Analiza meczu Polska – Islandia: Podopieczni Adama Nawałki potrafią wyciągać wnioski


Piątkowy mecz między Polską a Islandią nie był tylko meczem towarzyskim. To początek przygotowań do Euro 2016, które w czerwcu odbędzie się na francuskich stadionach. Do turnieju pozostało jeszcze ponad pół roku, a reprezentacje nie poznały jeszcze swych przeciwników, lecz ten mecz, tak jak każdy kolejny, to początek budowy drużyny, która nad Sekwanę uda się po osiągnięcie celu, którym najprawdopodobniej będzie przynajmniej wyjście z grupy.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwsze minuty meczu pokazały, że Islandczycy nie będą łatwym przeciwnikiem. Polacy od początku spotkania – tak jak to było w wyjazdowym meczu ze Szkocją – próbowali spokojnie rozgrywać piłkę. Niewiele z tego wynikało, bo na spokojne rozgrywanie piłki rywale pozwalali jedynie na własnej połowie. Gdy podopieczni Adama Nawałki spróbowali przenieść ciężar gry na połowę gości, ci natychmiast stosowali agresywny pressing, wchodząc z reprezentantami Polski w fizyczną walkę. Mimo to udało się przeprowadzić akcję, w której ze skrzydła zszedł Jakub Błaszczykowski, ale nie doszedł do zbyt mocno zagranej piłki.

Islandczycy pozwalali na spokojne rozgrywanie obrońcom
Islandczycy pozwalali na spokojne rozgrywanie obrońcom (źródło: Telewizja Polska)

Ta pierwsza minuta pokazała, jak chcą z nami grać Islandczycy. Podopieczni Larsa Lagerbacka odpuścili niemal całkowicie naszą połowę boiska, pozwalając obrońcom do spółki z cofającym się między nich Grzegorzem Krychowiakem na rozgrywanie piłki. Mądre przesuwanie się linii ofensywnej rywali nie pozwoliło na to, by akcję płynnie przenieść na ich połowę, ale gdy piłka jednak tam trafiła, ich gra natychmiast stawała się bardziej agresywna.

Powolna gra i problemy z atakiem pozycyjnym

Gdy goście przeprowadzili pierwszą akcję, od razu mogli cieszyć się z bramki strzelonej z rzutu karnego. Prowokatorem całej sytuacji został chwalony dotąd w meczach reprezentacyjnych Kamil Glik. Kapitan Torino wyszedł z linii defensywy za Kobleinem Sigthorssonem. W efekcie z czteroosobowej defensywy na swych pozycjach zostało tylko trzech zawodników. Zabrakło asekuracji od pomocników, ale również sam Glik dalszym wydarzeniom na boisku jedynie się przyglądał, zamiast szybko wrócić na swoją pozycję. Do wszystkiego przyczynił się również drugi ze stoperów – Łukasz Szukała, który mając okazję na wyjaśnienie całej sytuacji i wybicie piłki daleko od bramki, zagrał ją pod nogi szybszego od Glika Sigthorssona, a ten wpadł w pole karne i swym upadkiem dał sędziemu pretekst do wskazania na jedenasty metr.

Nieporadnie interweniujący Szukała i przyglądający się Glik
Nieporadnie interweniujący Szukała i przyglądający się Glik (Źródło: Telewizja Polska)

Po utracie bramki Polacy nadal starali się grać tak jak na początku spotkania, a Islandia zachęcała ich do rozgrywania piłki na własnej połowie poprzez głębokie cofanie się i stosowanie pressingu dopiero przy linii środkowej. Gdy podopieczni Adama Nawałki przedostali się z piłką na połowę gości, ci za każdym razem swą bliską obecnością zmuszali reprezentantów Polski do wycofania piłki do środkowych pomocników lub obrońców.

Islandczycy zmuszali Polskę do gry atakiem pozycyjnym, co drużynie Nawałki sprawiało problemy. „Biało-czerwoni” długo męczyli się, cierpliwie rozgrywając piłkę w poszukiwaniu miejsca, by przyspieszyć. Na to nie pozwalali podopieczni Lagerbacka, który nakazał im grę blisko siebie. Obrońców bardzo dobrze i przede wszystkim skutecznie wspierali pomocnicy, a gdy Polacy znajdowali się już bliżej bramki Oegmunura Kristinssona, jeden z nich pomagał defensorom tworzyć pięcioosobowy blok obronny. Poprzez zagęszczenie „stref prawdy”, o których przed meczem mówił selekcjoner reprezentacji Polski, Islandczycy sprawiali Polakom duże problemy w dochodzeniu do dogodnych sytuacji. Polacy wobec tego wyglądali bezradnie, przez co wielokrotnie spowalniali, a momentami wręcz zatrzymywali akcję, by się rozejrzeć. W grze reprezentacji Polski w pierwszej połowie brakowało szybkiej gry na jeden kontakt, która już w pierwszej akcji (omawianej wyżej) stworzyła zagrożenie pod islandzką bramką.

Zieliński podaje do ustawionego między formacjami Milika
Zieliński podaje do ustawionego między formacjami Milika (Źródło: Telewizja Polska)

Na pierwszą godną uwagi akcję Polaków trzeba było czekać do 14. minuty, a zapoczątkował ją Piotr Zieliński swym podaniem do ustawionego między linią pomocy a obrony gości Arkadiusza Milika, ten zaś zagrał piłkę na skrzydło do Macieja Rybusa. Do wrzutki pomocnika Tereka Grozny nie doszli jednak ani Robert Lewandowski, ani Milik.

Zagranie Zielińskiego było jednym z jego pierwszych w tym meczu, ale od razu wniosło coś, co rzadko obserwowaliśmy w meczach eliminacyjnych. Zawodnik Empoli od wielu miesięcy szykowany był na osobę, która może wprowadzić do kadry nową jakość, i mecz z Islandią pokazał, że 21-latek, gdy tylko utrzyma obecną formę, może stanowić pewien element zaskoczenia dla rywali. Jego podania, przegląd pola wprowadzały zakłopotanie wśród dobrze zorganizowanej obrony rywali. To, co w pierwszej połowie można było zauważyć w grze Zielińskiego, to podania do przodu. Było ich zdecydowanie więcej niż tych do tyłu, a gdy te się pojawiały, to raczej wtedy, gdy środkowy pomocnik nie mógł znaleźć innego rozwiązania.

„Biało-czerwoni” wielokrotnie zagrywali piłkę do ustawionego tyłem Lewandowskiego, do którego natychmiast doskakiwali Islandczycy. Zdarzyło się również, że kapitan reprezentacji Polski przyjmował piłkę, będąc ustawionym tyłem do bramki, i mógł ją odegrać do dobiegających pomocników, tak by akcja nie straciła tempa, ale tego brakowało. Zamiast tego Lewandowski holował piłkę, spowalniając całą akcję, co pozwalało podopiecznym szwedzkiego szkoleniowca powrócić na własne pozycje.

Kombinacyjna gra kluczem do lepszej gry

W pierwszej części meczu reprezentacja Polski kilkukrotnie potrafiła zaskoczyć rywali i stworzyć pod ich bramką przynajmniej zalążek zagrożenia. Działo się tak przeważnie w momentach, gdy podopieczni Adama Nawałki zagrali szybciej, na jeden kontakt. Zanim jednak doszło do pierwszej tego typu akcji w wykonaniu Polaków, w 30. minucie goście długim podaniem uruchomili Birkira Bjarnassona, do którego natychmiast doskoczył Łukasz Piszczek.

Osamotniony Piszczek
Osamotniony Piszczek nie daje sobie rady z Bjarnassonem (Żródło: Telewizja Polska)

Zawodnikowi FC Basel udało się odegrać do Gylfiego Sigurdssona, a piłka po jego strzale minimalnie minęła bramkę. Problem jednak w tym, że prawy obrońca nie otrzymał wsparcia ani od środkowego obrońcy, ani od Krychowiaka, ani też od całkowicie odpuszczającego grę w obronie w tej akcji Grosickiego. To poważny błąd, zwłaszcza że akcja Islandczyków nie była kontratakiem, ale dłużej przygotowywanym atakiem. Wobec tego reprezentanci Polski, którzy wszyscy znajdowali się przed rozgrywającymi Islandczykami, mieli wystarczająco dużo czasu, by dobrze się ustawić. Pozostawienie prawego obrońcy bez asekuracji nie zdarza się pierwszy raz, już we wrześniowym meczu z Niemcami ofiarą beztroskiej postawy kolegów został bowiem Piszczek.

Wróćmy jednak do tego, co dobre, czyli gry na jeden kontakt na połowie rywala, której tak mało było wśród Polaków przed przerwą. Już pierwsza akcja w tym meczu pokazała, że dzięki takiej grze można przedostać się pod bramkę Kristinssona. Tuż po akcji reprezentacji Islandii odpowiedzieli Polacy. Akcję znów rozpoczął w środku pola Zieliński, podając do Milika, który z pierwszej piłki odegrał do Lewandowskiego, a ten natychmiast uruchomił wychodzącego na wolne pole Kamila Grosickiego. Niestety, skrzydłowy po raz kolejny w meczach z orzełkiem na piersi zmarnował idealną sytuację na zdobycie bramki. Od tego momentu Polacy coraz częściej zaczynali grać na jeden kontakt, a zawodnik francuskiego Rennes coraz częściej pojawiał się na środku ataku w miejsce cofającego się Lewandowskiego.

W 42. minucie „Biało-czerwoni” stworzyli zagrożenie pod bramką rywala po kolejnej kombinacyjnej akcji, w której udział brał najpierw Milik, potem Piszczek, następnie Zieliński, Lewandowski, po raz kolejny Piszczek do spółki z Milikiem, aż piłka wreszcie trafiła do Lewandowskiego, który nie poradził sobie z defensorem Islandczyków.

Wyciągnięte wnioski i coraz lepszy Zieliński

W drugiej połowie gra Polaków zaczęła wyglądać o wiele sprawniej. Coraz lepiej na boisku poczynał sobie Zieliński, co udowodnił już po pięciu minutach drugiej części meczu. Polacy kontynuowali grę, która pod koniec pierwszych 45 minut zaczęła przynosić skutek, i to właśnie po tego typu akcji padła wyrównująca bramka Kamila Grosickiego. Do rozpoczęcia ataku na bramkę Islandii przyczynił się wysoki pressing naszych rodaków, bo to dzięki niemu jeszcze na połowie rywali piłkę przejął Jakub Wawrzyniak, który od razu podał do znajdującego się tuż przed nim Zielińskiego. Zawodnik Empoli szybko oddał piłkę Krychowiakowi, a ten z pierwszej piłki zagrał do ustawionego tyłem do bramki Lewandowskiego. Ten, zamiast trzymać piłkę przy nodze z islandzkim obrońcą na plecach, oddał ją do podążającego za akcją i rozpędzonego Zielińskiego, który tym rozpędem poradził sobie z trójką obrońców i zaliczył asystę.

https://www.youtube.com/watch?v=bbCP7POIQr0

W 56. minucie Polacy znów zagrali na jeden kontakt, co pozwoliło zagrozić bramce gości. Znów kluczową rolę odegrał w tej akcji Zieliński, który poprzez szybką wymianę podań z Milikiem uruchomił w końcu ustawionego przodem do bramki kapitana „Biało-czerwonych”. Gry na jeden kontakt zabrakło w 60. minucie, gdy Polacy znów przeprowadzili groźną akcję, jednak przebojowość Macieja Rybusa i po raz kolejny Zielińskiego pozwoliła na ogranie lewego obrońcy i dośrodkowanie w pole karne, gdzie uderzeniem nożycami w bramkę nie trafił Milik.

Przy bramce na na 2:1, której strzelcem był Bartosz Kapustka, znów ważną rolę odegrała kombinacyjna wymiana podań. Krzysztof Mączyński, który pojawił się na boisku w miejsce Zielińskiego, w przeciwieństwie do swojego kolegi akcję Polaków rozpoczął od podania nie do przodu, ale wszerz boiska do Piszczka, który natychmiast odegrał do Grosickiego. Strzelec wyrównującej bramki zagrał na jeden kontakt z prawym obrońcą, który spowolnił nieco grę i wrzucił piłkę w pole karne, gdzie po małym zamieszaniu w siatce umieścił ją wspomniany Kapustka.

https://www.youtube.com/watch?v=hko8tg9EluY

Drużyna Adama Nawałki cały mecz starała się grać ofensywnie, ale w drugiej połowie było widać, że polscy obrońcy ustawieni są znacznie bliżej linii środkowej. Było to ryzykowne posunięcie, zmuszający nas do ataku pozycyjnego Islandczycy mogli bowiem nastawić się na grę z kontry, co nieraz mogliśmy zauważyć podczas drugich 45 minut. Ofensywna gra „Biało-czerwonych” zmuszała bocznych obrońców do podłączania się do akcji na połowie rywala. W efekcie podopieczni Lagerbacka mogli atakować bocznymi strefami, które pozostawały odsłonięte, czego przykładem niech będzie akcja gości z 63. minuty. Tak też się działo, ale paradoksalnie bramka na 2:2 autorstwa Alfreda Finnbogasona padła po kontrze środkiem, gdzie bez wsparcia pozostała dwójka środkowych obrońców, a cała wina w efekcie spadła na niefortunnie interweniującego na raz Łukasza Szukałę.

https://www.youtube.com/watch?v=utYIRr1lcyM

Kolejne bramki strzelali już tylko Polacy. O ile bramka na 3:2 padła po ewidentnym błędzie islandzkich defensorów, którzy przy okazji rzutu rożnego bez opieki w polu karnym pozostawili trzech naszych zawodników i dzięki nim do piłki w zamieszaniu dopadł Lewandowski, o tyle bramka ustalająca wynik spotkania padła po tym, co Polacy opanowali niemal do perfekcji, czyli kontrataku.

https://www.youtube.com/watch?v=y4QepfLfZzI

W pewnym sensie początek akcji przy ostatniej bramce Polaków był podobny do tej przeprowadzonej w meczu ze Szkocją, po której padła pierwsza bramka. Z linii polskiej defensywy wyszedł Glik i po walce z jednym z Islandczyków zagrał piłkę do Krychowiaka, który natychmiast uruchomił Lewandowskiego, a ten nie miał większych problemów ze strzeleniem drugiej bramki w tym spotkaniu.

https://www.youtube.com/watch?v=eX9nDG8-ddk

Obrona największym problemem

Dobrze spisująca się w eliminacjach defensywa w tym meczu pokazała, że jest największym problemem Adama Nawałki. Ten mecz ewidentnie pokazał, że partnerem Glika na środku obrony powinien być na chwilę obecną Michał Pazdan. Szukała rozegrał słabe spotkanie, przyczyniając się do obu bramek dla rywali, ale to niejedyny element, który wpłynął na jego słabą notę. Środkowy obrońca słabo również wyprowadzał piłkę. Niemal zawsze, gdy starał się rozegrać piłkę do przodu, podchodził z nią bliżej linii końcowej, kilkukrotnie ją przekraczając i tym samym pchał się w gąszcz zawodników, gdzie o stratę piłki bardzo łatwo. Lepszy przeciwnik, z którym niewątpliwie zmierzymy się na Euro, takie zapędy z pewnością będzie potrafił wykorzystać.

Mecz z Islandią pokazał również, że należy trenować asekurację w bocznych sektorach, bo tam często bez wsparcia zostaje jeden z bocznych obrońców lub w ogóle go nie ma, gdy nacinamy się na kontrę. To zadanie leży głównie w gestii środkowych pomocników w przypadku kontrataku, ale wspieranie bocznych obrońców to przede wszystkim obowiązek skrzydłowych, a w wyjątkowych sytuacjach środkowych obrońców.

Reprezentacja Polski rozegrała jednak dobry mecz, w którym pokazała, że potrafi wyciągać wnioski z gry i poradzić sobie z niewygodnie grającym rywalem. Szczególnie w drugiej połowie było widać w tej drużynie ogromną determinację i chęć na odwrócenie losów spotkania. Takie zwycięstwa, mimo że odniesione w meczu towarzyskim, budują pewność siebie i atmosferę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze