Niby to tylko Superpuchar Hiszpanii, ale cóż to było za meczycho! Gdy wydawało się, że Atletico znajduje się już na deskach, nagle Barcelona wypuściła z rąk pewne prowadzenie. Ostatecznie podopieczni Cholo Simeone wygrali 3:2 i to oni zagrają z Realem Madryt w wielkim finale.
Jeśli wskazać drużynę, z którą ekipie Simeone wybitnie nie idzie, to byłaby nią z pewnością Barcelona. Wystarczy tylko wspomnieć, że Argentyńczyk nigdy nie pokonał „Dumy Katalonii” w lidze w czasie całej swojej kadencji, a ostatnim razem w ogóle wygrał z nią w 2016 roku w Lidze Mistrzów. W końcu jednak się udało, a okoliczności nie mogły być dla Argentyńczyka słodsze. Dziś bowiem Atletico dokonało prawdziwego zmartwychwstania i tylko w sobie znany sposób zdołało wyeliminować FC Barcelona.
3 – The last three @atletienglish wins over @FCBarcelona have seen the elimination of the Catalonian side (two in Champions League and this one in the Spanish Super Cup). They also are the only wins for Simeone against them in all competitions. Playoff. pic.twitter.com/k1YqlFH1Ih
— OptaJose (@OptaJose) January 9, 2020
W krajowych rozgrywkach rywalizacja Simeone z Barceloną to była gehenna. 8 remisów, 14 porażek, 22 mecze rozczarowań. I w końcu po latach czekania – pierwsze zwycięstwo.
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) January 9, 2020
Pierwsza połowa meczem walki
Gdy najciekawszym momentem w ciągu 45 minut są przepychanki między zawodnikami, to wiedz, że nie było to pasjonujące widowisko. Niestety, o pierwszej połowie nic ciekawszego nie będziemy w stanie napisać. Obie ekipy skupiły się bardziej na neutralizowaniu atutów przeciwnika niż na kreowaniu składnych akcji ofensywnych. Starczy powiedzieć, że w ciągu całej pierwszej połowy Jan Oblak miał więcej kontaktów z piłką niż Lodi, Morata czy Joao Felix. To właśnie Portugalczyk był główną postacią awantury, która wywiązała się między nim a Leo Messim.
Suarez and Messi fighting with Felix dkm ?pic.twitter.com/LNnEk7ho97
— Kevin (@BrazilianTrent) January 9, 2020
Rollercoaster po przerwie
Druga połowa była jednak o wiele ciekawsza. Fajerwerki odpaliły się już w 30. sekundzie, gdy wynik meczu otworzył Koke. Gdy wydawało się, że od tamtej chwili podopieczni Diego Simeone przejmą kontrolę nad meczem, nagle całkowicie się rozsypali.
Wystarczyło bowiem pięć minut, by Leo Messi prawą nogą wyrównał stan rywalizacji. Argentyńczyk jest prawdziwym katem „Los Colchoneros”, gdyż to było już 31. trafienie Messiego w 40. występie przeciwko Atletico. Co jednak ciekawe, była to pierwsza bramka prawą nogą zdobyta przeciwko temu zespołowi od… 2009 roku.
Trudno wytłumaczyć to, co stało się z ekipą Simeone po bramce wyrównującej. Piłkarze „Blaugrany” raz za razem atakowali bramkę Jana Oblaka i tylko kapitalne parady Słoweńca uchroniły Atletico od utraty kolejnych bramek. W końcu jednak Barcelona zdobyła drugiego gola, którego autorem musiał zostać Antoine Griezmann. Warto dodać, że to pierwsze trafienie Francuza przeciwko Atletico w koszulce „Blaugrany”.
Atletico rn ? pic.twitter.com/CgfbJHC6zV
— B/R Football (@brfootball) January 9, 2020
Atlético de Madrid are terrible, just terrible to watch.
— Lucas Navarrete (@LucasNavarreteM) January 9, 2020
Futbol jednak po raz kolejny pokazał, dlaczego tak bardzo go kochamy. „Los Colchoneros” nie mieli prawa wygrać tego spotkania, a jednak je wygrali. W pewnym momencie Atletico było przecież na deskach, nie istniało na boisku. Barcelona miała mnóstwo świetnych okazji. Dwukrotnie to sędzia ratował je od straty bramki, gdyż doszukano się tam spalonych. W pewnym momencie pachniało tutaj wynikiem 4/5:1 dla Barcelony. A jednak, podopieczni Simeone nie poddali się.
Vitolo wszedł i odmienił mecz. Koke wcześniej z ławki też dał impuls. A u nas najlepszego (chyba, oglądałem gdzieś od 35') piłkarza zmienia gość do odstrzału. Tak czy siak gra tego zespołu na przestrzeni ostatnich lat doprowadziła do tego, że ten wynik w sumie po mnie spływa.
— Mateusz Opioła (@chuck0029) January 9, 2020
Gdy już myślisz, że Atletico nie może grać gorzej, to robią coś takiego co zrobili w 2. połowie. Correa, który był wypychany, ma najlepszy okres w Atletico, Morata z jego psychiką strzela karnego, nawet Llorente prawie strzelił bramkę po takim niemożliwym rajdzie.
— Bartłomiej Smolewski (@smolek00) January 9, 2020
Wystarczył bowiem jeden zryw piłkarzy Atletico, by podłączyli się do tlenu. Bramka z rzutu karnego Alvaro Moraty całkowicie odmieniła to spotkanie. Kluczowego gola zdobył bohater ostatnich tygodni w Madrycie – Angel Correa, którego strzał dość nieporadnie próbował obronić Neto. Po twarzy Diego Simeone widać było, jak wiele ta bramka dla niego znaczyła. Jak duże ciśnienie zeszło z jego duszy. W obliczu takiego kryzysu Atletico w ostatnich tygodniach dzisiejsze zwycięstwo może się okazać kluczowe dla jego sezonu. Nic bowiem nie daje takiego zastrzyku energii jak efektowne zwycięstwo nad swoim katem.
Do Barcelony wróciły zaś stare koszmary.
Wiele pytań przed Barceloną
Który to już raz Barcelona Ernesto Valverde w kuriozalny sposób odpada z rozgrywek pucharowych? Po dwukrotnym blamażu w Lidze Mistrzów po raz kolejny nie udaje jej się utrzymać zdobytego prowadzenia. „Blaugrana” w tym spotkaniu zagrała przecież całkiem nieźle, przez większość czasu mając sprawy pod kontrolą. Trudno jednak wytłumaczyć to, co stało się z ekipą Valverde po bramce na 2:2. Tak jakby wydarzenia z Rzymu i Liverpoolu ponownie stanęły przed oczami piłkarzy Barcelony.
Oczywiście spora tym zasługa VAR-u, który dwukrotnie dopatrzył się nieprawidłowości przy zdobytych bramkach przez „Katalończyków”. Zapewne ten drugi przypadek będzie szeroko komentowany w Hiszpanii, gdyż zawodnik Barcelony znajdował się na naprawdę milimetrowym spalonym. Technologia, która od jakiegoś czasu straszy piłkarzy w Premier League, teraz dała się we znaki także ekipom z La Liga.
Zobacz też: JAK UZDROWIĆ VAR W ANGLII?
Barcelona kolejny mecz rozegra dopiero 19 stycznia z Granadą. RAC1 informuje, żeby czekać na poniedziałkowe spotkanie zarządu, bo stołek pod Ernesto Valverde robił się gorący od dłuższego czasu
— Jakub Kręcidło (@J_Krecidlo) January 9, 2020
Pozostaje tylko pytanie, czy zarząd Barcelony ma w sobie tyle cierpliwości, by nadal trwać przy Ernesto Valverde. Obecny menedżer „Dumy Katalonii” udowodnił już, że kiepska mentalność drużyny za jego kadencji nie jest czymś przypadkowym. Pozostaje tylko kwestią czasu, zanim po raz kolejny Barcelona w spektakularny sposób roztrwoni korzystny wynik. A tego serca fanów „Blaugrany” chyba już nie zniosą.
Wielka ironia Superpucharu Hiszpanii
Przed rozpoczęciem tego turnieju żartowano, że Superpuchar Hiszpanii może zdobyć drużyna, która ani nie wygrała mistrzostwa Hiszpanii, ani nie podniosła Pucharu Króla. Tymczasem te ponure żarty ostatecznie okazały się prawdą. Dzisiejsza porażka Barcelony oznacza, że w składzie finału znajdą się ekipy, których teoretycznie nie powinno tam być.
Czy to dobrze? Cóż, abstrahując już od moralnej twarzy tego turnieju, należy przyznać, że dotychczas dostarczył nam naprawdę wielu emocji. Jeśli celem zmiany formatu tych rozgrywek miało być ich uatrakcyjnienie, to z pewnością się to udało. Przed Atletico nie lada wyzwanie, gdyż Real Madryt znajduje się ostatnio w kapitalnej formie. Jeśli jednak jeden mecz miałby odmienić dotychczasowy sezon dla „Los Colchoneros”, to byłoby nim zdecydowanie zwycięstwo w finale nad derbowym rywalem. Zwycięzcę poznamy już w niedzielę wieczorem.
Real Madryt – bez ligi czy Pucharu Króla od 2017 roku.
Atletico Madryt – bez ligi czy Pucharu Króla od 2014 roku.No to się zmierzą w finale Superpucharu Hiszpanii 2020 w niedzielę. Jednak derby Madrytu.
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) January 9, 2020