Jest taki szczególny dzień w roku, kiedy oczy wszystkich fanów futbolu na całym świecie skupiają się na jednym pojedynku. Wysłannik iGola Bartosz Burski obejrzał finał Ligi Mistrzów w Lizbonie.
Z Turynu do Lizbony
Tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniej edycji, decydujący pojedynek Champions League został rozegrany bez udziału Polaków. Nie znaczy to jednak, że w stolicy Portugalii nie było polskich akcentów. Już w piątek pod stadionem Benfiki spotkałem Dominika Cieślę. Kto to taki? Student z Polski, który aktualnie w ramach programu Erasmus przebywa w Turynie, a jednocześnie jeden z tych szczęściarzy, którym udało się wygrać bilet na finałowy pojedynek dzięki udziałowi w konkursie „Fan of the Match” organizowanym przez Gazprom. – Przyjechałem tutaj autobusem bezpośrednio z Włoch. Podróż trwała 30 godzin, ale na pewno było warto! – podkreślał jeszcze przed samym meczem Dominik, który jest zagorzałym fanem Atletico, dlatego sobotni finał miał dla niego szczególne znaczenie. Innym polskim elementem był ustawiony w specjalnej strefie kibica baner z sylwetką Roberta Lewandowskiego, który stanął obok wielkoformatowych zdjęć pozostałych najlepszych strzelców tej edycji rozgrywek. Przybyli fani docenili taką możliwość i chętnie robili sobie zdjęcia na tle swoich ulubieńców.

Pamiętają o Eusebio
Samej strefie kibica warto poświęcić osobny akapit tekstu. Fan zone zorganizowana na popularnym Praca do Comercio została odwiedzona przez tysiące kibiców. Czekały na nich rozmaite atrakcje. Jeszcze w czwartek i piątek w wielu konkursach wygrać można było bilety na finałowy pojedynek. A co poza tym? Były potyczki na PlayStation, możliwość sfotografowania się z trofeum dla zwycięzców Ligi Mistrzów Kobiet, a także liczne konkurencje sprawnościowe, jak strzał do celu czy drybling na czas. Jedna z takich potyczek sygnowana była zresztą wizerunkiem norweskiego napastnika Ole Gunnara Solskjaera i nosiła znamienna nazwę „2 gole w 3 minuty”, odnosząc się tym samym do pamiętnego finału z 1999 roku w Barcelonie.

W strefie kibica szczególne miejsce poświęcono także legendzie Benfiki Eusebio, który zmarł w styczniu. Na specjalnej ścianie ze zdjęciem jednego z najlepszych portugalskich graczy w historii umożliwiono kibicom dokonywanie wpisów dowolnej treści, z czego większość z nich chętnie skorzystała. Fani dali wyraz szacunku i podziękowania dla Eusebio również pod Estadio da Luz, gdzie stoi pomnik Portugalczyka, który od dnia śmierci otacza morze szalików drużyn z wielu stron świata. Przy okazji finału LM pojawiły się wokół niego oczywiście nowe klubowe barwy.
Tańce, śpiew i… race
Oprócz wspólnej strefy kibica były też miejsca w Lizbonie, gdzie z zasady bawili się fani tylko jednej drużyny. I tak kibice Realu stacjonowali na Rossio i Praca da Figueira, sympatycy Atletico zadomowili się zaś na Parque Eduardo VII. Ja sam odwiedziłem strefę „Królewskich”. Na jej środku stanął ogromny telebim, na którym na kilka godzin przed finałowym rozstrzygnięciem puszczano jeszcze powtórkę meczu Realu z Bayernem, a hiszpańscy fani – choć od tego spotkania minęło już wiele tygodni – nadal żywiołowo reagowali na kolejne bramki wbijane Manuelowi Neuerowi przez podopiecznych Ancellotiego. Całość odbywała się w atmosferze wielkiego futbolowego święta, a każdy, niezależnie od swoich upodobań, mógł znaleźć coś interesującego dla siebie. Jedni podrygiwali w rytm muzyki puszczanej przez DJ-a, inni co sił śpiewali pieśni chwalebne pod adresem swojej drużyny, a w utrzymaniu odpowiedniej linii melodycznej zdecydowanie pomagały im procenty zawarte w spożywanych trunkach. W pewnym momencie pojawiły się również race, co dla zwolenników maksymy „Against Modern Football” potępiających wiele komercyjnych działań UEFA było zapewne optymistycznym akcentem. Warto jednak podkreślić, że ogólna atmosfera finału na mieście przypominała raczej błogą sielankę i choć mecz miał charakter derbowego pojedynku, to przypadków agresji w stosunku do fanów przeciwnych zespołów w zasadzie nie uświadczyliśmy.
Koniki się przeliczyły?
A na samym stadionie podczas meczu pod względem atmosfery również było ciekawie. Okazało się, że kibice obu drużyn nie zjawili się w przypadkowym gronie i typowi „klaskacze” uaktywniający się po udanych akcjach jednej z drużyn zdecydowanie pozostawali w cieniu rozśpiewanych najzagorzalszych fanów obu ekip. UEFA kibicom Realu i Atletico przekazała po 18 tysięcy biletów, ale nie ulega wątpliwości, że na stadionie było więcej fanów obu drużyn. Wszystko za sprawą biletów sprzedawanych przez koników, choć kwoty kart wstępu na czarnym rynku były horrendalne. Byłem nawet świadkiem, kiedy jeden z kibiców Realu poszukiwał wejściówek dla dziewięciu kolegów, ale 2000 euro, jakie usłyszał za pojedynczy bilet, szybko sprawiły, że finał postanowił ostatecznie obejrzeć w jednym z pubów. Co ciekawe, wbrew informacji, które podała UEFA, stadion na meczu nie był jednak w 100% wypełniony. Bezpośrednio przy stanowiskach dziennikarskich połączonych z częścią dla publiczności znajdował się cały jeden pusty rząd i można się tylko zastanawiać, czy to wina zmiany planów nielicznych żurnalistów, którzy ostatecznie do stolicy Portugalii nie dotarli, czy może wspomniane koniki faktycznie przeholowały z ceną wstępu na mecz.
Rozpieszczeni dziennikarze

Wielu z was jest pewnie również ciekawych, jak wygląda praca dziennikarza podczas takiej imprezy. Obsługa medialna finału to zadanie, które z perspektywy organizatorów zdecydowanie do najłatwiejszych nie należy. Wystarczy wspomnieć o tym, że akredytowanych zostało ponad 550 dziennikarzy prasowych oraz blisko 1500 telewizyjnych. A każdy z nich miał przecież pewne oczekiwania, które UEFA starała się w miarę możliwości zrealizować. I przyznać trzeba, że z zadania wywiązała się naprawdę dobrze. Każdy dziennikarz tradycyjnie już otrzymał obszerny press kit ze statystykami i ciekawostkami dotyczącymi obu finalistów, a także bogato ilustrowany program meczowy. Przedstawicielom mediów zaoferowano też udział w wielu dodatkowych eventach. Mecz gwiazd na Praca do Comercio, konferencje prasowe przed meczem oraz po finale, śniadanie z Luisem Figo, specjalny lunch przygotowany dla każdego z akredytowanych, a na końcu także prezent w postaci koszulki polo z logo tegorocznego finału… Oj, dobrze było być w ten weekend w Lizbonie w charakterze dziennikarza.
Wpadli na konferencję
O samym pojedynku od strony piłkarskiej pisać w tym miejscu nie zamierzam. Kto był zainteresowany, ten wszystko obejrzał w telewizji. Ze swojej strony mogę jedynie dodać, że w 94. minucie, kiedy Modrić wykonywał rzut rożny, niewielu było wokół mnie fanów Realu, którzy wierzyli, że „Królewscy” są jeszcze w stanie doprowadzić do wyrównania. Później jednak nastała fiesta, która z każdym kolejnym golem dla drużyny Ancelottiego wzmagała się na sektorach zajmowanych przez kibiców ubranych na biało. Radosny nastrój udzielił się też samym piłkarzom Realu, którzy ku zdumieniu dziennikarzy wpadli w sporym gronie na pomeczową konferencję prasową i w towarzystwie zaskoczonego Carlo Ancelottiego zaprezentowali radosny taniec.
Czas na Warszawę i Berlin!

Czy warto było udać się do Lizbony? Każdy, kto tam był w ten majowy weekend, z pewnością odpowie twierdząco. A ci, którzy nie mieli takiej możliwości? Głowa do góry, następna okazja już za rok. A bliżej raczej nie będzie – tym razem to Berlin i Warszawa ugoszczą kibiców najlepszych europejskich drużyn. Już teraz warto zaplanować sobie taki wyjazd, by choć przez chwilę móc poczuć atmosferę piłkarskiego święta. Będzie się działo!