Słabo spisująca się w tym sezonie Arka Gdynia pokonała na własnym boisku PGE GKS Bełchatów 2:1 i dalej liczy się w walce o utrzymanie.
W pierwszych dziesięciu minutach przewagę optyczną uzyskała Arka Gdynia. Gospodarze pomimo pressingu rywali starali się spokojnie rozgrywać piłkę i budować swoje akcje, przemieszczając się przy tym powolnie do bramki „Gieksy”. Już kilka minut później zanosiło się na sensację, Arka bowiem niespodziewanie objęła prowadzenie. Podanie bramkarza Arki, Norberta Witkowskiego, trafiło do Joela Omariego Tshibamby, który zwiódł Pietrasiaka i umieścił piłkę w bramce obok bezradnego Łukasza Sapeli.

Gdynianie bardzo dobrze poczynali sobie w pomocy. Kilkukrotnie zawodnicy Arki rozbijali ataki przyjezdnych, którzy jedynie ograniczali się do dośrodkowań z głębi pola Mateusza Cetnarskiego, które najczęściej wyłapywał Norbert Witkowski oraz przechwytywali obrońcy gospodarzy.
Maciej Korzym w 41. minucie wylał kubeł zimnej, jak nie lodowatej, wody na głowy zawodników Arki. Pomimo tego, że grali oni bezbłędnie do momentu straty bramki, to Dawidowi Nowakowi udało się podać do Korzyma, który dobrze ustawiony w polu karnym bez większych problemów strzelił do bramki gospodarzy.
Na początku drugiej połowy miała miejsce istna wymiana ciosów. Akcje i strzały obu ekip na przemian. Najpierw strzał Tosika zablokowany przez obrońców Arki, później Filip Burkhardt uderzał z 18 metrów, jednak jego strzał pewnie wyłapał Łukasz Sapela. Kilka minut później po profesorsku zachował się Mateusz Cetnarski. Znalazł niepilnowanego Dawida Nowaka, który spróbował szczęścia, jednak jego strzał z woleja minął bramkę Witkowskiego. Na 20. minut przed końcem sędzia miał prawo podyktować rzut karny dla Arki, jednak nie zauważył momentu, w którym piłka odbiła się od ręki Mate Lacicia i nakazał grać dalej. Kilka minut później stuprocentową sytuację zmarnował Joel Tshibamba, jednak jego strzał z kilku metrów wylądował w rękach Sapeli – Arka powinna objąć prowadzenie…
Pomimo sytuacji Janusza Gola, w ostatnich pięciu minut, to Arka napierała na przeciwnika. Na początku świetną sytuację spartaczył Maciej Szmatiuk, strzelając wprost w intuicyjnie broniącego bramkarza „Brunatnych”. Jednak dwie minuty później ten sam zawodnik dopełnił formalności i zapewnił prawdopodobnie najcenniejsze dla Arki trzy punkty w tym sezonie. Po dośrodkowaniu Kowalskiego do piłki doszedł Przemysław Trytko, podał głową do Szmatiuka, który z ostrego kąta wymierzył karę „Gieksie”.
Arka zwyciężyła w arcyważnym meczu. Pomimo dramaturgii zawodnikom z Gdyni udało się odnieść zwycięstwo. GKS już o nic nie walczy, więc o motywację było trudno. Kolejne spotkanie, w którym podopiecznym Rafała Ulatowskiego zabrakło ambicji i woli walki.
Nigdy nie spadnie, Areczka nigdy nie spadnie! TAG