W sobotnie popołudnie swój mecz rozegrała ekipa Arsenalu Londyn z Manchesterem City. Mecz miał duże znaczenie dla ligowej tabeli, szczególnie czwartego miejsca. Po ogromnej walce rywalizacja zakończyła się podziałem punktów.
Na zakończenie sobotnich spotkań 36. kolejki angielskiej ekstraklasy do Londynu przyjechała ekipa Manchesteru City. W tej kolejce mieliśmy już jeden pojedynek na linii Manchester – Londyn. „Czerwone Diabły” wygrały z „Kogutami” 3:1. Arsenalowi pozostała gra o pietruszkę i… prestiż. Po ostatnim blamażu na DW Stadium szanse na mistrzostwo Premiership oscylują koło zera. Jeden z kilku winowajców, polski bramkarz, również i w tym meczu stanął między słupkami gospodarzy. Dla „The Citizens” trzy punkty wywiezione z północnej części stolicy oznaczałyby awans na czwarte miejsce w lidze i grę w eliminacjach LM. Nie zabrakło i dodatkowego smaczku. W ekipie gości wystąpili byli zawodnicy „Kanonierów” – Kolo Toure i Patrick Vieira zaczęli mecze od pierwszej minuty, natomiast Emmanuel Adebayor był rezerwowym.
Od pierwszego gwizdka lepsze wrażenie sprawiali gospodarze. Chęć zmazania fatalnego występu była bardzo motywująca. Najaktywniejsi piłkarze gospodarzy to Nasri, Van Persie oraz Walcott. Szczególnie ataki tego ostatniego były bardzo dotkliwe dla defensywy „The Citizens”. Przewaga w posiadaniu piłki widniała po stronie gospodarzy. Dzięki dobrej drugiej linii, duet Song – Diaby odzyskiwał dużo piłek i rozpoczynał ataki Arsenalu. Przeżywający drugą młodość Sol Campbell świetnie zaopiekował się najlepszym strzelcem rywali – Carlosem Tevezem. Tylko jeden z trójki napastników – Bellamy – stworzył zagrożenie pod bramką Polaka. Fabiański nie miał za wiele pracy. Głównie grał nogami, wybijał piłki podawane mu przez obrońców. W pierwszej części rozgrywki nie oglądaliśmy klarownych sytuacji bramkowych, przewagę miał Arsenal, ale na placu gry dominowała walka.
Drugie 45 minut nie przyniosło wielkich zmian. Rzęsiste gwizdy powitały na placu gry Adebayora i towarzyszyły mu przy każdym kontakcie z piłką. Groźnej kontuzji nabawił się bramkarz Manchesteru City – Given. W jego miejsce wszedł debiutujący w Premiership Gunnar Nielsen. Gospodarze za bardzo nie chcieli sprawdzać nowego golkipera. Większość ich akcji kończyła się przed „szesnastką”. Najgroźniejszą sytuację stworzył Van Persie. Piłka uderzona z rzutu wolnego dosłownie o centymetr minęła spojenie słupka z poprzeczką. Dużo świeżości wniósł Togijczyk, ale „The Citizens” grali już tylko z kontrataku. Mike Dean doliczył aż osiem minut, ale również i czas doliczony nie przyniósł zmian. Arsenal kontynuuje słabą passę. Na swoim boisku w ciągu czterech spotkań zdobył 12 punktów i stracił jedną bramkę, piątego zwycięstwa z rzędu już nie będzie. Taki wynik najbardziej satysfakcjonuje piłkarzy Aston Villi, którzy tracą tylko dwa punkty do City i trzy do Tottenhamu. Jutro zagrają derby z Birmingham.
DW to stadion hull.
yyy nie?