11. kolejka Scottish Premier League


Przed sezonem 2007/08 Gretnę typowano jako głównego kandydata do spadku; szkocki klub mający problemy typowego polskiego zespołu (brak stadionu spełniającego wymogi i konieczność gry na Fir Park, czyli siedziby Motherwell; drużyna prezentująca poziom typowo drugoligowy; wzmocnienia 'z łapanki') po jedenastu kolejkach potwierdza, że rzeczywiście swoim poziomem znacznie odbiega od pozostałych rywali.


Udostępnij na Udostępnij na

W sobotnie popołudnie Gretna podejmowała na 'swoim’ stadionie Inverness i to spotkanie miało dać odpowiedź, czy beniaminek może w tym sezonie skutecznie walczyć o utrzymanie. Caledonian Thistle zanotowali fatalny początek sezonu, przegrali kilka spotkań i dopiero niedawno wzięli się ostro do pracy. Na Fir Park wszystkie wątpliwości wyjaśniły się już w drugiej minucie i golu Dennisa Wynessa z rzutu karnego podyktowanym za faul Davida Cowana na Rossie Tokely’m (dla Wynessa była to 101 bramka w barwach ICT). Gretna miała swoją szansę na wyrównanie w 25 minucie, ale Yantorno nie dał rady pokonać Michaela Frasera. Bramkarz Inverness wrócił po tygodniowej przerwie do pierwszego składu (w ostatnim meczu zastępował go Zbigniew Małkowski, który tym razem spędził całe spotkanie na ławce rezerwowych) i nie miał zbyt wiele pracy. Druga bramka dla gości padła w 31 minucie po rzucie wolnym wykonanym przez Dona Cowie (trzeci gol w sezonie), wyraźny błąd popełnił tu bramkarz miejscowych Tony Caig. W drugiej połowie piłkarze Inverness zdobyli jeszcze dwie bramki w odstępie zaledwie dwóch minut; najpierw Barry Wilson z kilku metrów podwyższył rezultat, a dwie minuty później wynik ustalił Roy McBain pięknym strzałem z około 22 metrów pokonując Caiga. Na szczęście dla piłkarzy Gretny ich klęskę oglądało niezbyt wielu kibiców – 1020 osób zgromadzonych na Fir Park to najgorszy wynik w tym sezonie. Dzięki wygranej Inverness awansowało na dziesiątą lokatę, a beniaminek jeszcze bardziej osunął się na dno…

Zajmujący przed tą kolejką trzecie miejsce w tabeli Hibernian miał możliwość awansu na drugie miejsce na co najmniej dobę, bowiem dopiero w niedzielę swoje spotkanie rozegra Glasgow Rangers. Jedynym wymogiem była wygrana z bardzo przeciętnym zespołem Saint Mirren Football Club, co nieoczekiwanie okazało się dla zespołu z Edynburga zbyt trudnym zadaniem. Mecz nie był ciekawym widowiskiem, jedyna bramka padła już w 13 minucie, a zdobył ją Billy Mehmet wykorzystując nieporozumienie Roba Jonesa i Yvesa MaKalambay’a. Wprawdzie gospodarze próbowali zmienić niekorzystny rezultat, ale osłabił ich w 65 minucie Dean Shiels, który został ukarany czerwoną kartką za bezmyślne zagranie (warte podkreślenia jest to, iż pojawił się on na murawie dopiero na początku drugiej połowy). Grający w dziesiątkę „Hibs” nie byli w stanie strzelić co najmniej jednego gola i w rezultacie przegrali mecz, w którym byli zdecydowanym faworytem.

Trzy punkty zdobyli „The Killies”, którzy na Rugby Park pewnie pokonali Heart of Midlothian 3:1. Po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał rezultat bezbramkowy, ale w drugiej części worek z bramkami rozwiązał się. Wydatnie przyczynił się do tego Christian Nade, który tuż na początku drugiej połowy uderzył pięścią obrońcę gospodarzy i słusznie został ukarany czerwonym kartonikiem. Kilmarnock prowadziło grę już w pierwszej połowie, a po zejściu napastnika przyjezdnych łatwiej przedostawało się pod pole karne i bramki wydawały się kwestią czasu. Po zamieszaniu w polu karnym piłka spadła pod nogi Gary Walesa, który nie zastanawiając się posłał ją w róg bramki strzeżonej przez Anthony’ego Basso i było 1:0. Na kolejne bramki kibice gospodarzy musieli czekać tylko kilkanaście minut; najpierw rzut karny podyktowany za zagranie ręką Robbie Neilsona wykorzystał Colin Nish, a pięć minut potem kolejny błąd Neilsona (poślizgnął się w momencie otrzymywania podania od swojego bramkarza) wykorzystał Willie Gibson i było 3:0. Gości stać było jedynie na honorowe trafienie, które w ostatniej minucie meczu zdobył Ibrahim Tall głową – po rzucie wolnym – pokonując Alana Combe. Dzięki tej wygranej Kilmarnock awansowali na piąte miejsce w tabeli; Hearts spadło na ósme miejsce.

W ostatnim sobotnim meczu Celtic Glasgow na własnym stadionie nie dał szans drużynie Motherwell zwyciężając 3:0. „Katem” gości okazał się były piłkarz „The Steelmen” Scott McDonald, który zdobył trzy bramki. Pierwsze czterdzieści minut meczu toczyło się w szybkim tempie, ale nie niosło za sobą zbyt wielkiej dawki dobrego futbolu. Dopiero ostatnie pięć minut pierwszej połowy poruszyło kilkadziesiąt tysięcy kibiców na Celtic Park. W 42 minucie rzut rożny wykonywał Shunsuke Nakamura, wrzucił piłkę w pole karne, wydawało się, że padnie ona łupem obrońcy, ale spod jego łokcia błyskawicznie wyskoczył Scott McDonald i strzałem głową pokonał Graeme Smitha. Od tego momentu mecz naprawdę mógł się podobać, gospodarze bardzo często zamykali piłkarzy Motherwell w ich polu karnym, rozgrywali piłkę, jakby znajdowali się na treningu i zdobyli w drugiej części jeszcze dwie bramki. W 59 minucie trójka chyba najlepszych graczy w Celtiku tj. Lee Naylor, Aiden McGeady i Scott McDonald rozegrała piękną akcję, którą wykończył w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości Australijczyk zdobywając swoją drugą bramkę w tym meczu. Pod koniec meczu McDonald został sfaulowany w polu karnym przez Stephena Craigana i pewnie wykorzystał „jedenastkę” kompletując hat-tricka. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie; gospodarze wygrali 3:0 chociaż akcji bramkowych mieli dużo więcej (Killen trafił w słupek, McGeady w poprzeczkę). Goście właściwie mieli tylko trzy okazje do pokonania Boruca, ale polski bramkarz skutecznie interweniował (zwłaszcza w jednej sytuacji pokazując wielką klasę). Maciej Żurawski oglądał spotkanie z trybun Celtic Park. „The Bhoys” mają obecnie trzy punkty przewagi nad lokalnym rywalem, ale Rangers swoje spotkanie w ramach jedenastej kolejki rozegrają dopiero w niedzielę.

Świetna dyspozycja Dundee United od początku tego sezonu została potwierdzona w niedzielne popołudnie, a 'ofiarą’ DU zostali piłkarze Glasgow Rangers, którzy przegrali 1:2. Wprawdzie część kibiców i fachowców sportowych spodziewała się takiego rozstrzygnięcia, ale mimo wszystko wynik jest sporą niespodzianką. Przed meczem jedyną niewiadomą w składzie gospodarzy było to, kto wystąpi w bramce; Grzegorz Szamotulski tydzień temu otrzymał czerwoną kartkę, która wykluczyła go z tego spotkania, więc rywalizacja trwała między Euanem McLean’em, a Łukaszem Załuską. Ostatecznie lepszy okazał się rywal Polaka i to właśnie on stanął w bramce miejscowych. Pierwsza połowa meczu nie była zbyt ciekawa; właściwie jej kluczowe elementy to żółte kartki dla Huttona, Thomsona i Hunta; niecelny strzał Noela Hunta, uderzenie Robsona zakończone interwencją McGregora; nieuznany gol Cousina (pozycja spalona) i gol Lee Wilkiego, który po rzucie wolnym strzałem z woleja pokonał bezradnego McGregora. Wyrównanie padło właściwie już po pierwszej groźnej akcji gości w drugiej połowie; DaMarcus Beasley został sfaulowany w polu karnym przez Kalvenesa, a 'jedenastkę’ pewnie wykorzystał Cousin. Radość z powodu remisu trwała jednak tylko trzy minuty, bo właśnie po upływie takiego czasu gospodarze ponownie prowadzili; Carlos Cuellar faulował Robertsona, sędzia bez wątpienia wskazał na 'wapno’, a rzut karny wykorzystał Barry Robson. Takim wynikiem zakończyło się to spotkanie i dzięki temu Dundee ma tyle samo punktów, co ich niedzielny rywal.

Punktami podzieliły się zespoły Aberdeen i Falkirk, które na Pittodrie Stadium zremisowały 1:1. Gospodarze wyszli na prowadzenie po golu zdobytym w ostatnich sekundach pierwszej połowy; Barr zagrał ręką w polu karnym, a 'jedenastkę’ wykorzystał Scott Severin. Gospodarze stworzyli w całym spotkaniu kilka okazji bramkowych, ale nie potrafili zamienić ich na gole, co wykorzystali
gości wyrównując w 68 minucie stan meczu; po rzucie wolnym piłka trafiła do Cregga, który stojąc samotnie w polu karnym ładnym strzałem pokonał Langfielda. Aberdeen zajmuje szóste miejsce w tabeli, Falkirk jest jedenasty.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze