Było lepiej, ale do poprawy wciąż dużo. Punktujemy minusy w grze Legii


Nad czym jeszcze trzeba popracować?

27 września 2016 Było lepiej, ale do poprawy wciąż dużo. Punktujemy minusy w grze Legii
Grzegorz Rutkowski/iGol.pl

Kilkanaście rewelacyjnych minut, później przeplatanka. Tak w skrócie można opisać przebieg meczu Sportingu z Legią z perspektywy mistrza Polski. Podopieczni Jacka Magiery byli co najmniej o dwie klasy lepsi aniżeli w starciu z Borussią Dortmund, nie znaczy to jednak, że wszystko było jak należy. W telegraficznym skrócie – oto, czego warszawianie muszą się wystrzegać w następnych starciach.


Udostępnij na Udostępnij na

1) Te przeklęte stałe fragmenty gry

Trudno wskazać w pierwszej połowie choć jeden rzut rożny Portugalczyków, po którym Legia nie byłaby w tarapatach. Dośrodkowania ze stojącej piłki notorycznie wywołują u defensorów (i nie tylko) warszawskiego klubu ataki amnezji. Zapominają, kogo kryją i gdzie mają się ustawić. Końcowy efekt to pierwszy ze straconych goli, trudno zliczyć który już w tym sezonie. Nowy szkoleniowiec musi w czasie przerwy reprezentacyjnej położyć szczególny nacisk na kwestię stałych fragmentów gry. Bez tego Legia zwyczajnie nie zacznie wygrywać.

2) Problemy z rozegraniem

Duet defensywnych pomocników Moulin–Jodłowiec naprawdę nieźle spisywał się w destrukcji. Co ciekawe Francuz, który miał być pierwszym playmakerem zespołu, radził sobie w odbiorze nawet lepiej niż specjalista w tej dziedzinie, jakim jest „Jodła”. Co z tego, skoro każdy moment wymagający przyspieszenia gry równał się niecelnemu podaniu lub stracie na własnej połowie? Sporting wbrew pozorom zostawiał sporo miejsca mistrzowi Polski, piłkarze nieco jednak głupieli, gdy mogli nieco spowolnić grę, bo w ekstraklasie zwykle miejsca nie ma wcale. Portugalski środek pola powinien być wzorem dla naszych drużyn. W zasadzie co kilka minut „Lwy” bezbłędnie uwalniały się spod krycia, co skutkowało zwykle groźnymi sytuacjami pod naszym polem karnym.

3) Skrzydłowi

Steeven Langil fantastycznie pozoruje grę defensywną. Wraca się za przeciwnikiem, kiedy trzeba ustawia się pod własnym polem karnym. Ale nie wymagajmy od takiego artysty piłki (i pianina) krycia rywali. Odbiór piłki? Nie ma mowy, to zostawiamy defensorom. Trener Hasi w zasadzie uznawał, że pomocnicy są wyłącznie od atakowania, skrzydłowi już w ogóle. U Magiery tak nie będzie, dlatego Langil – nawet nie najgorzej grający z przodu – po pierwszej połowie musiał pogodzić się z ławką rezerwowych. Niestety wprowadzony za niego Aleksandrow nie dał nic w ataku, w obronie zaś zwykle stanowił sztuczny tłum. Guilherme co prawda walczył jak zawsze, efektywności nie było jednak u niego za grosz. Panowie występujący na flankach muszą zakasać rękawy. Jakkolwiek to brzmi, bardzo brakowało dziś Michała Kucharczyka.

4) Irytujący Radović

Serb z polskim paszportem co prawda był jednym z nielicznych piłkarzy, którzy potrafili nieco dłużej przytrzymać piłkę i uwolnić się spod opieki pilnującego ich zawodnika, ale… No właśnie. Miro Radović zapomniał chyba, że czasem szybkie podanie jest w cenie, zwłaszcza gdy pokazuje ci się dwóch gości do gry. Wtedy wcale nie lepiej zrobić trzy kółka, rozłożyć bezradnie ręce i wycofać piłkę do obrońców, albo wykopać na aut. „Rado” nie wykorzystał też znakomitej szansy na bramkę kontaktową, fatalnie uderzając piłkę wyłożoną jak na tacy przez Adama Hlouska. Dobrze że ofensywny gracz wrócił do Warszawy, na wkomponowanie się do drużyny niestety jednak potrzebuje czasu, co widać jak na dłoni.

5) Bezzębny Nikolić

Któryś raz z rzędu Nemanja Nikolić nie dochodzi do sytuacji strzeleckich. Jasne, możemy winić za to całą drugą linię, warto jednak się zastanowić, czy reprezentant Węgier nie powinien nieco aktywniej uczestniczyć w grze. W jakiej sytuacji najczęściej widzieliśmy snajpera Legii w meczu ze Sportingiem? Długie wieczorne spacery pomiędzy stoperami portugalskiego klubu. Nie ma się więc co dziwić, że schowanego napastnika koledzy obsługiwali wyjątkowo rzadko. Jacek Magiera razem ze swoim sztabem musi wymyślić Nikolicia w Legii na nowo, w innym wypadku dojdzie do obustronnej frustracji. A tego nikt chyba by sobie przy Łazienkowskiej nie życzył.


O największych pozytywach w grze Legii przeczytacie tutaj.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze