Zasada 50+1 w Bundeslidze – farsą od samego początku


RB Lipsk to tylko symbol tej kpiny

1 grudnia 2016 Zasada 50+1 w Bundeslidze – farsą od samego początku

Obecny, sensacyjny lider Bundesligi - RB Lipsk stał się w Niemczech niejako symbolem upadku tradycji i tożsamości niemieckiej piłki. Droga, jaką podążyły Chelsea Londyn, Manchester City, Paris-Saint Germain czy AS Monaco, to przykłady klubów, które przy pomocy obcego kapitału wróciły z niebytu i dziś stanowią o sile swoich rodzimych lig. Zespół z byłego NRD zdaje się zmierzać w podobnym kierunku, omijając funkcjonujące przepisy DFB. Czy Lipsk jest faktycznie jedynym przedstawicielem tego trendu u naszych zachodnich sąsiadów?


Udostępnij na Udostępnij na

Koncern Red Bulla i Lipsk

W roku 2009 austriacki multimiliarder, Dietrich Mateschitz, jeden z założycieli Red Bulla, postanawia rozszerzyć swoje sportowe portfolio o niemiecki klub piłkarski. Wybór pada na SV Markranstadt – grający na peryferiach zespół rywalizuje wtedy na piątym poziomie rozgrywek w Niemczech. Tym samym Lipsk dołącza obok FC Red Bull Salzburg, Red Bull Brasil, Red Bull Ghana, New York Red Bulls do stajni sportowej producenta puszek z napojem energetycznym. Zresztą nie ogranicza się ona tylko do piłki nożnej, szyld z czerwonymi bykami obecny jest także w innych dyscyplinach, jak Formuła 1, wyścigi samochodowe czy skoki ze stratosfery.

Zaledwie na przestrzeni siedmiu sezonów austriacki koncern wyciąga zespół z Saksonii z peryferii do najwyższego poziomu rozgrywkowego w Niemczech, wynik iście imponujący. Po raz pierwszy od 2009 roku klub z byłego NRD ma szansę rywalizować na szczeblu Bundesligi. Kontrowersyjny projekt spotyka się jednak z bardzo silną krytyką konserwatywnego niemieckiego środowiska piłkarskiego. Szereg zarzutów formułowanych w jego kierunku wydaje się uzasadniony, jednak sporo z nich ma także charakter cyniczny.

Jedyne, co różni mój klub od Barcelony czy Bayernu, to 100 lat. Za 500 lat tamte zespoły będą miały 600 lat, my 500Dietrich Mateschitz (założyciel Red Bulla)

Włodarze z Lipska zastosowali szereg sprytnych posunięć, które pozwoliły ominąć regulacje niemieckiej federacji piłkarskiej (DFB). Jedne z nich dotyczą zakazu używania w nazwie klubu jego sponsora. RB Lipsk w domyśle Red Bull Lipsk, oficjalnie przyjął nazwę – RasenBallSport, które w wolnym tłumaczeniu oznacza trawiasty sport piłkarski. Inny zarzut, już dużo bardziej poważny, odnosi się bezpośrednio do przepisów obowiązującej zasady 50+1 i rodzaju własności, jaką mają posiadać zespoły w Niemczech.

Zasada 50+1 (50+1 Regel)

Przepis, który ma rzekomo stać na straży tożsamości, tradycji i historii niemieckiego futbolu. W myśl tej regulacji członkowie klubu muszą posiadać co najmniej 51% udziałów, aby uzyskać licencję na grę w Bundeslidze. W zamyśle ma to zapobiegać przejęciu pakietu większościowego przez prywatny kapitał, zwłaszcza zagraniczny. Przytoczne wcześniej przykłady klubów, w których przyjście obcego inwestora zakończyło się względnym sukcesem, są tylko jednym ze scenariuszy. Drugi – przykładem angielskie Portsmouth FC – jest dowodem na to, jak klub trafia w niepowołane ręce i staje się zabawką miliardera.

Dla porównania „Bawarczycy” mają ponad 224 tys. członków, Borussia Dortmund czy Schalke po ok. 140 tys., wszyscy z prawem głosu, z kolei w Lipsku takich fanów jest zaledwie 17.

RB Lipsk oficjalnie spełnia wymagania zasady ustanowionej przez DFB. Faktem jest, że za członkostwo należy uiścić opłatę w wysokości aż 800 euro – 10 razy więcej niż w Bayernie Monachium. Dla porównania „Bawarczycy” mają ponad 224 tys. członków, Borussia Dortmund czy Schalke po ok. 140 tys., wszyscy z prawem głosu, z kolei w Lipsku takich fanów jest zaledwie 17.  Jest to forma bardziej zakładowego stowarzyszenia z uwagi na to, że w większości są to ludzie powiązani z Red Bullem. Można zostać członkiem klubu za zdecydowanie mniej niż 800 euro, ale bez prawa głosu, takich sympatyków jest około 200.

Omawiany zespół nie jest jedynym przedstawicielem Bundesligi, który budzi kontrowersje w ramach tej regulacji. Formę satyry przybrało pewne odstępstwo od tej zasady, otóż w przypadku, jeżeli dana osoba lub firma finansuje klub nieprzerwanie od 20 lat, zasada ta traci ważność. Za przykłady posłużyć może Bayer 04 Leverkusen (koncern farmaceutyczny Bayer) i VfL Wolfsburg (producent samochodów Volkswagen). O dziwo wspomniane Leverkusen posiada w swojej nazwie także swojego sponsora, dla równowagi pojawiło się jednak oznaczenie „04” – odnoszące się do roku założenia tego zespołu, który przypada na rok 1904.

Pozytywy wejścia Red Bulla

Tak jak było już wspomniane, w obecnym sezonie RB Lipsk jest pierwszą drużyną z byłego NRD od niemal siedmiu lat. Z całą pewnością cały region wschodnich Niemiec cały czas pokutuje za czasy zimnej wojny. Obszar ten jest dużo bardziej zacofany, mniej rozwinięty, ludziom żyje się tutaj po prostu gorzej, niż w zachodnich Niemczech. Wejście Red Bulla do Lipska może stanowić kop dla rozwoju dla landu Saksonii, swego rodzaju antidotum dla biedy i nędzy, jaka tutaj panuje. Kilkaset milionów euro zainwestowanych w klub, infrastrukturę, miejsca pracy, z pewnością przyniesie pozytywny efekt.

Kolejnej korzyści upatruje w  systemie szkolenia i piłce młodzieżowej w Lipsku. Stoi ona na bardzo wysokim poziomie. Świadczy o tym fakt posiadania w niemal każdej grupie wiekowej reprezentanta Niemiec. Lider Bundesligi jest również miejscem, gdzie stawia się na młodzież, i to w pierwszej drużynie. Kupuje się tutaj obecnie i w przeszłości głównie zawodników młodych i perspektywicznych. Przez Lipsk przewinął się choćby Joshua Kimmich, wschodząca gwiazda Bayernu. Nie skąpiono kasy z budżetu, aby ściągnąć jeden z największych talentów niemieckiej piłki, Timo Wernera. Filozofia klubu oraz polityka transferowa sprawiła, że obecnie RB Lipsk może poszczycić się najmłodszą kadrą w lidze ze średnią wieku 23,9.

RB Lipsk – kozioł ofiarny

RB Lipsk konkuruje obecnie z Bayernem Monachium o miano najbardziej znienawidzonego podmiotu w niemieckiej piłce. Według badań opinii społecznej wysforował się nawet na prowadzenie w tym niechlubnym rankingu. W obliczu wielkiej niechęci niemieckich kibiców piłkarskich do projektu RB Lipsk, zaczęło dochodzić do kuriozalnych sytuacji. Część klubów, na prośbę swych fanów, odmówiło choćby rozgrywania meczów towarzyskich poza sezonem z zespołem z Lipska. Inny zarzut odnosił się do oskarżeń o zbyt agresywną politykę transferową, o ściąganie do siebie najbardziej zdolnych 15- i 16-latków z Niemiec i Europy Wschodniej.

Fala hejtu, jaka przelała się przez lidera Bundesligi, osiągnęła niewyobrażalną i niespotykaną skalę. W moim odczuciu RasenBallSport stał się w sporej mierze kozłem ofiarnym całej rzeczywistości, w jakiej obecnie żyjemy. Zasada 50+1 miała być rodzajem kompromisu między komercjalizacją i społecznością klubową, w rzeczywistości jej idea jest niemożliwa do wcielenia w życie. Zaczynając od największy potentatów ligi niemieckiej – Bayernu Monachium i Borussii Dortmund, które są tak naprawdę ogromnymi korporacjami,  a w nich prawdziwymi decydentami i rozdającymi karty są jednostki, jak Watzke, Rummenigge czy Hoeness.

We wspomnianych klubach z Leverkusen i Wolfsburga, a także innych jak Hoffenheim (SAP) i Ingolstadt (Audi) kapitał prywatny stanowi główny oręż rozwoju. Całe towarzystwo wykazuje się sporą dozą hipokryzji, zarzucając Lipskowi niewłaściwą politykę, samemu jadąc jednak na tym samym wózku. Być może w Niemczech jest szczególna niechęć do kapitału austriackiego, nie doszukuję się jednak jej genezy. Jedno jest pewnie, jak wiemy z historii, wszelkie przejawy wykluczania i stygmatyzacji akurat w Niemczech powinny być bardzo szybko tłumione, być może nasi zachodni sąsiedzi mają po prostu umysły podatne na takie zachowania.

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze