Sporting Lizbona – cicha strona stolicy Portugalii


Czy dawny klub Cristiano Ronaldo wróci na piłkarskie salony?

19 września 2019 Sporting Lizbona – cicha strona stolicy Portugalii
www.givemesport.com/

Lizbona – piękne portugalskie miasto położone nad rzeką Tag znane jest głównie z wielu wycieczek turystycznych i krajobrazów. Gdy jednak już pozwiedzamy stolicę, warto też przejść się na jakiś meczyk. I tu na myśl od razu nasuwa się Benfica, czyli najbardziej utytułowany klub w tym kraju. Jest to oczywisty wybór, aktualny mistrz Portugalii prezentuje najwyższy poziom i do tego gra w Lidze Mistrzów. Pamiętajmy jednak, że Benfica mieszka w Lizbonie ze swoim młodszym sąsiadem, a na imię mu Sporting.


Udostępnij na Udostępnij na

Aby mówić o aktualnej sytuacji klubu i jego planach na przyszłość, trzeba przypomnieć bolesną prawdę o końcówce sezonu 2017/2018. W maju po przegranym meczu ostatniej kolejki i utraconej szansie na Ligę Mistrzów na trening wbiegło ponad 50 kiboli, aby pobić piłkarzy pierwszego zespołu oraz trenerów. Kilku zawodników ucierpiało, m.in. Bas Dost, który miał rozciętą głowę. Jakim cudem możliwe jest, aby w takim klubie jak Sporting miała miejsce tak kuriozalna sytuacja? Takie pytanie mogli sobie zadawać gracze, a kilku z nich w trosce o swoje bezpieczeństwo postanowiło zmienić zespół. I nie byli to rezerwowi, swoje środowisko pracy zmienili kluczowi piłkarze, tacy jak Rui Patricio, William Carvalho czy Gelson Martins.

Sporting ma jednego lidera

Ostatnie lata dla klubu z Estadio Jose Alvalade nie były optymistyczne. Choć na arenie międzynarodowej nie wygląda to tak źle. W poprzednim sezonie porażka w 1/16 finału Ligi Europy z Villarrealem, a dwa sezony wcześniej gra w Lidze Mistrzów (trzecie miejsce w grupie) zakończona przegranym dwumeczem z Atletico w ćwierćfinale Ligi Europy. Wielu kibiców Sportingu czeka jednak na sukces na krajowym podwórku. Ostatni raz mistrzem Portugalii „Lwy” zostały, uwaga, w sezonie 2001/2002! Od kilku lat cały czas zajmują czołowe miejsca w tabeli promujące grą w europejskich pucharach. Do tytułu brakuje niewiele, ale na koniec mocniejsi są Benfica lub Porto. Mimo tego, że drużyna nie porywa fanów swoją grą, jest osoba, dla której warto pójść na stadion.

Bruno Fernandes, 25-letni pomocnik i kapitan Sportingu. Najlepszy zawodnik poprzedniego sezonu ligi portugalskiej, w której strzelił 20 goli i zaliczył 13 asyst. We wszystkich rozgrywkach sezonu 2018/2019 w 53 meczach rozegrał 4688 minut, w których strzelił 32 bramki i miał 18 asyst. Łatwo więc się domyślić, że o zawodniku z takimi statystykami nie może być cicho. Latem zainteresowanie Portugalczykiem zgłosiły takie kluby jak Tottenham czy Real Madryt. Najbliżej był Tottenham, który prowadził zaawansowane negocjacje, jednak do transferu nie doszło.

W tym sezonie Bruno jeszcze pozostanie w szeregach Sportingu, przynajmniej do zimowego okienka transferowego. Aby zatrzymać go na dłużej w klubie, zarząd będzie musiał sięgnąć głęboko do kieszeni, a wydaje się to dosyć mało prawdopodobne. Może to być ostatni sezon pomocnika w klubie z Lizbony, ale sam zawodnik nie zamierza go przespać. W pierwszych pięciu meczach ligowych ma już na koncie trzy gole i cztery asysty.

Nowe twarze

Utrzymanie w klubie Bruno Fernandesa było ważnym celem zarządu w letnim okienku i udało się to zrealizować. Nie była to jedyna aktywność Sportingu na rynku transferowym. Klub pozyskał kilku naprawdę wartościowych zawodników.

Jese Rodriguez – Sporting pozyskał wychowanka Realu Madryt w ramach rocznego wypożyczenia z Paris Saint-Germain. Podczas gry w zespole „Królewskich” wydawał się dużym talentem, imponował swoją szybkością i niezłym dryblingiem jak na „dziewiątkę”. Jednak z upływem miesięcy jego forma spadała i nie mógł się odnaleźć na boisku. W końcu Real zdecydował się sprzedać go do PSG za 14 milionów euro. W Paryżu Jese też nie odegrał wielkiej roli, najczęściej był rezerwowym lub nawet nie łapał się do składu. Szejkowie uznali, że lepiej będzie go wypożyczyć. I tak Jese grał jeszcze po sezonie w Las Palmas, Stoke czy Realu Betis, aż w końcu trafił do Portugalii. Jest to na pewno dobry napastnik, który potrzebuje się przełamać. Wydaje się, że liga portugalska może być dla niego miejscem idealnym.

Yannick Bolasie – wypożyczony na jeden sezon z Evertonu reprezentant Demokratycznej Republiki Konga. Gra na pozycji skrzydłowego, ma kilka lat doświadczenia na poziomie Premier League czy Championship. Ostatnie miesiące spędził w Belgii w barwach Anderlechtu, gdzie strzelił sześć goli i miał trzy asysty. Większość młodszych kibiców może go kojarzyć z gry FIFA i słynnego zwodu „Bolasie Flick”. Tak nazwano pewien trik, który grając w Crystal Palace, wykonał na Christianie Eriksenie. Mimo tego, że swoje najlepsze piłkarskie lata ma już za sobą, może dać kibicom na Estadio Jose Alvalade kilka powodów do zachwytu.

Luciano Vietto – trafił do Portugalii w ramach transferu definitywnego z Atletico Madryt za 7 milionów euro. W Atletico nie zrobił dużej kariery, ale przyszedł tam z Villarrealu, gdzie na poziomie pierwszej ligi pokazał się z bardzo dobrej strony. Napastnik o dobrym przyspieszeniu i zmyśle do gry kombinacyjnej, może przynieść sporo korzyści swojej nowej drużynie.

Aby nie było tak kolorowo, trzeba też powiedzieć, kto odszedł ze Sportingu w tym oknie. Największym ubytkiem zdecydowanie jest utrata Basa Dosta. Holenderski napastnik w poprzednim sezonie był drugim najlepszym strzelcem zespołu. Największym jego atutem była gra głową, która na pewno przyda się w Eintrachcie Frankfurt, czyli nowym klubie Dosta. Warty odnotowania jest transfer, na mocy którego Brazylijczyk Raphinha przeszedł do Stade Rennes za 20 milionów euro. 22-letni skrzydłowy pokazał światu swoje niecodzienne umiejętności podczas pobytu na Półwyspie Iberyjskim i niewątpliwie dysponuje wielkim talentem.

Co dalej?

Podopieczni trenera Marcela Keizera nie rozpoczęli tego sezonu z przytupem, na piętnaście punktów możliwych do zdobycia uzyskali tylko osiem. Taki średni początek sezonu nie musi zalewać pesymizmem głów kibiców. Sporting prezentuje się całkiem okazale. Warto zwrócić uwagę na parę stoperów. Jeremy Mathieu i Sebastian Coates mają duże doświadczenie i grali w niezłych klubach. Ten pierwszy był nawet w Barcelonie. Z taką obroną na pewno łatwiej będzie zwojować coś w Europie. Tym bardziej że los był szczęśliwy dla zielono-białych. W grupie Ligi Europy znaleźli się z PSV, LASK i Rosenborgiem. Nie jest to na pewno grupa śmierci. Sporting powinien awansować do fazy pucharowej. Najtrudniejszym wyzwaniem na tym etapie może być najbliższy mecz w Eindhoven.

Zwycięstwo w Lidze Europy, mistrzostwo Portugalii – te trofea raczej nie trafią w ręce klubu, który wychował Cristiano Ronaldo. Jednak puchar kraju czy awans do Ligi Mistrzów jest realny i piłkarze z całym sztabem na pewno zrobią wszystko, aby to osiągnąć. Najwierniejsi kibice „Lwów” mają nadzieję, że może w tym sezonie uda się przebić gruby sufit do piętra wyżej, które na razie zamieszkuje inny lokator z Lizbony.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze