Bez pardonu: Piłka polityczna


W środę biało-czerwoni wywieźli z gorącego stadionu w Helsinkach cenne oczko, które znów przybliżyło nas do upragnionego Euro 2008. Sam mecz dość niespodziewanie został jednak przyćmiony przez karłowatą postać, która pojawiła się tego dnia na trybunach Stadionu Olimpijskiego.


Udostępnij na Udostępnij na


Oglądając ten mecz w grupce znajomych początkowo uznaliśmy, że w loży obok Michała Listkiewicza zasiadł sam umiłowany prezydent, zza pleców co chwila odzywało się jednak złośliwe:’czy jesteś pewien?’ Fakt, bliźniaków rozróżnić nie sposób, a sceptyczni ostatecznie okazali się mieć racje, udowadniając nasz kompromitujący błąd. W dodatku okazji do fetowania i wytykania pomyłki mieli aż nadto, fiński realizator był bowiem bezlitosny i premiera na ekranie serwował nam co chwila, boiskowe wydarzenia zrzucając momentami na dalszy plan. Wszystko to wymusiło oczywiście zadanie pytania sakramentalnego: po co Kaczyński (nieważne już, który) wybrał się do Helsinek? Nawet nie śmiem przypuszczać, że wynikło to z chęci ogrzania się w blasku chwały chłopców Beenhakkera na kilka tygodni przed parlamentarnymi wyborami. Broń Boże! Bywam złośliwy, ale na takie insynuacje nie stać nawet mnie. Przecież oczywistym jest, że premier jest wielkim fanem rodzimego futbolu (co udowodnił swoim zaangażowaniem w Projekt 2012) i do zimnej Finlandii zawitał tylko i wyłącznie po to, by obejrzeć kawałek dobrej piłki.

W pewnym momencie można było nawet odnieść wrażenie, że chce on za wszelką cenę ukryć swoją obecność na trybunach, zakrywając twarz szalikiem i gustowną, biało-czerwoną czapeczką. Cóż za skromność i wspaniała próba wtopienia się w tłum zwykłych kibiców! Aż szkoda, że w obawie o swoją fryzurę na podobny krok i zakrycie czupryny wraz z facjatą nie zdecydowała się towarzysząca premierowi minister Fotyga. Mimo to oczywistym pozostaje, że żywiołowe reakcje i zupełnie bezinteresowne zainteresowanie losami narodowej reprezentacji ze strony polityków najwyższego szczebla zasługuje na głośną i szczerą pochwałę. Za absolutny zbieg okoliczności uznać należy natomiast zbieżność daty zbliżających się przedterminowych wyborów i uregulowania kwestii Stadionu Narodowego w Warszawie, który ostatecznie powstanie obok Jarmarku Europa. Po raz kolejny nieco wytchnienia otrzymali więc skośnoocy handlarze, którzy na życie będą mogli dzięki temu zarabiać przez kilka dodatkowych miesięcy, a do eksmisji zmuszeni zostaną najwcześniej po wyborze nowych (miejmy nadzieję) przywódców narodu.

Piłkarskich aluzji doszukiwać można się także w haśle z jakim rządzący przystępują do wyborczej kampanii. 'Zwalczmy korupcję’ – to jest coś! O takich przywódcach, angażujących się w Euro 2012, kochających futbol i chcących za wszelką cenę oczyścić piłkarskie środowisko, marzą w tej chwili chyba wszyscy, którym leży na sercu dobro polskiej skopanej. Przy wyborczych urnach nie wolno więc nam popełnić błędu! Wszak piłkarscy kibice to część elektoratu nie mniej znacząca i wpływowa od sympatyków Radia Maryja i to my możemy rozstrzygnąć o końcowym rezultacie, zwłaszcza w świetle szalenie wyrównanych przedwyborczych sondaży (choć podobno one kłamią). A że obecność premiera na trybunach helsińskiego stadionu w polskim sektorze skwitowana została gwizdami i ironicznym 'Gdzie są stadiony, Kaczyński, gdzie są stadiony’? Cóż, fani biało-czerwonych musieli chyba wypić za dużo regionalnego trunku, przy stadionach praca przecież wre. W tym momencie bezlitośnie zbliżamy się jednak do pointy, a z wszystkich tych kwestii wyborcy wnioski winni wyciągnąć sami. Ja z rządzących brać przykładu nawet nie śmie i w żadną żałośnie polityczną propagandę bawić się nie zamierzam…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze