Arsenal bezpiecznie na plus


28 marca 2013 Arsenal bezpiecznie na plus

Od ośmiu lat Arsenal nie zdobył żadnego trofeum, a mimo to ma jeden z najlepszych wyników finansowych w Anglii. Nic zatem dziwnego, że kontynuuje swoją politykę transferową. Jak to zatem możliwe, że machina funkcjonuje tak sprawnie?


Udostępnij na Udostępnij na

Arsene Wenger
Arsene Wenger (fot. Skysports.com)

Arsene Wenger w letnim okienku transferowym ma mieć do dyspozycji niebotyczne pieniądze, jak na standardy „Kanonierów”. Kibicom trudno w to uwierzyć, zważywszy na zabawny już fakt, że Wenger zawsze szuka jakości. A jak sam mówi, jakościowych piłkarzy niełatwo znaleźć. Jeśli kupuje, to tylko zawodnika, który jest wyraźnie lepszy niż jego podopieczni na danej pozycji. Najgorzej, że w tym samym akapicie zwykle Francuz mówi wprost, że nie zamierza wydawać majątku na piłkarzy. I w ten sposób koło się zamyka. Co roku słyszymy o wielkich inwestycjach i co roku najwięksi gracze przenoszą się do drużyn rywali. Od ośmiu lat Arsenal nie zdobył żadnego trofeum, a mimo to ma jeden z najlepszych wyników finansowych w Anglii. Nic zatem dziwnego, że kontynuuje swoją politykę transferową. Jak to zatem możliwe, że machina funkcjonuje tak sprawnie?

Kupować tanio, sprzedawać drogo

Jeśli podsumujemy ostatnie ruchy transferowe, Arsenal wychodzi blisko 4 mln euro na plusie. Owszem, wielkie pieniądze przeznaczono na wzmocnienia (Cazorla, Podolski, Giroud), ale równie wielkie otrzymano ze sprzedaży van Persiego i Songa. W sezonie 2011/2012 klub był aż 13 mln euro na plusie, dzięki sprzedaży dwóch najlepszych piłkarzy: Nasriego i Fabregasa. Sezon 2010/2011 to wyjątkowy okres, kiedy Arsenal wydał więcej, niż zarobił (-13,8 mln euro), głównie za sprawą przyjścia Laurenta Kościelnego. Klub musiał sobie zrekompensować bardzo dochodowe okienko sezonu 2009/2010, kiedy zarobił 35,7 mln euro, głównie dzięki sprzedaży Adebayora i Kolo Toure. Reasumując, Arsenal stara się na transferach przynajmniej nie stracić. Inni mogą tylko pozazdrościć.

Płacić mało

Nie od dziś wiadomo, że w Manchesterze oraz w Chelsea zarabia się dużo lepiej. Polityka płac na Emirates nie zachęca gwiazd światowego formatu. Niestety również zniechęca najlepszych zawodników zespołu, którzy gdy osiągną piłkarską dojrzałość, są kuszeni przez rywali. Arsenal pozwala swoim najlepszym graczom odejść, bo wie, że kupi taniej następców i wychowa ich na kolejne gwiazdy drużyny. Tym samym kadra nigdy nie osiągnie dojrzałości i będzie niezdolna konkurować o mistrzostwo na równi z chociażby Manchesterem City. Kadra z sezonu na sezon nie wzmacnia się, lecz utrzymuje podobny poziom jakości. Stąd też od 2006 roku „Kanonierzy” zajmują miejsce trzecie lub czwarte. Stabilność godna pozazdroszczenia.

Mieć naiwnych kibiców

Na Emirates bilety meczowe są jednymi z najdroższych w całej Wielkiej Brytanii. Drużyna od lat nie zdobyła nawet krajowego pucharu, a mimo to jest w stanie regularnie zapełniać trybuny stadionu. Kibice co roku są mamieni wizją odwrócenia nieszczęśliwego trendu. Co roku muszą jednak obchodzić się smakiem i oglądać inne kluby wznoszące Puchar Ligi Mistrzów, zdobywające tytuł mistrza Anglii. Mimo to nadal są wierni swojej drużynie, nadal wydają ogromne pieniądze na oglądanie klubu, który przynosi im tyle rozgoryczenia. Kiedyś można było to tłumaczyć piękną grą, jaką prezentował Arsenal. Porównywano styl „Kanonierów” do gry Barcelony. Dziś takie porównania byłyby nadużyciem, a mimo to średnia liczba kibiców w obecnym sezonie na Emirates to ponad 60 000. Więcej mają tylko: Real, Barcelona, Borussia, Schalke, Bayern i Manchester United.

Mieć związane ręce

Oczywiście są jeszcze inne czynniki, o których nie wspomniałem. Arsenal wybudował wielki stadion, co z pewnością obciążyło budżet klubu i uniemożliwiło szaleństwa na rynku transferowym. Właściciele zespołu mają bardzo biznesowe podejście do sprawy i nie dbają tak mocno o sukces sportowy jak o zysk operacyjny. Ponadto klub nieco późno wszedł w epokę nowoczesnego budowania marki rynkowej i od lat musi gonić Manchester United, który ma grono fanów na całym świecie i z samego tego faktu zarabia na transmisjach, sparingach i sprzedaży gadżetów więcej niż „Kanonierzy”.

Nie mieć sukcesów

Wielu kibiców argumentuje, że przynajmniej Arsenal na siebie zarabia, w przeciwieństwie do wielu klubów, które wydają bez opamiętania miliony na transfery i toną w długach. Niestety ten argument jest nietrafiony. Barcelona, do której Arsenal chciałby być porównywany, jest dobrym przykładem alternatywnej polityki transferowej. Wydaje ona co roku ogromne pieniądze na znanych piłkarzy, ponieważ nie może wyłącznie bazować na wychowankach i młodych graczach sprowadzonych za grosze. Zainwestowane pieniądze zwracają się w postaci sukcesów, a to wprost przekłada się na zyski. Barcelona również może pochwalić się dobrym wynikiem finansowym. Wydaje się, że może pochwalić się jeszcze czymś więcej. Zgoda, że duży transfer to zawsze ryzykowna inwestycja i nikt nie gwarantuje, że za nią przyjdą wielkie sukcesy. Jednak kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Są zatem przynajmniej dwie drogi, żeby grać w piłkę i zarabiać. Arsenal od lat idzie tą bezpieczniejszą. Zobaczymy, czy tego lata coś się zmieni.

Autor artykułu prowadzi stronę OknoTransferowe.blogspot.com

Komentarze
~KoRn (gość) - 11 lat temu

wszystkie plusy Kanonierow wymienione w artykule ma
Bayern. Nie ma jednak ich minusow.

Odpowiedz
~mhm (gość) - 11 lat temu

dobra, dobra tylko, że Bayern to najbogatszy klub w
swoim kraju od lat i daje największe gaże
zawodnikom. Nie jest przyczółkiem do piłkarskiego
raju. Z Bayernu nie odchodzi się do Man U czy Realu.
Tu się zostaje na lata. Pozyskuje się zdolną
młodzież do akademii lub skupuje się gwiazdy ligi
które transfer do Bayernu traktują jako szczyt
swojej kariery.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze