


Udostępnij na Udostępnij na


Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, iż Robert Pietryszyn już od dawna miał na pieńku z trenerem. A wszystko zaczęło się przed meczem z łódzkim Widzewem (4:2) w poprzednim sezonie. „Polski Mourinho” powiedział wtedy bez ogródek:„Dajecie kasę na transfery albo odchodzę!”. Później jednak 37-letni szkoleniowiec obronił się, iż takich słów nie powiedział, a były one autorstwa jednego ze współpracowników, który okazał się świetnym dowcipnisiem.

Okazało się, iż jest to początek wielkiej awantury na linii Michniewicz-Pietryszyn. Podobno pokłóciły się oni o… Tomasza Frankowskiego. Prezes chciał wyciągnąć do niego pomocną dłoń i zaproponować mu pracę w Lubinie, lecz przeciwny temu pomysłowi był pan Czesław. Przyznał, iż nie chce w swoim teamie piłkarza, który murawę ostatni raz „powąchał” dobrych kilka miesięcy temu, a ostatniego gola strzelił dawno, dawno temu. Ponadto Michniewicz miał za złe bossowi, iż wtrąca się do spraw personalnych drużyny. „.Ja tu jestem trenerem i nikt nie będzie mi mówił, kogo mam wziąć do zespołu”- powiedział po meczu z ŁKS, wygranym w dramatycznych okolicznościach. Gdy jego podopieczni strzelali bramkę na 2:1, Michniewicz biegał jak opętany, wykonując słynny gest Kozakiewicza. Tylko że nie wiadomo, do kogo on był skierowany…

Do tej pory Pietryszyn uważany był za prezesa niezwykle nowoczesnego, który do polskiej piłki nie pasuje ani trochę. Podejmował rozważne decyzję, a kibice Miedziowych bardzo go szanowali. Jeszcze na początku października zapewniał , iż wręczy Michniewiczowi wymówienie tylko wtedy, gdy Zagłębie polegnie w sześciu meczach z rzędu. Okazało się, że były to deklaracje bez pokrycia, ale trudno się dziwić, iż podjął taką decyzję. Po klęskach z Polonią Bytom i Groclinem jeszcze zachowywał olimpijski spokój, lecz gdy Zagłębie zremisowało bezbramkowo w Białymstoku, stracił cierpliwość.

Jest więcej niż pewne, iż chwilowo bezrobotny trener bez problemu znajdzie pracę. Może „Polski Mourinho” nasycił się już sukcesami na polskim podwórku (zdobył mistrzostwo, puchar i dwa razy Superpuchar Polski), i marzy mu się praca w porządnym zagranicznym klubie? Podobno Michniewicz urzekł właściciela Steauy Bukareszt, George’a Becaliego podczas dwumeczu w eliminacjach LM i Polak podobno był głównym kandydatem do objęcia drużyny po Gheorge Hagim. Jeszcze ciekawszą ofertę młody szkoleniowiec otrzymał kilkanaście dni temu. Jak podała jedna z bulwarówek Michniewicz otrzymał propozycję pracy w tym samym klubie, gdzie gra David Beckcham. Później jednak wyszło na jaw, iż ta informacja była zwykłą prowokacją dziennikarską. Oj, to narobili świetnemu trenerowi nadziei. Ale jedno jest pewne- Michniewicz długo nie będzie bezrobotny.

O ile, o przyszłość Michniewicz może być więcej niż spokojny, to przed Zagłębiem zbierają się czarne chmury. Gdy wszyscy spodziewali się, że na ławce trenerskiej lubinian usiądzie solidny zagraniczny szkoleniowiec, Robert Pietryszyn odpalił prawdziwą bombę, informując, iż następcą Czesława Michniewicza jest jego dotychczasowy asystent- Rafał Ulatowski, który wśród wielu kibiców jest całkowicie anonimowy, bo do tej pory nie prowadził samodzielnie drużyny. Ponad rok temu na Dolnym Śląsku przerabiano już podobną sytuację- Franciszka Smudę zastąpił Edward Klejndinst. Wówczas Zagłębie nie wyszło na tym zbyt dobrze, a jak będzie teraz? Czas pokaże…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze