Bolton wreszcie zwycięża, Wilki nie pożarły Kanarków


W dwóch meczach rozpoczynających 17. kolejkę spotkań, rozgrywaną w środku tygodnia, padło aż siedem bramek.


Udostępnij na Udostępnij na

Wtorkowy wieczór do Wolverhampton przygnał tegorocznego beniaminka z Norwich. Patrząc na tabelę, to goście byli faworytami tego spotkania, choć na wyjazdach wiedzie im się gorzej niż na własnych śmieciach.

Mecz zgodnie z układem tabeli rozpoczął się dla nich. Już w 12. minucie błędy w kryciu obrony „Wilków”  wykorzystał Hoolhan, który pomknął lewym skrzydłem i precyzyjnym dośrodkowaniem na głowę Surmana zaliczył asystę. Pomocnik nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Kilka minut później po niezbyt dobrej interwencji bramkarza „Kanarków” do remisu mógł doprowadzić Hunt, jednak z około ośmiu metrów nie potrafił celnie trafić do pustej bramki.  Obrońcy gospodarzy myślami musieli już siedzieć przy wigilijnym stole, bo przegrywali wszystkie górne piłki z rosłymi napastnikami Norwich. Na szczęście na posterunku stał Hennessey. Na osiem minut przed przerwą przyszło wyrównanie. Po płaskim dośrodkowaniu w pole karne strzał Hunta został zablokowany, jednak piłka spadła pod nogi Ebansa-Blake’a, który również po rykoszecie zdobył bramkę.

Druga połowa była znacznie bardziej stonowana i wyrównana. Żadna z drużyn nie stworzyła ekstremalnego zagrożenia pod bramką przeciwnika. Aż do 76. minuty. Na boisku pojawił się Simeon Jackson. Niespełna 60 sekund później wyprowadził drużynę na prowadzenie. Po świetnym dryblingu Morisona na skrzydle i podaniu wzdłuż bramki wystarczyło dołożyć nogę. Do końca meczu nie pozostało wiele, jednak „Wilki”, chcąc zrobić świąteczny prezent swoim kibicom, zebrali się do huraganowych ataków. Pięć minut później zupełnie opuszczony w polu karnym Roland Zubar mocnym strzałem głową doprowadza do wyniku 2:2.

Drugi mecz, patrząc na renomę zespołów, powinien być ciekawszy, jednak, odwołując się do tabeli po 16 kolejkach, Blackburn Rovers było 19., a ich przeciwnik – Bolton – 20. Bardzo kiepska dyspozycja obu zespołów jest dość niezrozumiała, zasoby ludzkie obu ekip spokojnie wystarczają na wywalczenie miejsca w środku tabeli.  Druzyna Rovers w tym sezonie wygrała tylko dwa mecze. Bolton, który zwyciężył raz więcej, zdecydowanie lepiej gra na wyjazdach, dlatego kibice mogli mieć nadzieję, że coś w ekipie „Kłusaków” się dzisiaj wydarzy.

I tak też się stało. Od samego początku goście ruszyli do ataku. Po wielkim zamieszaniu w polu karnym i błędzie obrony piłka została wybita na prawe skrzydło, tam sprowadzony z Liverpoolu David N’Gog podał do Marka Davisa. Anglik umieścił piłkę w siatce płaskim strzałem z linii pola karnego.

25 minut później Bolton ukoronował swoją przewagę drugim trafieniem. Zagrożenie tym razem nadeszło z lewego skrzydła. Martin Petrow celnie podał do Nigela Reo-Cokera, który nic nie robił sobie z wielu obrońców gospodarza. Technicznym strzałem obok słupka pokonał Robinsona i Bolton prowadził już dwoma bramkami aż do przerwy.

Zmotywowani przez menedżera piłkarze Blackburn z minuty na minutę drugiej połowy robili lepsze wrażenie. Po kwadransie prostopadłe podanie do Yakubu Nigeryjczyk zamienił na bramkę, gdyż nie zwykł marnować sytuacji oko w oko z bramkarzem. Dla napastnika była to dziesiąta bramka w 12. tegorocznym występie.

Obie drużyny miały jeszcze swoje szanse. Pod koniec meczu groźnie wyglądający upadek N’Goga zmusił Owena Coila do przeprowadzenia zmiany. Wynik już nie uległ zmianie i Bolton po niespodziewanym zwycięstwie zepchnął swojego rywala na ostatnie miejsce w lidze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze