Wiosenny dwumecz z egzotycznymi rywalami podopieczni Leo Beenhakkera zakończyli na podwójnym plusie - nie dość, że sami zainkasowali komplet oczek, to w głupi sposób cennych punktów pozbawili się najgroźniejsi grupowi rywale. Teraz czas na wyciągnięcie wniosków.
Biało-czerwoni z Azerbejdżanem i Armenią wygrać chcieli jak najmniejszym nakładem sił. Plan ten wykonali koncertowo, ich boiskowa postawa może pozostawiać jednak wiele do życzenia, zwłaszcza w świetle jesiennego boju z Portugalią. Wtedy właśnie nasi reprezentanci w wybitnej większości zaprezentowali optimum swoich możliwości i jeszcze długo nie będziemy w stanie uciec od porównań ze wspomnianym triumfem.

Jeśli jednak na postawę drużyny narodowej spojrzeć z dalszej perspektywy, a konkretnie przez pryzmat zespołu Pawła Janasa, postęp jest kolosalny. Nie chodzi tu oczywiście o same rezultaty, ale o styl gry i receptę na zwycięstwo. Coraz rzadziej doświadczamy bowiem bezsensownego holowania piłki przez obrońców i pomocników, a Polacy starają się grać futbol ładny i efektowny, wymieniając jak najwięcej podań z pierwszej piłki, konstruując szybkie ataki i umiejętnie przerzucając ciężar gry na przeciwną stronę boiska.
Nietrudno odnieść wrażenie, że, jak słusznie zauważył Jerzy Dudek, Polska zaczyna grać futbol na wskroś holenderski i tylko kwestią czasu wydaje się być zmiana ustawienia na klasyczne niderlandzkie 4-3-3 z bardzo ofensywnie nastawionymi skrzydłowymi i trzema graczami odpowiadającymi za zabezpieczenie tyłów. Możliwe też, że Leo zdecyduje się na lekką hybrydę tej taktyki i w miejsce pomocnika odpowiedzialnego za defensywę desygnuje do gry kreatywnego i coraz dojrzalszego Łukasza Gargułę.
Wszystko to oczywiście jest jeszcze mocno niedopracowane i do doskonałości brakuje wiele, co w czasie wiosennych bojów objawiło się zawstydzającą liczbą strat i niecelnych podań. A ile może znaczyć głupi błąd w środkowej części boiska przekonujemy się niejednokrotnie, oglądając klubowy futbol na najwyższym europejskim poziomie. Przy grze szybkiej i kombinacyjnej niezbędne jest bowiem wzajemne zrozumienie i zgranie, czego gnębionym przez urazy i kontuzje chłopcom Beenhakkera wciąż jeszcze brakuje.
A co z cenzurkami indywidualnymi? Formę ze swoich najlepszych lat przypomnieli sobie Krzynówek wraz z Żewłakowem i można się spodziewać, że zdołają ją utrzymać jeszcze przed długi czas. Na skrzydle zagubiony wydawał się być Ireneusz Jeleń, który po jesiennych perypetiach zdrowotnych nie cieszy się najwyraźniej zaufaniem Leo Beenhakkera. Przy obecnym stylu gry kadry narodowej wręcz idealna wydaje się być dla niego pozycja środkowego napastnika, choć warto by się w tym miejscu poważnie zastanowić także nad kandydaturą napastnika leciwego, acz zabójczo skutecznego – nie trudno zgadnąć, że mowa o Marcinie Mięcielu.
Do gry na szpicy nie nadaje się bowiem Maciej Żurawski, którego ustawienie w środowym meczu sprawiło, iż z Ormianami graliśmy praktycznie bez klasycznego napastnika. Wręcz idealna dla gracza Celticu jest za to pozycja swego rodzaju łącznika, na której w biało-czerwonych barwach fatalnie spisuje się Przemysław Kaźmierczak. Chrapkę na występy w tym miejscu boiska ma też z pewnością Garguła, a niepodważalna staje się pozycja mądrze kierującego poczynaniami linii środkowej Mariusza Lewandowskiego.
Na ciepłe słowa po środowym meczu zasługuje także Kuba Błaszczykowski, którego pozycja na reprezentacyjnym prawym skrzydle przez kilka najbliższych lat nie powinna być już zagrożona. W pierwszej połowie widać było wprawdzie, że wciąż odczuwa skutki rozbratu z piłką i brak mu ogrania, po przerwie mogliśmy się jednak przekonać, że Borussia Dortmund wykładając za jego kartę niespełna 3 miliony euro zrobiła złoty interes. Bo już jesienią jego wartość tego zawodnika powinna wzrosnąć przynajmniej trzykrotnie.
Oczywiście, analizując wiosenny dwumecz nie wolno nam zapominać o, mimo wszystko, wątpliwej klasie marcowych rywali, na tle których nie powinno być wydać aż tylu mankamentów w grze polskiej drużyny. Inna sprawa, że za pokonanie Ormian i Azerów dostaje się jednak tyle samo punktów, co za zwycięstwa nad Belgią i Portugalią. I jeśli w czerwcu uda się przedłużyć zwycięską passę, to Euro 2008 będzie już na wyciągnięcie ręki.