Szalony mecz w Londynie. Derby na remis!


5 marca 2016 Szalony mecz w Londynie. Derby na remis!

Kartki, gole, deszcz, niesamowite zwroty akcji. W tym meczu było wszystko. Spotkanie godne Premier League, pojedynek godny derbów północnego Londynu. Widowisko najwyższej klasy. Konfrontacja Tottenhamu z Arsenalem nie zawiodła!


Udostępnij na Udostępnij na

Campbell, Monreal, Giroud out, Elneny, Gibbs i Welbeck in. Arsene Wenger nie patyczkował się ze swoimi podopiecznymi po środowym blamażu w meczu przeciwko Swansea. W bramce „Kanonierów” miejsce zajął David Ospina, który zastępuje kontuzjowanego Petra Cecha. Jeśli chodzi o jedenastkę Tottenhamu, Pochettino nie zaskoczył. Wystawił żelazny, sprawdzony układ piłkarzy.

O 13:45 czasu polskiego Micheal Oliver gwizdnął i rozpoczęły się kolejne derby północnego Londynu. A zaczęły się z wysokiego „C”. Od początku spotkania zarysowała się przewaga „Kogutów”. Doskonale sprawował się tercet Dier –Alli – Eriksen, który zdecydowanie zdominował środek pola, niejako wykupił monopol na posiadanie piłki. Pochettino musi być fanem powiedzonka „im dłużej my mamy piłkę, tym krócej ma ją przeciwnik”, bo to, w jaki sposób piłkarze z White Hart Lane dystrybuowali futbolówką, jest doprawdy godne podziwu.

Posiadanie posiadaniem, warto to docenić, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że „Koguty” ograniczyły się tylko do bezsensownego klepania wszerz i do tyłu. Były strzały, rajdy, dryblingi, dobrze się to oglądało. A Arsenal, co w erze Arsene’a Wengera zdarzało się niezwykle rzadko, cofnął się do obrony, oddał piłkę gospodarzom.

Pół godziny – absolutna dominacja Tottenhamu. Doskonały pressing, ambicja, zaangażowanie. „Koguty” wyszły na boisko z jednym, prostym założeniem – wygrać. Wicelider zasługiwał na bramkę. Wiceliderowi się ta bramka należała. Ba! Wicelider powinien tę bramkę zdobyć, to był święty obowiązek Erika Lameli, ale wtedy do głosu doszedł Ospina, który łamanym angielskim zakrzyknął: veto!

Coś wspaniałego, świetne wyczucie, instynkt, najwyższa klasa. To wydarzenie odwróciło losy spotkania, Arsenal wybudził się z głębokiego snu. Częściej utrzymywał się przy piłce, wreszcie wszedł na wyższy poziom. I na efekty nie trzeba było długo czekać, ale to, co stało się przed bramką Hugo Llorisa, zasługuje na oddzielny epizod.

https://vine.co/v/iXehBu563jx

Jedno słowo – majstersztyk. Tottenham schodząc na przerwę, mógł się cieszyć, że nie dostał dwóch „gongów” przed gwizdkiem, bo doskonałą sytuację zdążył jeszcze zmarnować Welbeck.

14 lutego Arsenal grał z Leicester. W 55. minucie tamtego meczu czerwoną kartkę otrzymał Danny Simpson i było to wydarzenie, które odmieniło losy spotkania. Dziś w roli Simpsona wystąpił Coquelin, który w idiotyczny sposób zarobił drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Zbliżało się 35 minut gehenny.

„Kanonierzy” nie wytrzymali długo. Już parę minut po kartce dla Coquelina byliśmy świadkami kolejnego cudu, którego znów dokonał Ospina. Chociaż, bądźmy szczerzy, szczęście było po stronie Kolumbijczyka. A i system goal-line po raz kolejny okazał się całkiem przydatny.

Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. „Koguty” w końcu dorwały „Kanonierów”. Stały fragment gry i Toby Alderweireld, czyli krótka recepta na sukces. Krycie do poprawki, remis na White Hart Lane. Ale taki stan rzeczy nie utrzymał się długo.

https://vine.co/v/iXeXnZ20O57

A dlaczego? Bo w białej koszulce Tottenhamu biega zawodnik, który nazywa się Kane. Harry Kane. Bramka Anglika to gol, o którym marzy każdy piłkarz. Ospina, tym razem, bez szans.

https://twitter.com/footbalIfights/status/706118359499276288

Rozpadało się nad Londynem i wydawało się, że potężne krople deszczu rozpuszczają marzenia „Kanonierów” o dobrym wyniku. 2:1, gramy w 10, Tottenham jest rozpędzony – grajmy tak, aby nie było blamażu. Jednak takie myślenie nie przyświecało piłkarzom z Emirates. Bellerin do Sancheza, świetny, sprytny strzał Chilijczyka, piłka przyspiesza na śliskiej murawie, Lloris kapituluje. Zespół Wengera zaprzeczył słowom Paula Scholesa, podopieczni Francuza pokazali, że mają jaja.

https://vine.co/v/iXejB7z3m5d

Prawdziwy rollercoaster, mecz z najwyższej półki. Sytuacjami, które oba zespoły stworzyły sobie w ostatnim kwadransie, można by obsadzić co najmniej trzy poniedziałkowe spotkania w polskiej ekstraklasie. Pojedynek, który z pewnością trafi do annałów najnowszej historii Premier League i niech poprą to słowa wybitnego eksperta.

Derby zakończyły się remisem, ale paradoksalnie mamy zwycięzcę – Leicester City. Claudio Ranieri i spółka nie mogli sobie wyobrazić lepszego wyniku niż ten, który padł na White Hart Lane. Taki rezultat zwiastuje nam jednak wspaniałe emocje w ciągle trwającym wyścigu o tytuł mistrza Anglii.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze