Podopieczni Arsene Wengera w sobotnim meczu zdobyli trzy cenne punkty. Pokonując West Ham United 2:0, wspięli się na pierwsze miejsce w ligowej tabeli i pozostaną tam przynajmniej do niedzieli.
Mecz zaczął się od zdecydowanego natarcia gospodarzy. Podopieczni Arsene Wengera zdobyli gola na początku spotkania. Już w piątej minucie drogę do bramki znalazł Denilson. Po wymianie piłki z Bendtnerem, mierzonym strzałem pokonał Roberta Greena. Dwie minuty później sprzed pola karnego groźny strzał oddał Bendtner, jednak piłka po jego uderzeniu minęła bramkę. W ósmej minucie swoją szansę otrzymali goście. Na bezpośrednie uderzenie zdecydował się Diamanti, ale strzał Włocha był minimalnie za mocny. W 16. minucie mogło dojść do remisu. Najpierw wspaniale do Stanislasa zagrał Diamanti, następnie Anglik dośrodkował piłkę w pole karne, a tam niewiele minął się z nią Mido. Pięć minut później odpowiedzieli gospodarze. Strzelał Eboue, który w pierwszej połowie często zapędzał się pod pole karne rywali. Obywatel Wybrzeża Kości Słoniowej mógł zdobyć bramkę 15 minut później. Świetnie podawał Bendtner, lecz defensor Arsenalu nie trafił w światło bramki.
Odpowiedź ze strony podopiecznych Gianfranco Zoli nadeszła zaledwie pięć minut później. Strzał na bramkę Almunii oddał Stanislas. Uderzenie młodego Anglika bez problemu obronił golkiper gospodarzy. W 45. minucie West Hamowi podyktowano rzut karny. Faul w polu karnym i czerwoną kartkę otrzymał Vermaelen, a do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Diamanti. Górą w pojedynku z Manuelem Almunią okazał się bramkarz, który rzucił się w dobrą stronę i obronił karnego. Pierwsza połowa zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem gospodarzy, ale mając na uwadze czerwoną kartkę dla gracza „Kanonierów”, druga połowa zapowiadała się niezwykle interesująco.
Już w dwie minuty po rozpoczęciu drugiej połowy dobrą okazję stworzyli sobie podopieczni Arsene Wengera. Strzał z główki Arszawina obronił jednak bramkarz gości. W 55. minucie na listę strzelców mógł się ponownie wpisać Denilson, ale i on nie potrafił pokonać Roberta Greena. Pięć minut później strzałem odpowiedział Alessandro Diamanti. Manuel Almunia po raz kolejny był na swoim miejscu i nie dopuścił do straty gola. Włoski napastnik następną szansę miał już w 69. minucie. Wtedy jego uderzenie zostało zablokowane przez Sola Campbella. Obrońca Arsenalu pięć minut później znalazł się pod bramką rywali i mało brakowało, żeby strzelił drugiego gola na Emirates. Mecz toczył się w bardzo szybkim tempie i obie drużyny często znajdywały sposób, aby przedostać się pod bramkę rywali. W 76. minucie świetne dośrodkowanie Spectora zmarnował McCarthy, który niecelnie uderzał na bramkę strzeżoną przez hiszpańskiego golkipera. Dwie minuty później w polu karnym West Hamu znalazł się Arszawin. Rosjanin zdołał oddać strzał, jednak jego uderzenie było za słabe, aby mogło zagrozić Greenowi. Błyskawicznie na akcję gospodarzy odpowiedzieli podopieczni Gianfranco Zoli. Carlton Cole uderzył piłkę w słupek. Była to najlepsza okazja do zdobycia gola, jaką wypracowali sobie goście.
Wydarzenie, które zadecydowało o końcowym wyniku, to podyktowanie rzutu karnego dla Arsenalu. W 82. minucie piłki we własnym polu karnym ręką dotknął Upson. Rzut karny pewnie wykonał kapitan „Kanonierów”, Cesc Fabregas, i mieliśmy 2:0. Do końcowego gwizdka nie wydarzyło się już nic, co mogło zmienić wynik spotkania. Arsenal, mimo braku jednego zawodnika w drugiej połowie, wygrał z West Hamem i utrzymał się walce o mistrzostwo, wskakując, przed Manchester United oraz Chelsea, na pierwsze miejsce w tabeli. Podopieczni Wengera posiedzą w fotelu lidera przynajmniej do niedzieli, bo wtedy swoje mecze rozegrają „Czerwone Diabły” oraz „The Blues”.
Brawo, ale 1. miejsce nie będzie za dlugo ich.
Ponieważ jeszcze 3 mecze, w tym 2 ważne. Jeżeli
Manchester wygra, Chelsea też, to Arsenal fotel
lidera straci. Ale, lepiej, żeby, byl " tylko"
remis.
Rzeczywiście Arsenal jest w tym sezonie zespołem
grającym na bardzo wysokim poziomie, jednak na
mistrza kraju chyba muszą jeszcze poczekać. Liczę
na Chelsea i wierzę, że to "The Blues" będą
cieszyć się już niedługo z wygranej w
Premiership, tym bardziej, że nie liczą się już w
Europie.