Atletico i Fulham wypełniają plan


22 kwietnia 2010 Atletico i Fulham wypełniają plan

Pierwsze starcia w ramach półfinału Ligi Europejskiej już za nami. Wśród czterech drużyn, jakie grają na tym etapie rozgrywek, aż dwie reprezentują angielską Premiership. Z tej dwójki zadowolony jednak bardziej może być zespół Fulham, który bezbramkowo zremisował w Hamburgu z HSV. Liverpool bowiem uległ na Estadio Vicente Calderon z miejscowym Atletico, 1:0.


Udostępnij na Udostępnij na

Cenne zwycięstwo Atletico. Czy to wystarczy?

Rozgrywki Ligi Europejskiej wkroczyły w decydujący etap, dzisiaj rozegrano bowiem spotkania półfinałowe. Na Estadio Vicente Calderon słabo spisujący się w lidze hiszpańskiej Atletico Madryt podejmował grający na krajowym podwórku, także poniżej oczekiwań, zespół Liverpoolu. Odmienne są jednak nastroje obu ekip w Lidze Europy, w której swoje miejsce znaleźli już w półfinale tych prestiżowych rozgrywek.  Przed meczem faworytem byli piłkarze Quique Sancheza Floresa, którzy pokonanego w polu pozostawili między innymi rywala z Primera Division, Valencię. Podopieczni Rafaela Beniteza natomiast udział na tym etapie turnieju zawdzięczają między innymi spotkaniom na własnym obiekcie, a wyjazdy są ich piętą achillesową.

Spotkanie poprzedziła minuta ciszy ku pamięci zmarłego byłego szefa MKOl-u, Juana Antonio Samarancha. Po premierowym gwizdku arbitra piłkarze ruszyli do walki na boisku. Pierwsze fragmenty upłynęły pod znakiem niezwykle szybkiego tempa, jakby obie jedenastki chciały już na początku tej konfrontacji zaskoczyć rywala. Kluczowa okazała się dziewiąta minuta. Lewym skrzydłem ile sił w nogach popędził Jose Manuel Jurado. Gracz „Los Rojiblancos” zwieńczył udany rajd dobrym dośrodkowaniem wprost na głowę niepilnowanego Diego Forlana. Urugwajczyk w pierwszej próbie nieczysto trafił w futbolówkę, lecz miał szansę na poprawkę. Zdążył z bramki wyjść już Jose Reina, lecz napastnik Atletico w sobie tylko znany sposób wtoczył piłkę do bramki z najbliższej odległości.

Diego Forlan strzelił gola już w dziewiątej minucie meczu
Diego Forlan strzelił gola już w dziewiątej minucie meczu (fot. Skysports.com)

Po dobrych momentach w pierwszych sekundach, gracze „The Reds” sprawiali później wrażenie zmęczonych, co niewątpliwie było powodem wielogodzinnej podróży do Madrytu. Inicjatywę przejęli gospodarze, lecz Liverpool starał się zagrażać bramce De Gei w kontrach. Po jednej z tych akcji Steven Gerrard za bardzo postawił na siłę i w dobrej sytuacji uderzył jedynie w boczną siatkę. Choć Liverpool próbował wyrównać stan meczu, to ich akcje niekiedy były nieskładne, jakby brakowało im pomysłu na grę. Wynik do przerwy nie uległ zatem zmianie, a w lepszych nastrojach do szatni schodzili zawodnicy z Madrytu.

Druga połowa, podobnie jak początek meczu, toczona była w bardzo żywym i szybkim tempie. Liverpool odmieniony wyszedł z szatni i starał się jak najszybciej zmienić niekorzystny dla siebie rezultat, Atletico zaś również nie miało zamiaru rezygnować z walki o podwyższenie wyniku. To wszystko sprawiało, że co rusz gościliśmy pod jedną i drugą bramką. W 58. minucie bliski wpisania się na listę strzelców był Simao Sabrosa. W pole karne na dalszy słupek centrował Tomas Ujfalusi. Akcję zamykał właśnie Portugalczyk, który wślizgiem uderzał na bramę Reiny. Hiszpański golkiper popisał się jednak świetnym refleksem i  przeniósł piłkę nad poprzeczką.

W rezultacie Atletico w dobrym stylu pokonało Liverpool. 1:0 jakie padło na Estadio Vicente Calderon, choć wydaje się bardzo korzystnym wynikiem, w efekcie może się okazać zbyt małą zaliczką. Podopieczni Beniteza pokazali już w Lidze Europy, jak groźni są na Anfield Road. Właśnie na własnym obiekcie stają się zaporą nie do przejścia, toteż skromne zwycięstwo Hiszpanów może się okazać bezwartościowe w rewanżu.

Bez bramek w Niemczech, zadowoleni Anglicy

Ktokolwiek spojrzałby na miejsca wszystkich uczestników półfinału Ligi Europy w rozgrywkach lig krajowych, z pewnością złapałby się za głowę. Żaden z klubów ścisłej czwórki nie zajmuje wysokich lokat w tabeli ligowej, a swoje miejsce znalazł w półfinale Ligi Europejskiej. Na HSH Nordbank Arena zmierzyły się właśnie ekipy, które zarówno w Bundeslidze jak i Premiership zajmują niezadowalające kibiców pozycje. Wszystko jednak inaczej wygląda w na arenie europejskiej. Drużyna HSV wyeliminowała w ćwierćfinale Standard Liege, Fulham zaś bezproblemowo poradził sobie z Wolfburgiem. Dzisiejszego wieczoru trzeba było jednak o wszystkim zapomnieć i skupić się na walce o wielki finał.

Od mocnego uderzenie zawody w Hamburgu rozpocząć chcieli gospodarze. To do nich należało pierwsze 20 minut premierowej odsłony, w której zmusili gości do wzmożonej defensywy. Anglicy przyjęli taktykę gry z kontry, wiedzieli, że grając na wyjeździe, nie będą faworytami. Natomiast HSV, mimo że nie strzeliło gola w pierwszych trzech kwadransach, było bliżej wyjścia na prowadzenie. Mijały kolejne minuty w drugiej odsłonie, a obraz gry nie ulegał zmianie. Gra toczona była głównie pod dyktando gospodarzy, którzy starali się przejąć kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Fulham, jak w pierwszej części, tak i teraz swoich szans szukało w kontrach. Kibice ożywili się w 70. minucie, kiedy to HSV stworzyło dwie bardzo dobre okazje. Najpierw z prawej strony pola karnego uderzał Jonathan Pitroipa, później zaś soczysty strzał z dystansu oddał Piotr Trochowski. Obie te próby fenomenalnie wybronił Mark Schwarzer.

Postrachem dla gości miała być 72. minuta. Wówczas na boisku pojawił się bohater starcia ze Standardem Liege, Mladen Petrić. To właśnie reprezentant Chorwacji był najaktywniejszy po stronie niemieckiej drużyny, a za jego sprawą Mark Schwarzer do końcowego gwizdka miał co robić między słupkami.

Ostatecznie jednak rywalizacja na HSH Nordbank Arena zakończyła się bezbramkowym remisem. Patrząc na dyspozycję Anglików na Craven Cottage w Lidze Europy, wydaje się, że remis jest korzystniejszy właśnie dla nich. Muszą jednak uważać, bowiem każda stracona bramka będzie oznaczała konieczność strzelenia dwóch kolejnych przez zespół z Londynu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze