Awansujmy, to nie będzie źle


Wielu kibiców, nawet tych bardzo szczerze i jak najlepiej życzących reprezentacji, wierzących w awans do finałów Euro 2008, stawia sobie jednak pytanie. Czy – mając w pamięci blamaże z World Cup 2002 i Weltmeisterschaft 2006 – warto, by polscy piłkarze pokazywali się na stadionach Austrii lub Szwajcarii?


Udostępnij na Udostępnij na

Myślę, że jak najbardziej warto. Istnieje bowiem wiele przesłanek za tym, że nie powinno być najgorzej. Pomijając samą wartość i smak pierwszego w historii startu Polski w finałach mistrzostw Europy. Szans na lepszy występ niż przed czterema laty w Korei Południowej oraz przed rokiem w Niemczech należy szukać na kilku płaszczyznach.

Po pierwsze, jeśli wierzyć usprawiedliwieniom Jerzego Engela i Pawła Janasa, to o wspomnianych blamażach zadecydował między innymi brak doświadczenia naszych zawodników w wielkich turniejach. Osobiście nie traktuję tych tłumaczeń poważnie, opowiadam się raczej za błędami wspomnianych selekcjonerów, ale… jeśli iść tropem ich myślenia to i tak sytuacja w roku 2008 powinna wyglądać znacznie lepiej.

Przypomnę bowiem, że w roku 2002 wszyscy dosłownie nasi reprezentanci w mistrzostwach świata dopiero debiutowali. Z kolei w roku 2006, spośród 23-osobowej ekipy, nie debiutowali tylko: Maciej Żurawski, Jacek Krzynówek , Jacek Bąk i Michał Żewłakow.

Tymczasem, o ile między wspomnianymi wydaniami mistrzostw świata upłynęły cztery lata, to między MŚ 2006 a ME 2008 miną zaledwie dwa, a dziś w orbicie zainteresowań Leo Beenhakkera znajduje się aż kilkunastu zawodników z Janasowej „23” na Niemcy. Są to: Artur Boruc, Mariusz Jop, Jacek Bąk, Radosław Sobolewski, Jacek Krzynowek, Maciej Żurawski, Grzegorz Rasiak, Tomasz Kuszczak, Michał Żewłakow, Euzebiusz Smolarek, Arkadiusz Radomski, Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Łukasz Fabiański, mimo wszystko Ireneusz Jeleń i Paweł Brożek, a nie zamykałbym drzwi przed Kamilem Kosowskim.

Nawet jeśli niektórzy z nich w ciągu najbliższych miesięcy się wykruszą, to na pewno nie w takim procencie, by można było cokolwiek zrzucać na karb braku doświadczenia, otrzaskania w poważnej imprezie.

Nawiasem: w roku 1974 wspaniałe trzecie miejsce na świecie biało-czerwoni zajęli mając kadrę w komplecie debiutancką i może właśnie ta świeżość, ciekawość świata i głód sukcesu stały u podstaw znakomitej gry. Można też powiedzieć, że drużynę Kazimierza Górskiego w jakimś tam stopniu zahartował turniej olimpijski 1972, wydarzenie mniejszej rangi, ale przy odpowiednim stopniowaniu – rok później było przecież piekło Wembley – stanowiące płynne podejście do wyzwań najtrudniejszych.

Warto więc awansować, warto wierzyć, tym bardziej że mamy teraz całkiem innego niż Engel i Janas selekcjonera. Innego pod względem mentalnym i warsztatowym.

Wprawdzie przed finałami Euro 2008 każda z 16 ekip będzie miała dłuższe zgrupowanie, ale u Leo Beenhakkera każdy dzień jest wyjątkowo efektywnie wykorzystywany, więc każdy dzień więcej powinien zadziałać na naszą korzyść. Skoro Holender cuda potrafił robić podczas kilku dni wspólnych treningów kadry, to w ciągu kilkunastu może i jakieś góry poprzenosi?

I mam nadzieję, że między awansem a turniejem finałowym nie popełni takich błędów, jakie przydarzyły się Engelowi w roku 2002, a Pawłowi Janasowi w 2006. Nie tylko ja uważam, że popełnili błędy, dał temu wyraz choćby redaktor Rafał Stec w świetnej, niedawno wydanej, książce pt. „Piłka sss… kopana”.

Obaj bowiem przywołani przed chwilą selekcjonerzy, w ciągu kilku decydujących miesięcy zaczęli błądzić, stracili panowanie nad sytuacją. Wdali się w jakieś kampanie reklamowe, akcje promocyjne, konflikty z zawodnikami. Dobro reprezentacji jakby zeszło na dalszy plan. U Beenhakkera to raczej niemożliwe. Jest bardziej doświadczony, jako Holender bardziej chłodny, a zarobki ma takie, że nie powinien wikłać się we wspomnianego typu akcje.

I na tym opieram swój umiarkowany optymizm, najpierw jednak awansujmy do tych finałów Euro 2008.

O autorze

Roman Hurkowski – twórca potęgi największego tygodnika piłkarskiego „Piłka Nożna”, gdzie okupywał stanowisko redaktora naczelnego. Jego książka pt. „Z piłką do Europy” została wybrana przez „Gazetę Wyborczą” najlepszą książką 2005 roku. Obecnie Roman Hurkowski publikuje m.in. w magazynie „Futbol” i gazecie „Metro”. Felieton tej żywej legendy polskiego dziennikarstwa specjalnie na start iGola!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze