Ten, który przerósł Injaca


2 sierpnia 2015 Ten, który przerósł Injaca

Zaczynał trzy lata temu z poziomu "Krzysztofa Nykiela pomocników". Dziś jest opoką, na której Maciej Skorża zbudował zespół, który sięgnął po tytuł najlepszej polskiej drużyny. Łukasz Trałka, bo o nim będzie mowa, przeszedł w ciągu roku przemianę godną disneyowskich bajek.


Udostępnij na Udostępnij na

Łukasz Trałka zamienił Polonię Warszawa, sukcesywnie zatapianą przez Józefa Wojciechowskiego, na celującego w przewodnictwo polskiej lidze Lecha trzy lata temu. Wielu nie zdążyło jeszcze zapomnieć, że wówczas odchodzący z Konwikstorskiej kapitan nie był uważany za przełomowe dla „Kolejorza” wzmocnienie. Zresztą wejściu w buty Dimitrije Injaca nie sprostałoby wielu ekstraklasowych ligowców. Jednak kariera 32-letniego wówczas Serba zbliżała się ku końcowi, a Lech musiał zapewnić zmiennika.

Padło na Trałkę. Trałkę, którego poznańscy kibice określili „Krzysztofem Nykielem linii pomocy”. Kapitan Polonii Warszawa był dla nich „paralitykiem grającym na radar i zawsze w ten sposób, aby przypadkiem nie znaleźć się w centrum wydarzeń”.  Inni z kolei z zazdrością patrzyli na przebierającego w ofertach Michała Pazdana z kartą zawodniczą w ręku. Co więcej, zastąpienie Injaca „kaleką” Trałką przyrównywano do zastąpienia Artjoma Rudnevsa Vojo Ubiparipem. W jakim miejscu swojej kariery są ci dwaj zawodnicy, wszyscy wiemy.

Do obecnego miejsca Trałka szedł jednak krętą drogą. W młodzieńczym wieku – gdy zmieniał Piotrków Trybunalski na Szczecin – niewystarczająco dobry na pierwszy zespół Pogoni, ale na tyle utalentowany, by występować w młodzieżowej reprezentacji Polski. Później na tyle rzucający się w oczy, by Jan Krzysztof Bielecki obdarowywał go winem, ale z kolei ukrywający się przed rywalami w barwach „Czarnych Koszul” słynnym „Trałkowaniem”.

Trałkowanie
Trałkowanie

Zresztą za notoryczne padanie na murawę i wzywanie lekarza nieustannie mu się obrywało od telewizyjnych ekspertów.  Oduczył mnie tego Tomek Wieszczycki, który komentował nasz mecz w Canal Plus. Wynik niepewny, 90. minuta, znów mnie coś pociągnęło… W transmisji zostałem przez niego przeczołgany. I dałem sobie spokój – mówił przed dwoma laty „Ofensywnym” z „Przeglądu Sportowego” kapitan Lecha.

Kariera Łukasza Trałki to więc nieustanny proces udowadniania wszystkim wokół swojej klasy. Nawet dziś, kiedy defensywny pomocnik wyrósł na jednego z najlepszych zawodników ekstraklasy, niektórym ciężko odzwyczaić się od kwestionowania jakości rzeszowiaka.

A ten dla Macieja Skorży jest niezawodny. Dosłownie. Kapitan Lecha to też ten zawodnik, który w jego barwach spędził na boisku najwięcej minut. To nie tylko piłkarz, który trzyma w ryzach drugą linię „Kolejorza”. – Wręczenie Łukaszowi opaski kapitańskiej w poprzednim sezonie przez Macieja Skorżę uważam za punkt zwrotny walki o mistrzostwo Polski. Trałka zapanował nad szatnią, od razu poprawiła się atmosfera w drużynie, a to przełożyło się na wyniki – mówi iGolowi Maciej Henszel, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.

Rolę Łukasza doskonale zresztą widać na boisku. Cieszą poznańskie oczy te momenty, w których Trałka nie boi się wstrząsnąć drużyną, pokrzykując na grających wokół piłkarzy, żywo gestykulując. Gdy Lech zdobywał swoje pierwsze w tym tysiącleciu mistrzostwo, szatnia przepełniona była charyzmatycznymi zawodnikami. W Poznaniu do dziś żartuje się, że za Franciszka Smudy mecz dla „Kolejorza” zaczynał się od drugiej strzelonej przez przeciwnika bramki.

Piłkarzy, którzy unieśliby ciężar takiego wyniku, dziś w Lechu brakuje. To nie jest bowiem jedynie kwestia zaangażowania, jakim odznaczają się chociażby młodzi Linetty i Kędziora, ale poprowadzenia swoich kolegów, wykrzesania z nich 110% i szybkiego zmobilizowania do odrabiania strat. Obserwując zawodników w niebiesko-białych koszulkach, wydaje się, że jedynym, który jest w stanie potrząsnąć swoim zespołem, jest Łukasz Trałka.

Otoczony młodymi zawodnikami Trałka jest „dla nich nauczycielem, potrafi z nimi współpracować, jest w stanie ich poinstruować, jak należy się ustawiać na boisku, jak nie pozwolić przedrzeć się przeciwnikowi i wykonać swoje zadanie nie słowem, ale przykładem […]To nie talizman ani maskotka niezbędna przesądnym piłkarzom do tego, by nie przegrać meczu. To realny filar drużyny” – pisze o kapitanie Lecha Radosław Nawrot z poznańskiego Sport.pl.

Gra byłego zawodnika Polonii cieszy oko zarówno tych, dla których solą piłki jest walka i zaangażowanie, jak i tych, których zadowala spokój zespołu utrzymującego się przy piłce. Trałka reguluje nie tylko tempo akcji swojej drużyny, ale także momenty, w których cały zespół ma za zadanie atakować.

Rola kapitana Lecha zmieniła się z typowego przecinaka do zawodnika uczestniczącego w rozegraniu. Często widać, jak Trałka schodzi do obrońców przy pressingu rywala, pozwalając im na rozszerzenie gry, czy bierze zadanie budowania akcji na siebie. Zaangażowanie w kreowanie akcji ofensywnych przełożyło się chociażby na jego asystę w wyjazdowym meczu z Sarajewem.

https://vine.co/v/eHqdphBZHgi

Czy też jego podanie budujące niedawną wspaniałą akcję Lecha w meczu z Lechią.

Przy tym nadal jest najczęściej łapiącym żółte kartki zawodnikiem swojej drużyny. W odbiorze świetnie pomaga mu Karol Linetty, ale ochrona chaotycznej defensywnej czwórki Lecha leży głównie właśnie w gestii poznańskiej „6”.

Brakuje? Jedynie bramek. Trałka dziś śrubuje najlepszy wynik w ekstraklasie w liczbie meczów bez strzelonego gola.

To jednak poznańscy kibice powinni mu wybaczyć. W końcu, śladem Maciej Henszela, nie powinni „mieć wątpliwości, że przerósł Injaca”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze