A miało być tak pięknie…


Słowa piosenki Elektrycznych Gitar w pełni oddają hurraoptymizm, jaki panował w polskim obozie przed rozpoczęciem austriacko-szwajcarskiego czempionatu oraz rozczarowanie, jakiego doznały podczas kolejnego już turnieju z udziałem Biało-Czerwonych miliony polskich kibiców.


Udostępnij na Udostępnij na

Ktoś kiedyś powiedział, że gra Polaków od 2002 roku na wielkim piłkarskim turnieju to trzy mecze na literę 'o’: otwarcia, o wszystko i o honor. Tym razem było nawet gorzej, bo w meczu o honor ulegliśmy drugiemu garniturowi reprezentacji Chorwacji. Bądźmy jednak szczerzy, Hrvatska B była od nas o co najmniej klasę lepsza.

Zacznijmy od meczu z Niemcami. To, i to mimo najgorszego wyniku ze wszystkich trzech spotkań, był najlepszy występ podopiecznych Beenhakkera na austriackich boiskach. Przez wiele minut Biało-Czerwoni w niczym nie ustępowali podopiecznym 'Yoegi’ Loewa. Ba, byli nawet od nich lepsi. Sprawę załatwiły jednak dwie bramki uważanego przez wielu za zdrajcę i 'folksdojcza’ Łukasza Podolskiego. Bądźmy jednak szczerzy, przy odrobinie choćby zainteresowania i dobrej woli ze strony PZPN popularny 'Poldi’ mógłby grać z orłem na piersi, ale z tym białym.

Kolejny był mecz z Austrią. Podopieczni Josepha Hickersbergera mieli być najsłabszą drużyną turnieju. Słowem-kluczem jest tu wyraz 'mieli’, bowiem Austriacy byli o niebo lepsi od naszych kopaczy. Tylko klasy światowej interwencje 'Króla Artura’ Boruca sprawiły, że nie zostaliśmy w tym meczu rozgromieni. Wielu wieszało i wciąż wiesza psy na 'sędzim’ Howardzie W. I znów bądźmy szczerzy – po pierwsze, uznał on gola Rogera, będącego jedyną bramką naszych na Euro, a zdobytego ze spalonego. Pamiętajmy jednak, że to, że 'aż’ zremisowaliśmy, zawdzięczamy nieziemskiej formie Artiego, który niejednokrotnie ratował naszych po katastrofalnych, szkolnych błędach naszych defensorów.

Wreszcie przyszedł dzisiejszy mecz z Chorwacją. Teoretycznie mecz był do wygrania, a przy sprzyjających okolicznościach mogliśmy nawet obok Chorwatów wyjść z grupy. Na przeszkodzie temu stanęło jednak kilku piłkarzy. Przede wszystkim fenomenalny 'Michi’ Ballack, który skutecznie wykonał rzut wolny, czym ostudził zapędy walecznych Austriaków. Również w naszym meczu było jednak widać, że nie wszystkim naszym zawodnikom chciało się grać. A w tych, rzadkich zresztą, momentach gdy coś pokazywali, widać było, że Mike Lindemann – za przeproszeniem – spieprzył robotę. Ci, na których miał opierać się ciężar gry naszej drużyny, a więc Żurawski (w meczu z Niemcami), Krzynówek czy Lewandowski zawiedli najbardziej. Widać było i brak formy. Ja jednakże dopatrzyłem się w grze naszych kilku dobrych prognostyków na przyszłość.

Przede wszystkim – mamy bramkarza klasy światowej, jednego z najlepszych fachowców na świecie, jeśli wręcz nie najlepszego. To właśnie fenomenalne nieraz parady 'Króla Artura’ sprawiły, że Biało-Czerwoni w trzech spotkaniach stracili 'tylko’ cztery gole. przy tych akcjach nasz Arti był jednak bez szans, a i gdyby nie on, liczba po stronie strat mogłaby być znacznie większa. Martwić się należy jedynie, co by było, gdyby Boruc odniósł jakąś poważniejszą kontuzję… Co prawda Polska bramkarzami stoi, jak mówią niektórzy, a Łukasz Fabiański czy Tomek Kuszczak są dobrzy w swoim fachu, jednak to nie to samo co 'Król Artur’.

Po drugie zastanawia mnie, gdzie są teraz ci, którzy wywieszali na meczach transparenty głoszące hasła w rodzaju 'Roger, nigdy nie będziesz Polakiem.” Ta banda piłkarskich laików powinna teraz wziąć łopaty, wykopać trzymetrowe doły i zakopać się w nich żywcem. 'Jasiu’ był bowiem jednym z najlepszych polskich piłkarzy na boiskach Austrii. Znakomicie wyszkolony technicznie piłkarz (póki co) Legii Warszawa pokazywał, że to, co mówił o nim trener Beenhakker jest prawdą. A mianowicie twierdził 'Don Leo’, że Guerreiro to typowy Brazylijczyk – popatrzy w jedną stronę, zagra w drugą. Wiele ciekawych zagrań, znakomite dryblingi, w końcu jedyny gol strzelony przez Polaków na Euro 2008 – to wizytówka piłkarza, o którego już teraz biją się kluby z Premiership, La Ligi czy też ligi rosyjskiej.

Trzecim jasnym punktem drużyny Beenhakkera był, zdaniem wielu powołany na wyrost, Marek Saganowski. Wielu 'znawców polskiej piłki’ po ogłoszeniu powołań przez 'Don Leo’ pukało się w głowę, patrząc na nazwisko napastnika FC Southampton. A tymczasem popularny 'Sagan’ pokazał, że nie zapomniał, jak się gra w piłkę. Dobrze podawał, walczył w powietrzu o górne piłki, zresztą niejednokrotnie udanie, biegał, szukał gry, a przy odrobinie szczęścia mógł zdobyć po golu w meczach z Austrią i dzisiejszym – przeciwko Chorwacji. Miejmy nadzieję, że świetną grę Marka dostrzeże też szkoleniowiec 'Świętych’, Holender Jan Poortvliet, i postawi na Polaka lub przynajmniej pozwoli mu odejść do klubu, gdzie nasz atakujący będzie mógł regularnie występować.

Pozytywne występy zaliczyli też na Euro Adam Kokoszka, Marcin Wasilewski, Paweł Golański (do momentu wpadki w meczu z Niemcami, gdy Podolski po raz drugi pokonał Boruca), Ebi Smolarek (zwłaszcza w dzisiejszym meczu z Chorwacją, w pozostałych dwóch był raczej bezproduktywny) oraz Tomasz Zahorski. Z kolei formę kilku innych należy określić jako kiepską. Maciej Żurawski zagrał tylko w pierwszym meczu, ale nie pokazał się z dobrej strony. Mariusz Lewandowski szarpał, próbował strzelać, ale bez powodzenia. To, co wyczyniał Jacek Krzynówek, pozwala stwierdzić, że nasz lewoskrzydłowy jest obecnie co najwyżej bez formy. Przestrzelone rzuty wolne i centry nie odzwierciedlają tego, do czego 'Krzynek’ przyzwyczaił naszych kibiców. Na koniec, na formę Mariusza Jopa spuśćmy lepiej zasłonę milczenia. Pozostali zagrali neutralnie, bądź wręcz wcale.

Pytanie brzmi – co teraz zrobi 'wieczny’ prezes 'Misio’ Listkiewicz. Po nieudanych występach Polaków na dwóch ostatnich edycjach Mistrzostw Świata zwolnił kolejno Jerzego Engela i Pawła Janasa. Przed meczem z Chorwacją twierdził, że Leo Beenhakker pozostanie na stanowisku przynajmniej do jesieni 2009 roku. Jednak po tym, co dziś pokazały nasze nisko latające 'Orły’, kto wie co strzeli do głowy Panu Michałowi.

Moim skromnym zdaniem, 'Don Leo’ powinien pozostać na stanowisku. Pod jego wodzą w Austrii nie pokazali nasi wiele i na pewno nie chciałbym ich usprawiedliwiać, jednak pamiętajmy, że to był nasz debiut na Mistrzostwach Europy. Na kontynentalny czempionat nie wprowadził naszych do tej pory nawet Świętej Pamięci Kazimierz Górski. A 'Leoś’ pomysł na grę na pewno ma, gorzej tylko z wykonawcami. Nie ciskajmy więc gromami w stronę holenderskiego szkoleniowca. Bądźmy dobrej myśli. Przed nami eliminacje do Mistrzostw Świata RPA 2010. A jak mawiał wspomniany trener Górski, dopóki piłka w grze…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze