Sensacja na Anfield Road. Gracze „The Reds” ponieśli porażkę w pojedynku z ekipą West Bromwich Albion. Głównie za sprawą niesamowitego, rozgrywającego prawdopodobnie mecz życia Bena Fostera. Golkiper przyjezdnych nieustannie dokonywał cudów, nie dopuszczając do utraty bramki. Dominacja Liverpoolu była bezsprzeczna, wystarczył jednak jeden indywidualny błąd Glena Johnsona, aby ponieść zaskakującą klęskę.
Zdecydowanie lepiej w spotkanie weszli gracze Liverpoolu. Niemal od samego początku przejęli inicjatywę na boisku. Z prawdziwą kanonadą zawodników „The Reds” mieliśmy jednak do czynienia dopiero w okolicach 10. minuty meczu. Wtedy to na bramkę Fostera groźnie strzelał Johnson. Były bramkarz Manchesteru United poradził sobie jednak z tą próbą gracza gospodarzy. Chwilę później świetnym dograniem w pole karne West Bromu popisał się Suarez. Urugwajczyk z idealną wręcz precyzją podał do Kuyta. Holender znalazł się sam na sam z golkiperem „The Baggies”, ale tylko sobie znanym sposobem fatalnie przestrzelił.

Kolejne minuty to już ogromna dominacja Liverpoolu. Wśród podopiecznych Kenny’ego Dalglisha piłkami najlepiej rozporządzał Luis Suarez. Skrzydłowy odznaczał się podaniami niezwykle wysokiej jakości. Za sztandarowy przykład jego aktywności niech posłuży sytuacja z 18. minuty. Urugwajczyk świetnie odnalazł w polu karnym gości Aggera, ale Duńczyk nie wykorzystał doskonałej okazji. W dobrej sytuacji znalazł się też Carroll – strzał głową snajpera „The Reds” ostatecznie poszybował nad poprzeczką. Tym razem dogrywał Maxi Rodriguez. W 23. minucie w roli głównej po raz wtóry Suarez – świetnie spisujący się piłkarz zachował się jednak niefrasobliwie. Foster zdołał zablokować uderzenie zawodnika Liverpoolu.
Przyjezdni w pewnym momencie nieco się rozbudzili. Ożywienie WBA przypieczętować bramką mógł Odemwingie, jednak na wysokości zadania stanął Pepe Reina. W 33. minucie jeszcze bliższy otwarcia rezultatu był Ridgewell. Hiszpański golkiper popisał się nieprawdopodobnym refleksem, ponownie zapobiegając utracie gola. Niewykorzystane okazje mogły się zemścić, bo Luis Suarez nie zamierzał odpoczywać, co rusz nękając utrudzonych defensorów „The Baggies”. W 36. minucie Urugwajczyk sprytnym lobem mógł przechytrzyć Fostera. Graczowi Liverpoolu do szczęścia zabrakło kilkudziesięciu centymetrów. Ale to nie wszystko. Ten sam piłkarz omal nie sprokurował samobójczego trafienia Jonasa Olssona. W ostatnich sekundach pierwszej połowy Suarez wyszedł na czystą pozycję w polu karnym gości. Partnerzy dostrzegli go, kierując do niego zagranie, które próbował przeciąć szwedzki defensor WBA. Zrobił to tak niefortunnie, że tylko przytomność ciała i umysłu Bena Fostera zapobiegły utracie gola. Liverpool zdecydowanie przeważał, nie potrafiwszy jednak zamienić dogodnych sytuacji na owoce w postaci bramek. Do przerwy 0:0.
Obraz gry w drugiej połowie nie uległ większej zmianie. Piłkarze Liverpoolu znowuż niemal nie wychodzili z połowy rywali. W 50. minucie zawodników WBA od utraty bramki uratował słupek. Potężnie huknął Henderson, ale gościom sprzyjało szczęście. Parę chwil później na gola połakomił się Suarez. 25-latek ośmieszył zwodem McAuleya, po czym spróbował przechytrzyć Fostera. Bramkarz „The Baggies” nabrać się nie dał, a z boku poczynaniom kolegi z zespołu przyglądał się przez nikogo niekryty, lekko podirytowany Carroll.

W 60. minucie meczu słupek bramki strzeżonej przez Bena Fostera został po raz kolejny opieczętowany przez zawodników „The Reds”. Strzelał Dirk Kuyt. Golkiper West Bromwich Albion nie mógł sobie pozwolić na dekoncentrację nawet na moment. Co chwilę któryś z graczy rywali testował jego czujność. Bramkarz przyjezdnych wygrywał także pojedynki z Jose Enrique i Andy’m Carrollem.
Jakież zdziwienie musiało się pojawić w 74. minucie na twarzach obserwujących spotkanie. Wtedy to prowadzenie sensacyjnie objęli podopieczni Roya Hodgsona. Fatalny błąd popełnił Glen Johnson. Dograł piłkę wprost pod nogi Petera Odemwingie. Dla porządku przypomnijmy – Nigeryjczyk nie jest graczem Liverpoolu. Napastnik WBA skrzętnie wykorzystał ten nieoczekiwany prezent, pokonując Pepe Reinę.
Gracze „The Reds” zabrali się ostro do roboty, licząc na rychłe odrobienie straty. W bramce gości, nie po raz pierwszy dzisiaj, Ben Foster przechodził samego siebie. Łapał i wybijał piłki, które wydawały się niemożliwe do obrony. Trudno doliczyć się wszystkich cudownych interwencji golkipera przyjezdnych. Na uwagę zdecydowanie zasługuje sytuacja z 79. minuty, kiedy to w krótkich, kilkusekundowych odstępach czasu Foster uporał się ze strzałami Bellamy’ego i Carrolla. W ostatnich fragmentach meczu przed szansą stanął jeszcze Suarez, ale nic z tego – wiadomo, Foster. Wobec niemal nadprzyrodzonych wyczynów zawodnika z numerem „1” w barwach „The Baggies” zawodnicy Liverpoolu nie byli w stanie nic wskórać. Ostateczny rezultat śmiało można więc nazwać sensacją!
Jak ten świetny klub, który zdobywał niedawno
Ligę Mistrzów się stoczył. Dalglish się po
prostu nie nadaje na trenera takiej drużyny, bo jest
coraz gorzej. Muszą poszukać jakiegoś trenera,
który zmieniłby grę na lepszą. Nie ma po co
dłużej trzymać tego dziadka na ławce.
Swego czasu w United rywalizowali o miano nr. 2
Kuszczak i Foster. Ben widząc, że nie wygryzie VdS
odszedł... I Anglik od paru lat broni w
Premiership(Birmingham, WBA) a Kuszczak siedział
parę lat na ławie a teraz gra w Championship.
Kuszczak ma pewnie więcej kasy na koncie, ale czy
warto było?
@up jasne ze warto, tylko o kapusniaczek chodzi
nie spodziewałem się aż tak słabego sezonu w
wykonaniu Liverpoolu... no ale, sami sobie
zapracowali na miejsce w tabeli
im brak i trenera i hajsu na transfery, moze jacys
arabi kupia liverpool i przywruca im dawny blask...