Angielska herbata: afera szpiegowska, czyli Bielsa niczym Bond


Moralność? To wymysł przegrywających

22 stycznia 2019 Angielska herbata: afera szpiegowska, czyli Bielsa niczym Bond

Za sprawą działań sztabu Marcelo Bielsy ostatnio na Wyspach rozgorzała dyskusja, co w futbolu wolno, a czego nie. Choć podglądanie treningu rywali zza krzaków wydaje się nieetyczne, to według szkoleniowca Leeds United uzasadnione chęcią zdobywania wiedzy. Linią obrony argentyńskiego trenera był też fakt, że obecnie nie ma przepisów zakazujących podobnych działań. Zdecydowana większość obserwatorów jest oburzona. Jak to jest z tą etyką i moralnością na Wyspach?


Udostępnij na Udostępnij na

Zawodowy futbol to obecnie jeden wielki biznes. A w piłce tak jak w biznesie, kasa musi się zgadzać. Profity finansowe gwarantowane przez prawa telewizyjne są olbrzymie. Sponsorzy i reklamodawcy też niemało dokładają. Brutalne realia, w których piłką rządzą finanse, obecnie w wielu aspektach na nowo definiują futbol. Piłkarze to produkty reklamowe, a trenerzy – „cudotwórcy” nierzadko mający za zadanie zrobić wynik na już. Tak, by klub był jak najwyżej, zdobywał trofea. Dlaczego? Pieniędzy jest znacznie więcej, gdy zespół gra o najwyższą stawkę, przeciwko najlepszym drużynom. Presja wyniku w futbolu jest nierozerwalnie związana z pieniędzmi. Spadek z Premier League to nocny koszmar władz wszystkich klubów. Awans do angielskiej ekstraklasy? Pewnością, że klubowe konto niebawem spuchnie od milionowych sum. Dlatego co roku w Championship rozgrywa się istna batalia o to, kto wejdzie do finansowego raju, a kto zostanie z niczym. Batalia, która rodzi wręcz desperację, by awansować. A desperacja prowadzi do zachowań często nieetycznych i niemoralnych.

Atak zamiast pokuty

Minionego lata władze Leeds United misję przywrócenia „The Peacocks” statusu zespołu Premier League powierzyły Marcelo Bielsie. Zarówno klub, jak i szkoleniowiec chcieli tego samego – powrócić na szczyt. Szybko złapali wspólny język. Praca argentyńskiego trenera przynosiła nadspodziewanie dobre rezultaty. Dlatego raczej nikt z przedstawicieli Leeds United nie zwracał uwagi na metody Marcelo Bielsy. Jedna z nich wyszła na jaw dopiero niedawno.

Przed spotkaniem z „The Peacocks” szkoleniowiec Derby County Frank Lampard zauważył wiercącego się w krzakach mężczyznę. Po wezwaniu policji okazało się, że nieproszonym gościem był jeden z asystentów Marcelo Bielsy. Na Wyspach wybuchł skandal. Działania argentyńskiego szkoleniowca krytykowano ze wszystkich stron. Do tego stopnia, że menedżer Leeds United zwołał konferencję prasową. Na niej zaszokował jeszcze bardziej. Gdy wszyscy spodziewali się ogłoszenia dymisji, Marcelo Bielsa wyświetlił prezentację. Podczas „wykładu” przyznał, że rywali szpieguje od kilkunastu lat. Ponadto stwierdził, iż nigdzie nie ma paragrafu, który tego zabrania. Takiego obrotu spraw raczej nikt się nie spodziewał. Zamiast bić się w pierś, Argentyńczyk zaatakował. Skutecznie, choć można rzec, że bezczelnie.

Zbieranie informacji o przeciwniku to w obecnym futbolu rzecz powszechna. Sztab analityków pracuje wiele godzin, rozkładając zespół rywali na czynniki pierwsze. Każda informacja może zaważyć na końcowym wyniku. Znać słabe i mocne punkty rywala to podstawa, bo jak mawiał Jean-Paul Sartre: – W futbolu wszystko komplikuje obecność przeciwnej drużyny.Tyle że warto rozważyć, czy Marcelo Bielsa nie posunął się za daleko.

Argument Gary’ego Neville’a, że w Hiszpanii robią tak wszyscy, nie jest poważny. Skoro wszyscy robią źle, to róbmy i my? Z innych lig Anglicy powinni czerpać to, co dobre, a nie odwrotnie. Jeśli wszyscy mieliby zacząć szpiegować, to treningi zaczęłaby zabezpieczać ochrona. Kilkuosobowe patrole wychwytywałyby niepożądanych gości. Zostaje jeszcze przestrzeń powietrzna. Tu już byłby większy problem. Wracając jednak na ziemię, najgorsze w całej sytuacji jest to, że działania Marcelo Bielsy można jednak zrozumieć.

Moralna hipokryzja

W obecnym futbolu wszystko zmienia się bardzo szybko. Trenerzy w szczególności. Jeśli Argentyńczyk nie wprowadzi Leeds United do Premier League, to istnieje duża szansa, że zostanie zwolniony. Wóz albo przewóz. Dlatego wyciągnięcie asa z rękawa (informacji na temat rywali od „szpiegów”) jest dodatkowym atutem. Takim, który może zadecydować o sukcesie. Dlatego nielegalne praktyki Marcelo Bielsy można przypisać desperacji. Desperackim próbom odniesienia sukcesu, które przywrócą szkoleniowca do czołówki i zagwarantują zachowanie posady.

Głosy oburzenia? Nie od dziś wiadomo, że na świecie dominuje hipokryzja. Gdy przykładowo Manchester City wydaje kolejne setki milionów na nowych graczy, to mało kto podnosi alarm. Nie zauważa się faktu, że nowe gwiazdy sprowadzane za petrodolary zdystansują jeszcze bardziej konkurencję. Głos tych biedniejszych jest zagłuszany. Za to praktyki szkoleniowca Leeds United uznawane już są za nieetyczne. W obu sytuacjach chodzi przecież o wypracowanie przewagi nad rywalami. Mimo to obie są mierzone zupełnie inną miarą. Gołym okiem widać, że w angielskim futbolu (i to nie od dziś) dobrze się mają podwójne standardy. A fakt jest taki, że obie sytuacje teoretycznie nie powinny mieć miejsca, by zachować ducha sportu. Tyle tylko, że w praktyce ten duch już dawno odleciał. Dokładnie wtedy, gdy w piłce po raz pierwszy pojawiły się pieniądze. Teraz to tylko i wyłącznie wyścig po więcej. Wyścig do celu, w którym nie liczy się droga. A moralność? Tak jak w jednym z utworów Adama Piechockiego (znanego szerzej jako Pih) – to wymysł przegrywających.

Mniej istotne, ale też ciekawe

  • Odejście Davida Wagnera na niewiele się zdało. Choć trudno było oczekiwać, by Huddersfield Town rzuciło rękawicę Manchesterowi City. Fakt jest jednak taki, że „The Terriers” nadal przypominają tonącego Titanica. Z tą różnicą, iż na John Smith’s Stadium dawno przestała grać muzyka. Czy nowy szkoleniowiec Jan Siewert odmieni dramatyczną sytuację czerwonej latanii ligi? Mało na to wskazuje, ale już nie takie cuda angielska ekstraklasa widziała.

  • Dziwią zimowe ruchy transferowe Fulham. Claudio Ranieri, zamiast łatać tragiczną defensywę, zakupił Ryana Babela. To nie wróży najlepiej dla londyńczyków. Tym bardziej że nawet gdy zawodnicy „The Cottagers” robią, co mogą, to i tak nie wygrywają. Gole samobójcze lub brak koncentracji sprawiają, że Claudio Ranieri siwieje jeszcze bardziej. Jeżeli włoski szkoleniowiec nie uszczelni defensywy, to jedyną nadzieją Fulham będzie myślenie życzeniowe. Ot tak, liczyć, że w końcu coś zazębi.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze