Tylko remis udało się wywalczyć piłkarzom Lyonu na stadionie bretońskiego beniaminka. Po pierwszej połowie goście prowadzili 1:0 po bramce Honorato Edersona, lecz na kwadrans przed końcem meczu wyrównał Mario Licka.
Od początku meczu zarysowała się przewaga przyjezdnych, którzy wciąż nie mogą być pewni występu w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. Owocem tego stanu rzeczy była bramka Honorato Edersona, który wyprzedził Steeve’a Elanę przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego Miralema Pjanicia i wpakował piłkę do siatki. Trzeba zresztą powiedzieć, iż golkiper bretońskiej ekipy nie miał dziś dobrego dnia. Jeden z bohaterów mijającego sezonu (w trakcie rozgrywek ustanowił budzący wrażenie wynik ponad 800 minut z czystym kontem) miał olbrzymie problemy z obliczaniem lotu piłki, czym przyprawił swoich sympatyków o szybsze bicie serca.

Pierwsza odsłona minęła pod zdecydowane dyktando Lyonu, który po objęciu prowadzenia dążył do podwyższenia wyniku. Niedługo po zdobytym golu swojej szansy szukał Kim Kallstrom, lecz jego uderzenie minimalnie minęło cel. Im jednak bliżej przerwy, tym śmielej poczynali sobie piłkarze Brestu. Na lewym skrzydle szalał Benoit Lesoimier, który raz po raz zakładał siatki rywalom, aż defensorzy „Les Gones” zdecydowali się podwajać przy nim krycie. Najgroźniejszą sytuacją gospodarzy był strzał głową Johana Martiala, gdy piłka po nieczystym uderzeniu w niewielkiej odległości minęła słupek bramki strzeżonej przez Hugo Llorisa.
Następnych świetnych okazji nie wykorzystali kilka minut po przerwie najpierw Bruno Grougi, a potem Larsen Toure. Ten pierwszy znalazł się dość przypadkowo w sytuacji sam na sam z Llorisem, ale miał zbyt mało miejsca, by w jakikolwiek sposób posłać piłkę nad lub obok wychodzącego bramkarza. Toure zaś minął się z piłką przy wykonywanym przez Grougiego wolnym. Trzeba jednak przyznać, iż akcje SB29 były zbyt chaotyczne, by mogły przynieść jakąś wymierną korzyść. Przez następne 20 minut z boiska wiało olbrzymią nudą i żadna z ekip nie była w stanie lub też nie chciała zagrozić bramce rywali, do 76. minuty.
Wtedy zupełnie niespodziewanie wyrównującego gola zdobył Mario Licka. Syn znanego w Polsce trenera potężnie uderzył zgraną przed pole karne piłkę przez Nolana Roux i zmieścił ją w samo okienko bramki OL. Akcja zaś zaczęła się od niepozornego wolnego, wykonywanego z własnej połowy przez Elanę. Gospodarze dostali wiatru w żagle. Przez kolejne 10 minut „Les Gones” nie byli w stanie wyprowadzić piłki z własnej połowy. Dopiero na kilka minut przed końcem w jednym z kontrataków Bafetimbi Gomis przegrał pojedynek z golkiperem Brestu. Jednak chwilę wcześniej mogło być 2:0 dla przeciwników, gdy Lloris fenomenalnie interweniował przy przypadkowym strzale swojego obrońcy. W 85. minucie Gomis ponownie próbował zagrozić Elanie, lecz pomylił się niewiele, uderzając głową nad poprzeczką.
Lyon tym samym nie wygrał 5. meczu z rzędu na wyjeździe, gromadząc w nich zaledwie dwa punkty. Jego potknięcie otwiera kolejną już w ostatnim czasie okazję dla czwartego Paris Saint-Germain, by wskoczyć na podium. Stołeczni piłkarze grają mecz dopiero w środę w Bordeaux i zrobią wszystko, by wywieźć znad Żyrondy trzy punkty. Ewentualne 4. miejsce byłoby dla OL katastrofą, bo skończyłoby ich kilkunastoletnią przygodę z Champions League. Z jednego punktu na pewno bardziej cieszą się sympatycy Brestu, choć trudno powiedzieć, by wyjaśnił on cokolwiek w ich sytuacji. Brest ma teraz dwa punkty przewagi nad 18. Monaco i nadal zostaje mu drżeć o swój ligowy byt.