10. kolejka Premiership


Derby Liverpoolu sprostały określeniu „hit kolejki” i na Goodison Park oglądaliśmy naprawdę świetne widowisko. Zgodnie z planem kolejne trzy punkty zgarnął Arsenal, w końcu też zwyciężyła Chelsea, która ograła 2:0 Middlesbrough na wyjeździe. Na zakończenie sobotnich spotkań Man Utd rozgromił Aston Villę.


Udostępnij na Udostępnij na

W jedynym niedzielnym spotkaniu West Ham nie pozostawił złudzeń beniaminkowi z Sunderlandu i pewnie wygrał 3:1. Mecz był jednak bardzo wyrównany, a gospodarzy broniły albo świetne parady Greena, albo słupek. Do tego bramkarz „Kotów” – Craig Gordon – wpakował piłkę do własnej bramki.

Przez długi czas meczu otwarcia nie działo się nic ciekawego, „The Reds” niemrawo atakowali, a najaktywniejszy wydawał się być Andriy Voronin. Wszystko zmieniło się, gdy gospodarze wyszli na prowadzenie. Wydatnie pomógł im w tym Sami Hyypia, który skierował piłkę do własnej siatki niefortunnie usiłując wybić uderzenie Lescotta.
Liverpool obie bramki zdobył z rzutów karnych, oba „wapna” wykorzystał Dirk Kuyt i przy obu sytuacjach sędzia pokazał czerwone kartki: najpierw Hibbertowi, który faulował Stevena Gerrarda, a potem, w drugiej minucie doliczonego czasu gry, Philowi Neville’owi za zagranie piłki ręką. „The Reds” dzięki temu obronili swoją czwarta lokatę.

W sobotę wygrał także Manchester City, który uporał się na City of Manchester Stadium z  beniaminkiem Birmingham. Jedyną bramkę w tym spotkanie zdobył Brazylijczyk Elano, który potwierdził swoją bardzo wysoką dyspozycję. Wtórował mu w tym Martin Petrov, który kilka razy mógł pokonać bramkarza gości, jednak ostatecznie bramki nie zdobył.

Trochę wszystkich zaskoczyła londyńska Chelsea, która nie miała problemów z pokonaniem na wyjeździe Middlesbrough. Już po ośmiu minutach meczu „The Blues” prowadzili, gdy podanie Lamparta wykorzystał Didier Drogba. Czyli ten, który w ciągu ostatnich tygodniach lamentował najbardziej po odejściu Mourinho, dostawal czerwone kartki, głośno mówił o swoim odejściu i  niezadowoleniu w Chelsea, by w końcu z wszystkimi się pogodzić. Chyba lepiej ująć słowa „przepraszam”, niż przez strzelenie bramki, już nie mógł. Pierwszą bramkę w barwach klubu zdobył Brazylijczyk Alex, który popisał się kapitalnym uderzeniem z prawie 30. metrów. To trafienie śmiało może kandydować do miana bramki kolejki. Asystę i tym razem zaliczył Frank Lampard.

Bez niespodzianki zakończyło się spotkanie pomiędzy Arsenalem i Boltonem, czyli drużyn z  dwóch końców tabeli. „Kanonierzy” przeważali praktycznie przez cały mecz, jednak długo nie potrafili tego udokumentować golem. W koncu niemoc strzelecką przełamał Kolo Toure, a wynik meczu ustalił Tomas Rosicky wykorzystując zagranie Theo Walcotta. Arsenal odniósł szóste z  rzędu zwycięstwo na własnym stadionie i umocnił się na pozycji lidera.

Spotkanie na Villa Park zapowiadało się emocjonująco, ale chyba nikt nie przypuszczał, że „Czerwone Diabły” będą aż w tak dobrej formie. Edwin van der Sar marzył przed meczem, aby przedłużyć serię spotkań bez puszczonych goli do siedmiu (jego rekord z czasów gry w Ajaxie to dziewięć), jednak zreflektował się już po 13. minutach, gdy do siatki trafił Gabriel Agbonlahor wyprowadzając miejscowych na prowadzenie. Bohaterem spotkania, i to w każdym sensie, był natomiast Wayne Rooney. Strzelił dwie bramki, asystował przy trzeciej, a na dodatek zmarnował rzut karny. Brawa należą się tutaj Taylorowi, który ledwo co wszedł na boisko (zastąpił Scotta Carsona, który dostał czerwoną kartkę) i od razu obronił „jedenastkę”. Drugim zawodnikiem wyrzuconym z murawy był Nigel Reo-Coker. Wynik meczu ustalił weteran Ryan Giggs, który chwilę potem został zastąpiony przez Cristiano Ronaldo.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze