Burnley, przegrywając z Liverpoolem aż 0:4, definitywnie pożegnało się z rozgrywkami Premiership. W innym dzisiejszym spotkaniu Everton szczęśliwie pokonał Fulham 2:1.
Burnley – Liverpool
Obie drużyny, mimo końcówki sezonu, nadal walczyły na pełnych obrotach. Przed spotkaniem Burnley ciągle liczyło się w walce o utrzymanie, a Liverpool o europejskie puchary. W związku z tak odmiennymi celami faworytem byli podopieczni Rafy Beniteza.
Początek meczu nie należał do najciekawszych. Obie ekipy grały kunktatorsko, badając możliwości rywali. Tylko co jakiś czas zbliżali się w okolice pola karnego. Pierwsze akcje, które mogły zagrozić bramkarzom, zostały przeprowadzone dopiero w okolicach 25. minuty. Najpierw Daniel Fox w 22. minucie niezbyt dobrze przymierzył, by chwilę później Steven Fletcher popisał się przeciętnym strzałem głową.
Liverpool swoją okazję miał dopiero w 31. minucie. Steven Gerrard postanowił wziąć na siebie ciężar gry, ale jego dwa mocne uderzenia z dystansu nie znalazły drogi do bramki. Pierwsze zostało zablokowane przez obrońców gospodarzy, a drugie minimalnie minęło cel, do którego dążyło. Do końca pierwszej połowy więcej ciekawych wydarzeń nie odnotowano.
W przerwie Rafael Benitez musiał najwyraźniej przeprowadzić bardzo poważną rozmowę z zawodnikami, gdyż po wznowieniu gry w ich ciała wstąpiła ogromna ilość energii. Już w 52. minucie kapitan „The Reds” wyprowadził zespół na prowadzenie. Pokazał, iż dysponuje niebagatelnymi umiejętnościami i po uderzeniu z dalszej odległości zdobył gola.
Wystarczyło poczekać siedem minut i zrobiło się 2:0. Ponownie na listę strzelców wpisał się Gerrard, na którego gospodarze nie potrafili znaleźć skutecznego sposobu. To ustawiło mecz do końca. Liverpool cofnął się i pozwolił atakować przeciwnikom. Taka decyzja zaowocowała poczynaniami Stevena Fletchera, który był bardzo bliski zdobycia kontaktowej bramki.
Najpierw w 67. minucie zdecydował się na mało przemyślany strzał, a później, w 72. minucie, przeprowadził akcję, po której Burnley było najbliżej gola w całym meczu. Jednak uderzenie Fletchera spoczęło na słupku bramki strzeżonej przez Pepe Reinę. 120 sekund później Maxi Rodriguez ostatecznie dobił rywali, podwyższając rezultat na 3:0.
Ostatni cios na gospodarzy spadł w 90. minucie, gdy pierwsi zniecierpliwieni kibice ostentacyjnie opuszczali stadion. Wiedzieli, że ich pupile żegnają się z Premiership. Ci, którzy nie zdecydowali się wyjść ze stadionu, obejrzeli jeszcze akcję Rayana Babela zakończoną sukcesem. Taki rezultat w 100% przesądza o relegacji Burnley do Championship.
Everton – Fulham
Pojedynek Evertonu z Fulham był typową rywalizacją o pietruszkę. Oba zespoły mają zapewnione utrzymanie, „The Toffies” jeszcze walczą o udział w Lidze Europejskiej i ten właśnie powód czynił ich faworytami pojedynku.
W 2. minucie kibice, którzy pofatygowali się przybyć do Liverpoolu z Londynu, zamarli. Dinar Bilialetdinow był bardzo bliski uszczęśliwienia większości fanów na stadionie, jednak jego uderzenie okazało się minimalnie niecelne i piłka trafiła w słupek. Spotkanie jednak nie utrzymało szybkiego tempa, ale wyraźnie było widać optyczną przewagę Evertonu, co jakiś czas, głównie za sprawą Yakubu, stwarzającego zamieszanie w polu karnym londyńczyków.
Wbrew temu, co się działo na murawie, to goście wyszli na prowadzenie. W 36. minucie Erik Nevland pokonał Tima Howarda. Jednak po przerwie gospodarze szybko doprowadzili do wyrównania. Dośrodkowanie bardzo niefortunnie przeciął Smalling i umieścił piłkę w siatce, tyle że własnej bramki.
Everton starał się pójść za ciosem. W 52. minucie niezłą okazję zmarnował Tim Cahil. Niedługo później Victor Anichebe i Louis Saha podjęli swoje próby, ale i z tych akcji Mark Schwarzer wyszedł obronną ręką.
Gdy wydawało się, iż mecz zakończy się remisem, tragiczny błąd popełnił jeden z defensorów Fulham, faulując rozpędzonego napastnika Evertonu. Karnego skutecznie wykonał Mikel Arteta, czym uradował kibiców zgromadzonych na Goodison Park.