AH: Angielski maraton ruszył!


Po długim oczekiwaniu na rozpoczęcie kolejnego sezonu Premier League i zrywaniu kartek z kalendarza w końcu, po niemal trzymiesięcznej przerwie, doczekaliśmy się powrotu ligi uważanej powszechnie za najlepszą na świecie. Za nami już 1. kolejka, która przyniosła wiele emocji, a także ciekawych rozstrzygnięć, zarówno tych przewidywanych, jak i zaskakujących. Dla mnie to także dobry czas na wyciągnięcie pierwszych wniosków z rozegranych pierwszych dziesięciu spotkań tegorocznej kampanii. I choć pierwsze wrażenie może w niektórych przypadkach wydawać się złudne, to zawsze istnieje taka szansa, że dane przewidywania się sprawdzą.


Udostępnij na Udostępnij na

1. Coutinho może podrzucić Liverpool do góry

Sprowadzony w obecnym oknie transferowym Kolo Toure w zeszłym tygodniu wyraził kilka ciepłych słów w stronę Philippe Coutinho, okrzykując go „najlepszym piłkarzem w drużynie”. W rzeczy samej można go wyróżnić wśród asów zespołu wraz z Luisem Suarezem i Stevenem Gerrardem. Jednakże to żadne zaskoczenie, jeżeli ktoś doświadczył oglądania tego drobnego Brazylijczyka w akcji, który błyskawicznie zaadaptował się do gry w lidze angielskiej, przechodząc na Anfield Road w styczniu tego roku. Być może młody pomocnik nie pokazał szczytu swoich możliwości w starciu ze Stoke, ale latał po boisku i podejmował walkę z przeciwnikiem przez całe spotkanie. Uwagę przykuwały przede wszystkim jego zdolności, gdy miał piłkę przy nodze. Ten chłopak wkłada swoje całe serducho do gry i to może być jeden z tych, którzy będą próbowali zaprowadzić „The Reds” na wyższe szczeble w tabeli.

2. Brak odpowiedzi na trudne pytania

Udany powrót Jose Mourinho na Stamford Bridge
Udany powrót Jose Mourinho na Stamford Bridge (fot. Skysports.com)

To wszystko wina sędziego? Nie, to nie z tego powodu Arsenal zaliczył falstart na inauguracji. Nieprzygotowanie się i popełnione błędy w grze odbiły się na odniesionym rezultacie. Oczywiście, można obwiniać pana Anthony’ego Taylora za parę kiepskich decyzji, w szczególności przy podyktowaniu drugiego rzutu karnego, ale to nie on marnował sytuacje podbramkowe. Tutaj należy posądzać Tomasa Rosicky’ego czy Santi Cazorlę. Po części niektórzy mogą być wdzięczni za to, że kibice mogli wylać swoją frustrację we właściwym momencie, słusznie nie biorąc pod lupę pracy arbitra.

„Spend some money” – te hasła niejednokrotnie trafiały do ucha Arsene Wengera od rzeszy fanów podczas klęski na Emirates Stadium z Aston Villą. A co na to 63-letni Francuz? Na konferencji prasowej po meczu powiedział tak: – Sprowadźcie mi tych piłkarzy, a ja im się przyjrzę. No proszę mi wybaczyć, ale myślałem, że kupowanie zawodników to pańska robota. Arsenal przebimbał trzy ostatnie miesiące. Jednak sierpień jeszcze się nie skończył, więc… Kiedy? Kto? Skąd? Czy to się w ogóle wydarzy? Cisza…

3. Wschodzący Barkley, dynamiczna riposta „Kanarków”

Fani Evertonu mogą odczuć parę pozytywów po odejściu Davida Moyesa z Goodison Park. Przede wszystkim „The Toffees” mogą zyskać uznanie w oczach tych, którzy kochają oglądać Premier League. Styl prezentowany przez ekipę budowaną przez Roberto Martineza wygląda naprawdę atrakcyjnie. Tutaj wyraźnie widać, że kluczowa będzie linia pomocy i jak najdłuższe przetrzymywanie futbolówki przy nodze. Jednakże jedna postać wywarła w sobotę największe wrażenie z tego meczu, mianowicie Ross Barkley. Ten 19-letni Anglik grający na pozycji pomocnika popisał się fantastycznym występem oraz przepięknym golem. Kompletnie zdominował środek pola i podjął się kilku prób przy uderzeniach na bramkę Johna Ruddy’ego. W końcu otrzymał szansę na grę, a stało się to dopiero po zmianie trenera. Śmiem nawet ogłosić, że rozwija nam się „nowy Rooney”. Jego trafienie na na 1:1 może przypominać pewne trafienie Wayne’a w meczu przeciwko Arsenalowi, kiedy też jeszcze bronił barw Evertonu. To będzie kolejny skarb reprezentacji Anglii.

Ci zaś, którzy oskarżali Norwich City Chrisa Hughtona za sceptycyzm, powinni byli znaleźć się na Carrow Road i walnąć się w pierś po odniesionym remisie. Należy tu dodać, że gospodarze wyszli na mecz bez kluczowych piłkarzy: Sebastiena Bassonga, skrzydłowych Anthony’ego Pilkingtona i Roberta Snodgrassa czy nowo pozyskanego Gary’ego Hoopera. Zapewnienie sobie jednego punktu w takich okolicznościach wymownie świadczy o dyspozycji składu „Kanarków” po gorączkowych zakupach w tegoroczne lato. Wbrew oczekiwaniom niektórych krytyków Norwich zdało egzamin.

4. Opóźniona rewolucja

Pomimo paru niewykorzystanych sytuacji Edin Dżeko może uznać swój występ za bardzo udany
Pomimo paru niewykorzystanych sytuacji Edin Dżeko może uznać swój występ za bardzo udany (fot. skysports.com)

44 tysiące sympatyków „Czarnych Kotów” doświadczyły przykrego obrotu sprawy na inaugurację sezonu. Na pewno porażka 0:1 z Fulham to nie było to, czego oczekiwali kibice na Stadium of Light. W początkowej fazie drugiej połowy Majtim Kasami załączył alarm w szeregach domowników i pokazał, że nie należało skreślać „The Cottagers”. Pomimo małej liczby stworzonych okazji Fulham potrafiło wykorzystać tę jedną, dającą zwycięstwo. Choć było widać kilka pozytywnych oznak, to połowa nowych zawodników na razie nie pokazała zasadniczo niczego dobrego. Cóż, pomimo frustracji Paolo Di Canio po meczu w tym momencie prawda jest taka, że lepsza drużyna była ta, która strzeliła więcej bramek. Proste stwierdzenie. Widoczna jest zaś poprawa gry i włoski szkoleniowiec będzie chciał się odbić przy najbliższej wycieczce do Southamptonu. Kibice nie muszą być przygnębieni po tym spotkaniu. Rewolucja wybuchnie, ale może będzie się odbywać w wolniejszym tempie.

5. Dream week Ricky’ego, nędzny start WBA

Taki tydzień w karierze piłkarza zdarza się rzadko. Ale jednak Ricky Lambert będzie mógł wyrwać jeden wiersz z kalendarza i oznaczyć na nim dwie daty: 14 sierpnia, kiedy podczas swojego debiutu w reprezentacji Anglii strzelił bramkę po pierwszym kontakcie z piłką, a także 17 sierpnia, gdy zapewnił w końcówce widowiska trzy punkty dla Southamptonu uderzeniem z rzutu karnego. Nie tylko potrafi strzelać ważne gole, ale także wydaje się, że bardzo kocha uprawiać ten sport. Szczerze mam nadzieję, że ujrzymy go w Brazylii następnego lata, jeśli oczywiście „Trzy Lwy” podołają zadaniu i wywalczą sobie awans na mundial. Nie chcę także pominąć debiutanta z tego spotkania, mianowicie Victora Wanyamy. To była dla mnie pierwszorzędna postać w meczu z WBA. Ten pomocnik grał z wielką zaciekłością, często wydawało się, że u „Świętych” gra więcej zawodników. W Premier League narodzi się kolejna gwiazda i nią może być Kenijczyk zakupiony za 12 milionów funtów z Celticu.

Polub Brytyjską krainę futbolu na Facebooku

Wydawało się, że powrót na Wyspy Nicolasa Anelki będzie czymś ekstra dla podopiecznych Steve’a Clarke’a. Pomimo tego, że w przygotowaniach do kampanii umieszczał piłki w siatce regularnie, to ten występ do dobrych nie należał. Trochę wyglądało to tak, jakby przechadzał się po parku i szukał ławki do siedzenia. Być może gdyby zostały wcześniej dokonane zmiany, to przebieg meczu mógłby wyglądać inaczej. Gdyby Matej Vydra i Markus Rosenberg dostali od menedżera co najmniej pół godziny gry, to gospodarze niekoniecznie musieliby schodzić z boiska z pustym kontem punktowym. Zabrakło tu także dobrego dostarczyciela piłek ze stałych fragmentów gry. Jednak to dopiero początek. Teraz wycieczka do Evertonu i tam drużyna będzie próbowała się odgryźć za pierwsze niepowodzenie.

6. Błysk Welbecka, pokuta dla „Łabędzi” za błędy

No, no… Danny Welbeck zabłysnął tak samo jasno na Liberty Stadium jak Robin van Persie. Do Holendra jesteśmy przyzwyczajeni, jednak napastnik reprezentacji Anglii rozwinął swoje umiejętności pod względem ostatniego kontaktu z piłką przy wykańczaniu akcji. Tego elementu właśnie brakowało mu najbardziej w jego rzemiośle. To w połączeniu z jego techniką dało rezultat bardzo dobrego występu. Jego drugie trafienie w doliczonym czasie gry pokazało kompletną pewność siebie. Świetna podcinka nad Michelem Vormem. Teraz fani Man United mogą mieć tylko nadzieję, że forma Danny’ego nie przygaśnie z biegiem czasu.

Ricky Lambert po świetnym debiucie w reprezentacji dał zwycięstwo Southamptonowi
Ricky Lambert po świetnym debiucie w reprezentacji dał zwycięstwo Southamptonowi (fot. Skysports.com)

Otwarcie ze strony Swansea troszkę nieoczekiwanie zawiodło kibiców. Po dobrym okresie przygotowawczym wydawało się, że bój będzie bardziej zacięty. Jednak teoria nie sprawdziła się w praktyce i „Czerwone Diabły” wywiozły trzy oczka po komfortowym dla nich widowisku. W trzecim z rzędu dla podopiecznych Michaela Laudrupa sezonie Premier League klub nie odrobił jeszcze wszystkich zadań domowych sprzed dwóch sezonów. Drużyna zapomniała, że jeśli popełnisz chociaż jeden błąd przeciwko wielkiemu rywalowi, wtedy będziesz ukarany. Defensywa „The Swans” w łatwy sposób dała z siebie zrobić kozła ofiarnego. Ani Ashley Williams, ani Chico Flores nie potrafili zażegnać niebezpieczeństwa, kiedy van Persie huknął pierwszego gola w ładnym stylu. Już wolniej ten proces trwać nie mógł. To niesamowita nauczka, która zapoczątkowała później chaos w grze obronnej. Po drugim straconym golu już było bardzo trudno o pozbieranie się do kupy. W takim przypadkach zwykło się mówić mówić jak na spowiedzi – cztery zdrowaśki, grzesznicy.

7. Nowe „Koguty” się sprawdzają, a „Orły” krzątają

Otwarcie sezonu nigdy nie jest łatwe, w szczególności dla nowych twarzy. Jednak ogólnie można powiedzieć, że w Tottenhamie debiuty się powiodły. Roberto Soldado podniósł jakość w opcjach ataku. Tego właśnie oczekiwano po najdroższym piłkarzu w historii klubu. Nacer Chadli wygląda naprawdę obiecująco, choć druga połowa w jego wykonaniu była lepsza niż pierwsza. Paulinho i wchodzący wtedy z ławki rezerwowych Etienne Capoue także mogli być zadowoleni ze swojego występu. W szczególności dobry biznes ubili na tym drugim grajku. Wyglądał na bardziej wartościowego zawodnika niż 9 milionów funtów. Jestem pewien, że niebawem i Brazylijczyk wczuje się w nowe życie na Wyspach.

W Championship Selhurst Park było twierdzą praktycznie nie do zdobycia w zeszłym sezonie. Teraz jednak będzie inaczej. Już na początku przyszła porażka z wyżej notowanym rywalem. Choć remis też mógłby być wynikiem sprawiedliwym, to w końcowej fazie meczu były widoczne zmęczone nogi zawodników. Dobrą okazję miał m.in. Kagisho Dikagcoi, przy której Hugo Lloris popisał się chyba najlepszą paradą spotkania. W środku pola dobrze rządził i dzielił Mile Jedinak. Jonny Williams ma szybką stopę, a Marouane Chamakh próbował wchodzić w akcje, gdy pojawił się na boisku w drugiej połowie. Było jednak widać trochę chaosu w ich grze – proste straty i skłonność do złych wyborów przy zagraniach. Jednakże to był mecz z ekipą z pierwszej szóstki tabeli, a kiedy na stadion przybędą takie ekipy jak Norwich czy Hull, to możemy oglądać z ich strony ładną, poukładaną grę w ofensywie.

8. Szczęśliwe dni na Stamford Bridge

Dwa zdobyte gole, dwie różne połowy. To wystarczyło to solidnego startu pod wodzą „nowego” trenera Chelsea, Jose Mourinho. Zawiła gra między Kevinem De Bruyne’em, Oscarem i Edenem Hazardem spowodowała sporo zamieszania w szykach obronnych Hull City. W pierwszej części gry kibice byli świadkami niezłego show. Takiego, jakiego „The Special One” oczekiwał po powrocie do zachodniego Londynu. Tylko skuteczne interwencje Allena McGregora spowodowały, że już po pierwszych dwudziestu minutach na tablicy wyników nie było co najmniej 4:0. To także kolejny sezon w niebieskiej koszulce dla Fernando Torresa, który po raz kolejny nie pokazał się z dobrej strony na boisku. Posyłane w złe miejsce podania i kiepskie kontakty z piłką uwidaczniały się ponownie na oczach widzów. W ostatnim kwadransie pograł sobie Romelu Lukaku, który wywarł na mnie znacznie lepsze wrażenie niż Hiszpan. Drzwi dla Belga do podstawowego składu otworzyły się szerzej i to on będzie u mnie typowany na piłkarza regularnie grającego. Marco van Ginkel i Andre Schuerrle prezentowali się jak zawodnicy, którzy mają wielką ochotę, aby szarżować na bramkę rywala. Taka postawa budzi wiele dobrego w sercu fana „The Blues”. Druga połowa była już uspokojeniem ambicji zawodników, gdyż w głowie mają jeszcze przed sobą środowy mecz z Aston Villą.

9. Radość z gry

Wydaje się, że Manuel Pellegrini wprowadził zupełnie nowego ducha do nowego dla niego zespołu. Wiecie, co dostrzegłem przede wszystkim? To, co widziałem w tym meczu, to ochota do strzelania więcej i więcej goli nawet przy stanie 4:0. Takiego pragnienia nie było widać chociażby u Chelsea, ale to mogło być spowodowane bardziej napiętym harmonogramem. Chilijczyk wydaje się naprawdę dobrym lekarzem na niezagojone rany z poprzedniej kampanii. Ta ekipa może wnieść wiele nie tylko do Premier League, ale w końcu także i w Lidze Mistrzów. Manchester City wygląda na taką ekipę, która nosi w sobie coś śmiercionośnego. Ja także cieszę się z tego, że na tablicy strzelców znalazł się David Silva. Dawno nie widziałem też tak dobrego występu Edina Dżeko, który nie wiadomo jakim cudem nie trafił w poniedziałkowy wieczór ani razu do siatki. Asysta przy dwóch bramkach, duży udział przy czwartym trafieniu, obiecująco wygląda przyszłość nowych graczy. Zapadła mi w pamięć w szczególności heroiczna interwencja Fernandinho na połowie Newcastle, kiedy Dżeko miał okazję strzelić bramkę. Jesus Navas nadawał dobre tempo gry na skrzydle. Także bramka Alvaro Negredo ze spalonego, którego nie było, pokazała, że daje sygnał do ataku. Wszystko zapowiada się tutaj bardzo ciekawie. To z pewnością nie był jednorazowy festiwal pokazu umiejętności.

Artykuł został także opublikowany na blogu Brytyjska kraina futbolu

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze