Obserwując ligowe zmagania naszych piłkarskich wirtuozów odnoszę nieodparte wrażenie, że krakowska Wisła – jeśli tylko będzie chciała – mistrzostwo Polski wygra w cuglach, bezczelnie rozstrzygając losy tytułu już w okolicy półmetka rozgrywek. Ani Legia, ani Lech jej w tym nie przeszkodzą.

Białostocka Jaga. Niby rewelacja, wirtualny lider, ekipa nader solidna. Najpoważniejszy w tym sezonie ligowy egzamin Białej Gwiazdy. I co? Kicha. W pierwszej połowie warunki, jakie mistrzom Polski postawili goście, były absolutnie żadne. Wisła wysokim pressingiem – we współczesnym futbolu standard – stłamsiła Jagę zupełnie. I hulaj duszo, piekła nie ma! Krakowski minimalizm pozwolił gospodarzom na zdobycie ledwie dwóch bramek, choć paść ich mogło przynajmniej trzy razy tyle.
Podopieczni Macieja Skorży – gdyby tylko chcieli – zdemolowaliby przyjezdnych. Udowodnili, że jeśli tylko mają ochotę biegać za piłką i dokładnie rozgrywać akcje, są absolutnie poza zasięgiem reszta ligowej stawki. Tymczasem po przerwie Wiślacy chęci do gry stracili zupełnie, ograniczając się do spokojnego kontrolowania wyniku. A nerwową końcówkę zawdzięczali tylko i wyłącznie niezmierzonej ilości pecha, jaka przysługuje tej jesieni Mariuszowi Pawełkowi.

Obawiam się, że trwająca jesień będzie bardzo jednostronna. Bo kto może Wiśle zagrozić? Stołeczna Legia, budowana bez pomysłu przez Jana Urbana, od dwóch lat stoi w miejscu. Lech z kolei przypomina mi upośledzonego husarza. Szumi, straszy skrzydełkami (Peszko, Wilk), ale jak ma prawidłowo funkcjonować, skoro latem przyjaciele zza wschodniej granicy wyrwali mu serce (Murawski), a mózg (Stilić) mocno szwankuje, przejawiając postawę iście schizofreniczną.
Jedynie Wiślacy imponują formą równą i pewną. Nie tracą głupich punktów (specjalność Legii), w dodatku dopisuje im niezbędne szczęście. Pięć i osiem oczek zaliczki nad najgroźniejszymi rywalami już na starcie rozgrywek robi wrażenie. Obecnie dla Wisły konkurencji nie widzę. Jakie z tego płyną wnioski? Inteligentnym kibicom oszczędzę, nikt nie lubi spijać banałów. A ci mniej zorientowani? Niech się głowią. Może zdradzę za tydzień.
A wydaje mi się, że Wisła wcale nie gra na miarę
tego, co potrafi. Jeśli naprawdę się rozpędzi to
będzie ciężko cokolwiek zrobić, by ich zatrzymać.