Aż cztery z sześciu spotkań rozgrywanych dzisiaj w Niemczech zakończyło się remisami 1:1. W pozostałych dwóch meczach, Bayern Monachium wygrał z Bayerem Leverkusen 2:1, a VfB Stuttgart rozbiło Hansę Rostock aż 4:1.
Najciekawsze spotkanie mieliśmy oglądać na Allianz Arena, gdzie Bayern Monachium podejmował Bayer Leverkusen. Podopieczni Ottmara Hitzfelda stanęli na swoim poziomie i pokonali 'Aptekarzy’ 2:1. Mecz rozpoczął się po myśli gospodarzy. Już w 7. minucie, miejscowi wyszli na prowadzenie za sprawą Luci Toniego. Było to 15. gol Włocha, strzelony w Bundeslidze w obecnym sezonie. Goście rzucili się do odrabiania strat, jednak dobrze poukładana defensywa Bawarczyków nie pozwoliła gościom na rozwinięcie skrzydeł. Bayern przetrzymał napór przyjezdnych i w 57. minucie zadał kolejny cios, ponownie za sprawą Luci Toniego. Piłkarzy z Leverkusen znamy z tego, że nigdy się nie poddają i tak było i tym razem. W 83. minucie, bramkę na otarcie łez dla Bayeru zdobył Bulykin.
Genialne widowisko oglądali kibice zgromadzeni na Gottlieb-Daimler Stadion, gdzie miejscowe VfB Stuttgart rozbiło Hansę Rostock aż 4:1. Wszystkie bramki padały w drugiej połowie, gdyż pierwsza część meczu niestała na wysokim poziomie. W 51. minucie, sędzia postanowił odgwizdać rzut karny po tym, jak jeden z defensorów Hansy odbił piłkę w polu karnym ręką. Do futbolówki podszedł Pavel Pardo i pewnym strzałem w środek otworzył worek z bramkami. Zaledwie trzy minuty później, bardzo ładnym strzałem z woleja popisał się Cacau i podwyższył prowadzenie na 2:0. W 56. minucie, goście strzelili bramkę kontaktową. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, piłkę celnie główkował Orestes. Reszta meczu należała już tylko i wyłącznie do Stuttgartu. Najpierw, w 87. minucie, prostopadłe podanie z głębi pola wykorzystał Gomez, który w sytuacji sam na sam z goalkeeperem gości strzelił swoją pierwszą bramkę w meczu, a w 90. minucie, bardzo ładną akcję zespołową z najbliższej odległości wykończył Basturk.
Prawdziwy dramat oglądaliśmy w Wolfsburgu, gdzie podopieczni Felixa Magatha podejmowali Hamburger SV. Minimalnym faworytem byli przyjezdni, którzy już w 14. minucie spotkania wyszli na prowadzenie za sprawą Reinhardta. Po utracie bramki, do odrabiania strat rzuciły się 'Wilki’. Już w pierwszych 45. minutach swoje sytuacje mieli Ljuboja, Marcelinho, a także Grafite, lecz nie potrafili ich wykorzystać i do szatni gospodarze zeszli z jednobramkową stratą. Zaledwie 7. minut po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę, do wyrównania doprowadził Daniel Ljuboja. Wynik remisowy utrzymał się do końca spotkania, a od 80. minuty mieliśmy bardzo nieprzyjemne incydenty. Główny arbiter spotkania musiał pokazać aż cztery czerwone kartki. Najpierw, na 10. minut przed końcem spotkania czerwony kartonik ujrzał Madlung. W 87. minucie z boiska wyleciał Kompany, a tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra czerwone kartki za niesportowe zachowanie ujrzeli Grafite i Mathijsen. Podsumowując – 1:1 w golach, 2:2 w czerwonych kartkach.