Wisła Kraków jak Szlachetna Paczka


Walka o Kraków nierozstrzygnięta na kilka miesięcy

10 grudnia 2016 Wisła Kraków jak Szlachetna Paczka

Nie lubimy używać pustych frazesów i sloganów, jak te mówiące o derbach, „które rządzą się swoimi prawami”. Kto jednak oglądał dzisiejsze kolejne starcie Świętej Wojny, wie, że to faktycznie było zupełnie nietypowe spotkanie. I wcale nie mamy tu na myśli jego wyniku, remisu 1:1, lecz całokształt.


Udostępnij na Udostępnij na

Wiślacy ofiarowali paczkę

Tytuł naszej relacji w pewnym sensie najlepiej oddaje obraz całego spotkania. Nawet nie chodzi tu tylko o koszulki wiślaków, na których dziś było logo ogólnopolskiej akcji, lecz o grę gospodarzy, której nie mogliśmy się nadziwić. Po kolei. Rozpoczęto teoretycznie „normalnie”. Zgodnie z oczekiwaniami „Biała Gwiazda” rzuciła się na rywali niczym wygłodniałe psy Ramsaya Boltona (bez żadnych społeczno-politycznych skojarzeń). Nie zdążyliśmy zagotować herbaty, a już po kapitalnym strzale Brleka gospodarze objęli prowadzenie. Dodajmy, że to nie pierwsze tak ładne uderzenie Chorwata w tym sezonie. Kolejne minuty utwierdziły nas w przekonaniu, że następne gole dla Wisły są tylko kwestią czasu.

I nagle jeden pstryk, po którym ekipa gospodarzy zgasła.

Trudno powiedzieć, jaki konkretnie cel na to spotkanie obrał duet Sobolewski – Kmiecik, lecz nie była nim z pewnością dominacja nad przeciwnikiem. OK, już we wcześniejszych spotkaniach Wisła sprawiała wrażenie ekipy, która po prostu czeka na swoje okazje, by z premedytacją ukarać rywala. Jeszcze tydzień temu nawet chwaliliśmy ten cynizm, oddawanie gry i wyczekiwanie na błędy. Dziś jednak trudno nie zauważyć, że gospodarze przesadzili z nadmierną gościnnością. Mniej więcej od końca pierwszego kwadransa postanowili bowiem oddać przeciwnikowi wszelką inicjatywę. Efekt? Zaledwie jeden celny strzał do przerwy. W drugiej połowie zaś do całkowitego dorobku ofensywnego dorzucili jeszcze dwa strzały. I tyle.

Dowieziemy wynik? Bzdura

Już w przerwie zastanawialiśmy się nad dalszym pomysłem Wisły na to spotkanie. Gdy zaś komentatorzy zaczęli nadużywać hasła o „kontroli wyniku”, już wiedzieliśmy, co się święci. Dobra, gdzie jak gdzie, ale akurat w ekstraklasie nie da się skutecznie bronić wyniku. I rzeczywiście, Cracovia, wyczuwając szansę na strzelenie bramki, stopniowo odważniej forsowała defensywę rywali. I w końcu tego dokonała, po żałosnym zagraniu Jovicia i strzale Krzysztofa Piątka. Napastnika Cracovii, który – trzeba to sobie powiedzieć wprost – kilka minut wcześniej powinien był wylecieć z boiska.

Sędziowski kabaret

Wszystko za sprawą starcia, do którego w polu karnym Wisły doszło między Maciejem Sadlokiem a napastnikiem Cracovii. Z początku zwykła przepychanka szybko przeistoczyła się w drużynową naparzankę, zainicjowaną przez samego Piątka, który sierpowym postanowił zwalić na ziemię defensora „Białej Gwiazdy”. Nie minęły sekundy, a do bitwy dołączyli kolejni piłkarze z agresywnym Popoviciem na czele, a także… dopingującym piłkarzy zza bandy ultrasem.

W tym miejscu do akcji wkroczyli sędziowie, którzy w ciągu kilku sekund popisali się umiejętnościami wnikliwej obserwacji. Najpierw pan Tomasz Kwiatkowski wręczył Piątkowi żółtą kartkę, podobnie jak Sadlokowi. Z kolei Popović najwyraźniej został pomylony z defensorem Wisły, bo tylko tak możemy uzasadnić brak kary dla Słoweńca. Sami więc widzimy, że również panowie arbitrzy postanowili być dzisiaj łaskawi.

Szlachetną Paczkę wręczyli sami wiślacy, ofiarowując rywalom pełno swobody. Szlachetni byli również sędziowie. Gościnni pozostali włodarze klubu, zapraszając na ten mecz Janusza Filipiaka. Szlachetnością nie zgrzeszyli tylko kibice, którzy jak zwykle dostarczyli popisu wieśniactwa i palenia szalików stanęli na wysokości zadania.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze