Choć przed tegoroczną edycją Ligi Mistrzów drużyna Diego Simeone była typowana na czarnego konia tych rozgrywek, to jednak mało kto przypuszczał, że Atletico Madryt może zajść tak daleko. Dzięki wczorajszemu zwycięstwu „Los Rojiblancos” zagrają w finale najbardziej prestiżowego turnieju w Europie, a ich sen o najlepszym sezonie w historii klubu wciąż może się ziścić.

Zespół z Estadio Vicente Calderon ma szansę nie tylko na triumf w Lidze Mistrzów, ale także i końcowy sukces w Primera Division. Na trzy kolejki przed zakończeniem rywalizacji podopieczni Diego Simeone przewodzą stawce, mając cztery punkty przewagi nad drugą Barceloną i sześć nad Realem Madryt („Królewscy” rozegrali jedno spotkanie mniej niż „Los Rojiblancos”). Jeśli Atletico Madryt utrzymałoby prowadzenie do końca sezonu, byłoby to pierwsze mistrzostwo kraju dla tej ekipy od 1996 roku! Łatwo na pewno nie będzie. Choć w najbliższych meczach rywalizować przyjdzie z jedenastym obecnie Levante, a następnie z trzynastą w tabeli Malagą, to w ostatnim spotkaniu piłkarze argentyńskiego trenera zmierzą się z „Dumą Katalonii”. I to na Camp Nou!
Bez względu na końcowe wyniki „Czerwono-biali” już mogą być dumni ze swoich osiągnięć w tym sezonie. Jeszcze bardziej w optymistyczne nastroje może wpędzać progres, który drużyna notuje pod wodzą Diego Simeone. Od grudnia 2011 roku, kiedy to były zawodnik m.in. Sevilli FC, Interu Mediolan, SS Lazio i oczywiście Atletico Madryt przejął stery w tym klubie, na zakończenie każdego sezonu zespół z Estadio Vicente Calderon może cieszyć się z jakiegoś trofeum. W 2012 roku wygrał Ligę Europy, kilka miesięcy później w meczu o Superpuchar Europy pokonał Chelsea 4:1, a w ubiegłym sezonie triumfował w Pucharze Króla. Dodatkowo progres zaliczają poszczególni gracze „Los Rojiblancos”. Z Diego Costy, niechcianego w klubie „łobuza”, który co rusz był wysyłany na wypożyczenia, argentyński trener uczynił jednego z najskuteczniejszych napastników w Europie. Thibauta Courtois zmienił z nadziei na przyszłość Chelsea i reprezentacji Belgii w jednego z najlepszych obecnie bramkarzy na świecie.

Droga Atletico w tegorocznej Lidze Mistrzów wyglądała bardzo ciekawie. O ile przez grupę z FC Zenit Saint Petersburg, FC Porto i FK Austria Wiedeń przeszło jak burza (zajęło pierwsze miejsce z 16 punktami, drugi Zenit zgromadził zaledwie sześć oczek), to w fazie pucharowej już nie było tak łatwo. Najpierw gracze z Madrytu trafili na AC Milan, klub mający wielkie tradycje piłkarskie i ogromną gablotę z trofeami. Zespół z Mediolanu jednak jest już cieniem samego siebie sprzed kilku lat. Przed dwumeczem drużyn „Rossoneri” zwolnili obecnego szkoleniowca za niezadawalające wyniki i zatrudnili Clarence’a Seedorfa, dla którego jest to debiut w roli szkoleniowca. Wynik rywalizacji 5:1. Następnie los skojarzył „Rojiblancos” z FC Barcelona. „Duma Katalonii” wydaje się już nasycona sukcesami, a działacze przespali ostatnie dwa okienka transferowe, czego efektem jest coraz starsza formacja pomocy i defensywa w rozsypce. Jakby tego mało, ze składu wypadł podstawowy bramkarz ekipy i na tej pozycji występuje teraz Jose Pinto, który od 2008 roku w barwach Barcelony zagrał zaledwie w ponad 30 spotkaniach. Dwumecz zakończył się wynikiem 2:1. W półfinale do Atletico została dolosowana Chelsea FC. Ten zespół miał najmniej wymówek, choć trener londyńczyków zarzekał się, że ten sezon jest przeznaczony na „budowę zespołu”. „The Blues” także stracili podstawowego bramkarza na spotkania z podopiecznymi Diego Simeone. Dodatkowo UEFA cofnęła przepis w umowie Thibauta Courtois, wypożyczonego z Chelsea do Atletico, dotyczący ewentualnego wystąpienia przeciwko macierzystemu klubowi (http://www.igol.pl/article,70127.html). Ostatecznie w dwumeczu lepsi okazali się „Los Rojiblancos”, wygrywając 3:1.
Sukcesy drużyny są sumą indywidualnych umiejętności piłkarzy, zgrania, taktyki, motywacji, zaangażowania, a także szczęścia, ale dziś, nawet posiadając wszystkie te wymienione cechy, trudno rywalizować, nie mając potężnych sponsorów. Wprawdzie trudno konkurować Atletico z ligowymi gigantami pod względem finansowym, to jednak od pewnego czasu „Czerwono-biali” notują większe wpływy do swoich kas dzięki Ilhamowi Alijewowi. Ten pan od 2003 roku jest prezydentem Azerbejdżanu, którego logo i hasło promocyjne znajduje się na strojach graczy ze stolicy Hiszpanii. Pierwszy raz reklama tego kraju pojawiła się na trykotach „Los Rojiblancos” podczas derbów z Realem Madryt w listopadzie 2012 roku. Obecna umowa pomiędzy tym sponsorem a klubem obowiązuje do końca przyszłego sezonu. Dodatkowo drużyna z Estadio Vicente Calderon posiada świetnych negocjatorów, czego dobrym przykładem jest transfer Radamela Falcao. W 2011 roku Kolumbijczyka pozyskano za 40 milionów euro, podczas dwuletniego pobytu w Madrycie zdobył worek bramek dla zespołu, a następnie został sprzedany w 2013 roku za 60 milionów euro!

W XXI wieku napastnicy Atletico zawsze byli mocną stroną zespołu. W latach 2001-2007 w biało-czerwonym trykocie biegał Fernando Torres, wychowanek tego klubu. W latach 2007-2011 o sile ofensywy stanowili Sergio Aguero i Diego Forlan. Następnie w ataku szalał wspomniany wcześniej Radamel Falcao. Od obecnego sezonu za bramki odpowiadają Diego Costa i pozyskany z FC Barcelona za śmieszną kwotę 2,1 miliona euro (suma może wzrosnąć ze względu na różne czynniki do 5,1 miliona euro) David Villa.
Mimo wszystko Atletico przy „Dumie Katalonii” czy Realu Madryt wypada na biedniejszego kuzyna. Mimo to obu ekipom podopieczni Diego Simeone mogą utrzeć w tym sezonie nosa, zostając mistrzem kraju. Z „Królewskimi” zmierzą się jeszcze w finale Ligi Mistrzów 24 maja w Lizbonie. Będzie to pierwszy pojedynek drużyn z tego samego miasta w decydującym spotkaniu tych rozgrywek. Oprócz fanów CR7 i spółki reszta piłkarskiego świata będzie ściskała kciuki za „Los Rojiblancos”. To sportowa wersja opowieści o Dawidzie i Goliacie, a w takowych zawsze kibicuje się tym mniejszym, biedniejszym, słabszym. Tylko że ten futbolowy Dawid potrafi wyjątkowo celnie rzucać kamieniami.
Trzeba uczciwie przyznać, że David Villa zrobił
interes swojego życia przechodząc z Barcelony do
Atletico.
Zadanie dla wszystkich czytelników obstawiajcie
drużynę sezonu polskiej ligi
Kuciak-lewczuk,dossa
junior,jodłowiec,deleu-radowic,ouintana,hamalainen-t
eodorczyk,robak,paixao.mam nadzieję że taki będzie
I ty się nazywasz fanem Barcy?
HALA MADRID!!!
A ty kim jesteś by mnie pouczać??? Barcelona za
darmo oddała Villę do Atletico- piłkarz kupiony w
2010r. za 40 mln Euro zostaje po trzech latach
sprzedany za 5 mln Euro więc teraz odpowiedz sobie
kto na tym skorzystał, Barcelona czy Villa?
O tak, niech trwa w najlepsze bo final zapowiada sie
fascynująco bo Real chyba najbardziej zasłużył na
ten final, a Atleti pokazują ze jeśli cos bardzo
sie chce to można tego dokonac i wcale nie trzeba
setek milionów euro by podbić świat i niech im sie
uda, niech pokażą ze jest szansa dla tych
wydawałoby sie przeciętniakow na podbój Europy!
Powodzenia Atleti! Vamos Barca!
I kto tu kogo poucza? Villa na tym skorzystał czy
Atletico które kupiło go za śmieszne pieniądze
jak na takiego zawodnika? Interesem jego życia może
być transfer do Barcy z 2010 gdzie wygrał CL i
ligę i był jednym z najważniejszych elementów
drużyny Guardioli.
Nie rozumiemy się. Chodzi mi głównie o to, że nie
sprzedaje się swoich najlepszych piłkarzy za takie
grosze, nie na tym polega biznes. Pomijam już fakt,
że Marqueza, Henry'ego czy Keitę puszczano za
darmo.
Rossell to król interesów.jak cała barcelona.he he