7. kolejka Premiership


Odejście Jose Mourinho (o tym w innym artykule) wywołało skutek, jakiego wszyscy się spodziewali, czyli Chelsea przegrała bez walki mecz kolejki z Manchesterem United. Coraz większą przewagę w tabeli ma Arsenal.


Udostępnij na Udostępnij na


Mecz na Old Trafford był nie tyle wyrównany co kuriozalny i to z obu stron. Obie drużyny nie ustrzegły się bowiem koszmarnych błędów, a Wayne Rooney dośrodkowywał nawet… na nie swoje pole karne. Optyczną przewagę miały oczywiście „Czerwone Diabły”, które udokumentowały to bramkami Teveza i Sahy w doliczonym czasie gry pierwszej i drugiej połowy. W ekipie „The Blues” nie zagrali Frank Lampard i Didier Drogba, obaj niemogący pogodzić się z odejściem portugalskiego szkoleniowca. Ten drugi żąda wystawienia na listę transferową, a w kolejce po niego ustawiają się już między innymi Milan i Real, które oferują po 17 milionów funtów za snajpera z Wybrzeża Kości Słoniowej. Tymczasem następca Mourinho, Avram Grant otrzymał tylko warunkową licencję na trenowanie w Premier League. Nie miał za dużo czasu na poukładanie drużyny, a jego najgorszą decyzją było posadzenie na ławce Shauna Wright-Phillipsa, który był motorem napędowym „The Blues” od początku sezonu.

Zupełnie inna sytuacja jest u rywala zza miedzy, w Arsenalu Londyn, który zdecydowanie przewodzi w tabeli, nie przegrał żadnego meczu, a jeszcze jeden ma zaległy. Arsene Wenger niedawno przedłużył kontrakt z drużyną, a jego „wynalazki” z każdym meczem grają coraz lepiej. W sobotę „Kanonierzy” zdemolowali najsłabsze w lidze Derby 5:0. Hat-trickiem popisał się Emmanuel Adebayor, tak ganiony na początku sezonu za brak skuteczności. Szóstą bramkę w szóstym kolejnym meczu zdobył Cesc Fabregas. Hiszpana już nie można porównywać do Patricka Vieiry, bowiem wszystko wskazuje na to, że były piłkarz Barcelony stanie się jeszcze lepszym piłkarzem od francuskiego wieżowca. Ogólnie Arsenal gra piękną i skuteczną piłkę, o czym świadczą ostatnie wyniki drużyny zarówno w Premiership, jak i w Lidze Mistrzów.

Drużyna, która miała rywalizować o mistrzostwo kraju, czyli FC LIverpool, tylko zremisowała na własnym boisku z beniaminkiem z Birmingham. Zasieki gości były wprawdzie ustawione już od środka boiska, grając tylko z myślą o remisie, ale nikt nie spodziewał się, że tak mocna drużyna Rafy Beniteza pogubi na Anfield Road punkty. Inna sprawa, że sytuacje jakie zmarnowali Fernando Torres i Peter Crocuh wołają o pomstę do nieba. Inne drużyny z Liverpoolu i Birmingham, czyli Everton i Aston Villa spotkały się na Villa Park, gdzie wyraźnie lepsi byli gospodarze gładko wygrywając swoje spotkanie 2:0. „The Villas” tym samym wygrali 3. mecz z rzędu na swoim stadionie. Najzacieklejszy mecz mogliśmy oglądać na Craven Cottage. Wynik zakończył się sprawiedliwym remisem 3:3, a każda drużyna mogła rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyć. Ekipa Fulham w tym sezonie to swego rodzaju fenomenem. Podopieczni Chrisa Colemana w ustawieniu 4-3-3 grają ładną, ofensywną piłkę, strzelają dużo bramek, ale tracą jeszcze więcej i dlatego są dopiero na 17. pozycji w ligowej tabeli. Pierwszą porażkę w sezonie odnotowała drużyna Blackburn, która przegrała na własnym boisku z Portsmouth, dla którego z kolei było to pierwszej wyjazdowe zwycięstwo. Jedyną bramkę w meczu strzelił Nwanko Kanu. Najwięcej pretensji można mieć do graczy odpowiedzialnych za ofensywę w szeregach „The Rovers”, którzy nie potrafili stworzyć sobie dogodnej sytuacji do strzelenia gola, a jak już to zrobili, to jej nie wykorzystali.

Coraz dramatyczniejsza staje się sytuacja Tottenhamu. Już pod koniec poprzedniego sezonu „Koguty” grały bardzo niemrawo, a przecież dysponują pokaźnym budżetem i silnym składem. Teraz podopieczni Martina Jola już są w strefie spadkowej, a pierwsza głowa, która poleci, to właśnie ta holenderskiego szkoleniowca.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze